Diament znaczy niezniszczalny
Dyskrecja, dyskrecja i jeszcze raz dyskrecja. To w handlu diamentami inwestycyjnymi żelazna zasada, od której nie ma wyjątków.
Rodzina Urbaniaków związana jest z branżą jubilerską od trzech pokoleń. Dzisiaj prowadzi firmę Gemur.
Niedługo po wojnie Józef Urbaniak założył niewielki zakład rzemieślniczy. Były to czasy „bitwy o handel”, gdy komunistyczne władze starały się zniszczyć wszelką prywatną działalność gospodarczą. Wyroby jubilerskie uważane były za przejaw burżuazyjnego dekadentyzmu. Dlatego pan Józef był nękany przez fiskusa, który nakładał kary w zależności od humoru kontrolerów.
Firmie udało się jednak przetrwać do odwilży w 1956 roku. W 1964 zakład przejął syn Roman, który nawiązał kontakty z zagranicznymi partnerami i był znawcą brylantów. Otworzył jedną z trzech pierwszych w kraju szlifierni kamieni jubilerskich. Ale przede wszystkim był cenionym rzeczoznawcą. Duże brylanty można było wówczas legalnie kupić i sprzedać tylko za pośrednictwem państwowej DESY (Dzieła Sztuki i Antyki). Jednak żeby wstawić tam kamienie, konieczna była wycena, którą na Dolnym Śląsku przeprowadzał tylko Urbaniak. W latach siedemdziesiątych pan Roman uruchomił laboratorium kamieni szlachetnych, gdzie szkolił młodych jubilerów. Sukces sprawił, że w czasach stanu wojennego Służba Bezpieczeństwa postanowiła przeprowadzić prowokację, żeby wywołać niechęć Polaków do bogatych prywaciarzy.
Kilka osób z rodziny aresztowano, ale wypuszczono po trzech miesiącach. Pan Roman dwa lata przebywał w areszcie.
– Wszystko zakończyło się wyrokami uniewinniającymi i przeprosinami w gazetach – wspomina Tomasz Urbaniak, który zaczął prowadzić firmę z ojcem w 1992 roku. – Na żadne odszkodowania nie można było wówczas liczyć. Tata napisał potem książkę „Afera brylantowa”, ale to w żaden sposób nie zrekompensowało ogromu doznanych krzywd.
Po ukończeniu wszystkich dostępnych kursów w Międzynarodowym Ośrodku Szkoleniowym (DGG) w Idar-Oberstein w Niemczech oraz po praktykach w instytutach gemmologicznych i na giełdach diamentów oraz kamieni szlachetnych w Europie i USA w 1995 roku ojciec i syn uruchomili we Wrocławiu i Polanicy centra gemmologiczne, a następnie za ich pośrednictwem rozpoczęli międzynarodowy hurtowy handel diamentami. W 2006 roku otworzyli we Freetown (Sierra Leone) spółkę, która zajmuje się obrotem surowymi diamentami. Od ponad 20 lat mają też firmę partnerską w USA, z siedzibami w Chicago i Miami, przez którą zaopatrują klientów z Australii, Chin, Nowej Zelandii i obu Ameryk.
Kamyk za 15 milionów dolarów
W stałej ofercie firmy znajduje się około 20 tysięcy brylantów, które można kupić od ręki. Są to przeważnie kamienie jubilerskie, ale zdarzają się też duże, inwestycyjne, mające więcej niż 10,8 karata. Tak dużych brylantów nie spotkamy w żadnej z renomowanych sieci z biżuterią.
Czasem na stronie internetowej można spotkać prawdziwe okazy. Największy, jaki wystawiono przed kilku dniami, miał 50,03 karata i kosztował 31,5 mln zł (netto).
Jednak większość kamieni inwestycyjnych kupowanych jest na konkretne indywidualne zamówienie, gdzie wymagana jest zapłata z góry całej kwoty.
W karierze Urbaniaka największy brylant miał 62 karaty (o drugiej najwyższej skali czystości oraz najwyższej barwie) i kosztował 15 mln dolarów.
Firma żyje z prowizji z takich transakcji – wynosi ona od 0,5 do 2 proc. Im droższy kamień, tym jest ona niższa.
Diamenty inwestycyjne stanowią około 30 proc. przychodów.
– Większość klientów to osoby dla mnie zupełnie anonimowe. Nawet w przypadku największych kamieni nie jestem w stanie skojarzyć ich z żadną firmą ani listą najbogatszych z „Wprost” czy „Forbesa” – zapewnia właściciel. – Jedni zjawiają się w mojej firmie osobiście, ale wielu przysyła pośrednika.
Mniejsze kamienie kupuje się, żeby ozdobić nimi biżuterię. Nie trzeba mieć zdolności detektywistycznych, aby wiedzieć, iż w tej grupie ogromną większość stanowią kobiety.
Urbaniak od lat kupuje kamienie na giełdach diamentowych. Przede wszystkim w Antwerpii, Johannesburgu, Nowym Jorku i Ramat Gan (Izrael).
Diamenty „surowe” przeważnie wybiera się osobiście, a szlifowane najczęściej podczas aukcji internetowej. Te ostatnie są certyfikowane, mają dokumenty, które nawet bez oglądania kamienia powiedzą o brylancie wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć.
Gemur nie szlifuje diamentów – kupuje je już oszlifowane lub zleca szlif w renomowanych zagranicznych szlifierniach w Niemczech i Belgii.
Z 7 – 8-karatowego surowego średniej jakości diamentu, który kosztuje 40 – 45 tys. dolarów, po oszlifowaniu uzyskuje się brylant o masie około 2,5 karata, którego cena wzrasta do 70 – 75 tys. dolarów.
Sprowadzenie brylantów do Polski wiąże się z zapłaceniem podatku VAT, dlatego wielu polskich inwestorów woli je trzymać w sejfach w rajach podatkowych.
W ciągu ostatnich dwóch lat brylanty podrożały średnio o 25 proc., a te największe i najcenniejsze – nawet ponad 30 proc.
Diamenty zawsze były i będą inwestycją, zwłaszcza w tak niepewnych czasach jak dzisiejsze, gdyż nie są podatne na spekulacyjne zachowania rynków finansowych. Tyle że są to inwestycje długoterminowe. Transakcje diamentowe przeprowadza się w dolarach, więc spadek wartości złotówki bardziej dotknął inwestorów w Polsce niż w USA. Mimo wprowadzenia embarga na diamenty z Rosji, które stanowiły prawie 30 proc. światowego rynku, na razie nie miało to znaczącego wpływu na wzrost cen. To, że diamenty w ostatnich latach podrożały, było spowodowane pandemią, a także tym, że przez wiele lat te ceny stały w miejscu.
– Znane zasoby diamentowe, zwłaszcza dotyczące największych kamieni, nie są duże – twierdzi właściciel. – Dlatego uważam, że w najbliższych latach i dekadach cena diamentów będzie systematycznie rosła.
Na świecie od wielu lat, a w Polsce od pewnego czasu, można kupić brylanty syntetyczne. Ich cena wynosi średnio 5 proc. wartości naturalnego kamienia podobnej wielkości. Dla laika są identyczne. Jednak fachowiec rozpozna syntetyk bez problemu.
– Nigdy nie interesowałem się syntetycznymi diamentami – mówi pan Tomasz. – Moim zdaniem lepiej już kupić biżuterię z cyrkonią, która dla niewprawnego oka także przypomina diament, ale przynajmniej jest naturalna.
Gemur ma profesjonalną stronę internetową, ale poza tym nigdzie się nie ogłasza. Niemal 90 proc. osób, zwłaszcza szukających diamentów inwestycyjnych, trafia do firmy z polecenia od jednego zadowolonego klienta do drugiego.