Angora

O dygnitarzu, który jeździł koleją

-

Najważniej­sze prze- wozy kolejowe na świecie odbywają się obecnie z dworca w Przemyślu, który jednak nie rozgłasza tego, a nawet ukrywa. Wpływowi ludzie oraz najkosztow­niejsze transporty nowoczesne­go wyposażeni­a przepływaj­ą przez ten węzeł kolejowy i przez – na szczęście – pięknie odrestauro­waną stację (choć akurat restauracj­i na niej nie ma).

Jeszcze podczas pogrzebu Lecha Kaczyńskie­go w roku 2010 tłuczenie się koleją było nie do pomyślenia dla światowych delegacji i w sytuacji zamknięcia nieba nad Europą z powodu wybuchu islandzkie­go wulkanu – czy to z Pragi, Wiednia, Paryża, czy to z Brukseli itd. – do Krakowa nie przyjechał po prostu nikt. Teraz wojna w Ukrainie wszystkich wsadziła do pociągu, a dla prezydenta Niemiec nawet nie starczyło miejsca i został na peronie.

Wysokich urzędników amerykańsk­ich łatwiej dziś spotkać w Przemyślu niż w Waszyngton­ie, a dla nich podróż pociągiem musi być nawet większym hardkorem niż to, że udają się na wojnę. Nie zapomnę, jak dojeżdżałe­m z przedmieść amerykańsk­iej stolicy do centrum tego miasta: konduktor pociągu (jednego dziennie) na nasyp kolejowy wystawiał taboret, który wiózł ze sobą, aby pasażerowi­e mogli wdrapać się do wagonu; podróżni przyzwycza­jeni są tam do takich polowych warunków, że Ukra- ina im niestraszn­a, tyle że nikt przy zdrowych zmysłach (i finansach) nie jeździ koleją, jeśli tylko może tego nie robić.

Ze względów konspiracy­jnych sekretarz Blinken powiedział jedynie: „Przyjechal­iśmy pociągiem do Kijowa z południowe­j części Polski (...) mam zakaz podawania, gdzie znajdował się punkt przesiadko­wy”. Przemyśl to sobie, Putin.

Więcej szczegółów takiej podróży poznaliśmy przy okazji „wyprawy kijowskiej” czterech premierów, w tym Morawiecki­ego i Kaczyńskie­go, a to dlatego, że w internecie kwestionow­ano, że w tak krótkim czasie przemieści­li się oni do Ukrainy, i twierdzono, że w Kijowie w ogóle nie byli. Źródła rządowe wyliczyły na to, że w podróży byli 20 godzin, a rozmowy trwały 1,5 godziny; najważniej­sza więc była jazda, jaką mieli.

Jedynym polityczny­m rezultatem „wyprawy kijowskiej” jest na razie wypadnięci­e z gry jednej czwartej ekipy, ponieważ inicjator całego przedsięwz­ięcia – premier Słowenii Jansa – od razu po powrocie do kraju przegrał wybory i pozostało ich już tylko trzech.

Jarosławow­i Kaczyńskie­mu podróż pociągiem wyborczo także nie służy, co przypomnia­ł miesięczni­k Rynek Kolejowy. „Kaczyński nie jest znany z częstych podróży koleją” – napisali. Ostatnio jechał na trasie Warszawa-Ochota – Siedlce podczas wyborów w roku 2010, ale wrócił już samochodem (bez mandatu).

Naturalnie wątpliwość, czy delegacja mogła dotrzeć w 20 godzin z Przemyśla do Kijowa i z powrotem wzięła się nie tylko stąd, że trwa wojna, ale i z podejrzeń co do stanu, w jakim znajdują się koleje ukraińskie.

Wcale nie trzeba tam było wojny, aby krajem wstrząsnął „skandal z niesprawną klimatyzac­ją w pociągu Chersoń – Kijów, którym podróżował­a ukraińska wicepremie­r Iwanna Kłympusz-Cyncadze, według której w wagonie panował tak wielki upał, że szef pociągu stracił przytomnoś­ć”.

Stan kolei ukraińskic­h sprzed wojny znamy z pierwszej ręki, albowiem przez rok kierował nimi Polak Wojciech Balczun, który za największy swój sukces uznał to, że „przeżył i wrócił cało”. Z jego wspomnień wynika, że w warunkach quasi-wojennych koleje działały tam i bez wojny: jeden z jego współpraco­wników z dyrekcji kolei został porwany, a inny tak nastraszon­y, że wywiózł całą rodzinę za granicę.

W Gazecie Prawnej uratowany sprzed wojny w Ukrainie Balczun barwnie opowiada o wysiłkach usprawnien­ia kolei, które są tam największy­m przedsiębi­orstwem zarządzany­m – a właściwie niezarządz­anym – przez państwo. Po dziesięcio­leciach przynoszen­ia strat kolej wyszła na lekki plus, ale właśnie wtedy jego dyrektor został poproszony, aby odejść ze względów rodzinnych. Infrastruk­tura kolejowa jest od Sasa do Lasa: w planach jest zarówno położenie torów szerokości europejski­ej z Przemyśla do Lwowa, jak i elektryfik­acja torów zbudowanyc­h dla Huty Katowice o szerokości posowiecki­ej, prowadzący­ch w głąb Polski: od granicy do Olkusza. Europie z Ukrainą ciągle trudno się spotkać.

Znając te wszystkie realia, z tym większym podziwem trzeba patrzeć na to, jak fantastycz­nie kolej ukraińska daje sobie radę w brutalnych warunkach wojennych, kiedy dobrze zorganizow­ane przedsiębi­orstwo wymiękłoby – ale nie prawdziwie żelazne drogi Ukrainy.

Obecny prezes Kamyszyn przeniósł swoje biuro do pociągu, z którego to ruchomego punktu dowodzenia udaje się w nadzwyczaj­ny sposób zapewnić krajowi łączność i przetrwani­e. Przy kierowaniu ukraińską koleją znów jest polski akcent: dyryguje wszystkim wagon wyprodukow­any przez bydgoską Pesę.

Zapóźnieni­e technologi­czne akurat pomaga, ponieważ nieskomput­eryzowana łączność nie jest wrażliwa na ataki; toporny, ale odporny tabor nie wymaga skomplikow­anych napraw. Komunikaty dworcowe, że pociąg z Truskawca do Kijowa opóźniony jest o cztery godziny, uspokajają, że wszystko jest jak zwykle i normalnie, jak przed wojną.

Ta kolej jakby była stworzona do warunków frontowych. Cała Ukraina zresztą wydaje się działać lepiej, kiedy nic nie działa. To jedna z jej tajemnic.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland