Gorzki kawałek górniczego chleba
Nr 19 (2 – 8 V) Cena 8,90 zł
Za bezpieczeństwo energetyczne naszego kraju zdrowiem i życiem płacą górnicy.
„Z czym wraca do domu górnik, któremu udało się przeżyć wybuch metanu w kopalni? Z rękami zapisanymi numerami telefonów... Brat mojego szwagra, chłopak, którego znam od ponad 20 lat, tak właśnie wrócił z nocnej zmiany. Jego ręce pokrywały numery telefonów do żon poparzonych kolegów. Numery, które podawali mu, póki jeszcze mieli siły. Zapisywał je jakimś flamastrem.
Kilka godzin wcześniej szli razem na szychtę, rozmawiając o codziennych głupotach, nieświadomi tego, że za chwilę będą swoich kolegów rozpoznawać po zębach, bo reszta była tak zwęglona, że nie dało się inaczej”, napisała na Facebooku mieszkanka Śląska przejęta do głębi tragedią, do której doszło 20 kwietnia 2022 r. w Kopalni Węgla Kamiennego „Pniówek” w Pawłowicach. Tego dnia w chodniku na głębokości 1000 m w wyniku wybuchu metanu zginęło ośmiu górników, 30 zostało rannych, a siedmiu uznano za zaginionych.
Trzy dni później w odległym o ok. 6 km Ruchu Zofiówka Kopalni Węgla Kamiennego „Borynia-Zofiówka” w Jastrzębiu-Zdroju wstrząs wysokoenergetyczny na głębokości 900 m i wyciek metanu zabiły dziesięciu górników.
Do chwili oddania numeru do druku łącznie w obu tych tragediach potwierdzono śmierć 18 górników. Nie ma nadziei na odnalezienie żywego choć jednego z zaginionych.
Wśród górników od razu zaczęły krążyć podejrzenia, że zafałszowano wskazania metanomierza. Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki i były ratownik górniczy, przyznaje, że urządzenie nie zadziałało, ale nie przypuszcza, by ratownicy, którzy zginęli, fałszowali jego wskazania. Zastanawia się natomiast, czy wcześniej nie było niepokojących sygnałów. Sprawę wyjaśni prokuratura.
Markowski zauważa, że wprawdzie w Pniówku i Zofiówce, gdzie wydobywany jest wysokiej jakości węgiel koksujący, nie było wielkiej presji na zwiększenie wydobycia, bo takiego węgla z Rosji nie sprowadzaliśmy, ale w większości polskich kopalń, w których wydobywany jest węgiel energetyczny, fedruje się na potęgę. Zwłaszcza w ostatnich miesiącach, gdy ceny biją kolejne rekordy. Na początku marca br. indeks cen ARA (skrót od nazw portów Amsterdam, Rotterdam, Antwerpia), uznawany w Europie za wzorcowy, sięgnął 459 dol. za tonę węgla. Obecnie to 324 dol., co świadczy o pewnej stabilizacji. Dla porównania – w roku 2020 za tonę płacono w Europie od 49 do 59 dol. A rok temu w kwietniu cena tony węgla oscylowała wokół 93 – 95 dol. i uważano ją za wysoką.
Jeszcze dwa lata temu polskie kopalnie skazane były na zagładę. Wojna w Ukrainie i problemy z zaopatrzeniem naszego kontynentu w surowce energetyczne sprawiły, że węgiel kamienny wrócił do gry.
Polska zaś jest największym i jedynym liczącym się jego producentem w Europie. Niestety, wzrost wydobycia w kopalniach oznacza też wzrost ryzyka kolejnych katastrof. Głośno nikt o tym nie mówi, lecz górnicy muszą pracować mimo zagrożeń. A nadzór nie wygląda dobrze. Janusz Steinhoff, wicepremier w rządzie Jerzego Buzka i były minister gospodarki, zwraca uwagę, że Wyższy Urząd Górniczy, który ma kompetencje kontrolne, podlega dziś nie premierowi, lecz ministrowi aktywów państwowych, który sprawuje nadzór właścicielski nad kopalniami. Zdaniem Steinhoffa tak być nie powinno, bo WUG powstał po to, by nikt nie poświęcał bezpieczeństwa w imię ekonomii.
Pieniądze dla kopalń
Dzięki zasobom węgla kamiennego, brunatnego i gazu ziemnego Polska, według wszelkich unijnych statystyk, ma największy w Europie potencjał, by poradzić sobie z kryzysem. Nasze korzystające z węgla elektrownie i elektrociepłownie nie staną z powodu braku opału. Nie powinno również zabraknąć gazu ziemnego. Za to w trudnej sytuacji znajdą się mieszkańcy wsi, właściciele domów jednorodzinnych, szklarni itd., którzy korzystają z węgla opałowego, do tej pory w większości sprowadzanego z Rosji.
Można było tego uniknąć, gdyby polskie kopalnie były doinwestowane i wydobywały więcej węgla. I gdyby bardziej dbano o bezpieczeństwo górników. Tymczasem w ostatnich latach znacznie ograniczono inwestycje w górnictwie, zmniejszono zatrudnienie, zamknięto wiele zakładów. Przedstawiciele branży górniczej jako powód wskazują agresywną politykę klimatyczną. Dlatego węgiel sprowadzamy z tak odległych krajów jak Australia, RPA czy Kolumbia.
Doszło do paradoksu – w kraju będącym największym w Europie producentem węgla kamiennego tona ekogroszku dla odbiorców indywidualnych na początku kwietnia kosztowała ok. 2,5 tys. zł. Obecnie tego towaru rozpaczliwie brakuje, a za tonę ekogroszku z Kolumbii trzeba zapłacić 3,2 tys. zł. Nie brakuje opinii, że jesienią cena dojdzie do 4 tys. zł.
Jarosław Niemiec, pracujący w Zakładzie Przeróbki Mechanicznej Węgla Kopalni LW Bogdanka i przewodniczący zarządu
Zakładowego Związku Zawodowego Przeróbka, uważa, że im szybciej rząd zdecyduje się na zmianę polityki energetycznej, odejście od planów likwidacji kopalń i zwiększenie wydobycia węgla, tym lepiej. – Koszt transformacji energetycznej, jaki poniesiemy wszyscy, okaże się niższy – mówi.
Jego zdaniem, gdyby rząd ogłosił, że górnictwo staje się branżą strategiczną, od której zależy bezpieczeństwo kraju, i będzie ono rozwijane w najbliższych latach, banki znów zaczęłyby udzielać kredytów kopalniom. Nie tylko wzrosłoby wydobycie, ale także podniósłby się poziom bezpieczeństwa, a polska gospodarka zyskałaby dostęp do tańszej energii elektrycznej.
Warto też zauważyć, że temat niezwykle kosztownych unijnych planów ograniczenia emisji dwutlenku węgla do połowy XXI w. czy proponowany pakiet Fit for 55 zostały, delikatnie mówiąc, zapomniane, a z pewnością nie debatuje się o nich tak często jak niegdyś.
Co prawda, były premier Jerzy Buzek, obecnie poseł do Parlamentu Europejskiego, podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego, który odbył się 26 i 27 kwietnia br. w Katowicach, oświadczył, że nie będzie zmian w unijnym systemie handlu uprawnieniami do emisji (EU ETS), ale zapowiedział korekty „może głębiej sięgające, niż myśleliśmy jeszcze miesiąc czy dwa miesiące temu”. Co oznaczać może wszystko, łącznie z tym, że handel prawami do emisji dwutlenku węgla przejdzie do historii.
Zdecydują o tym nie politycy, lecz poziom inflacji oraz ceny nośników energii, które biją rekordy. Polska mogłaby wykorzystać nadarzającą się okazję. Jeśli zwiększymy wydobycie węgla – zwłaszcza dla odbiorców indywidualnych – i na jakiś