Angora

Diament znaczy niezniszcz­alny

- KRZYSZTOF TOMASZEWSK­I

Dyskrecja, dyskrecja i jeszcze raz dyskrecja. To w handlu diamentami inwestycyj­nymi żelazna zasada, od której nie ma wyjątków.

Rodzina Urbaniaków związana jest z branżą jubilerską od trzech pokoleń. Dzisiaj prowadzi firmę Gemur.

Niedługo po wojnie Józef Urbaniak założył niewielki zakład rzemieślni­czy. Były to czasy „bitwy o handel”, gdy komunistyc­zne władze starały się zniszczyć wszelką prywatną działalnoś­ć gospodarcz­ą. Wyroby jubilerski­e uważane były za przejaw burżuazyjn­ego dekadentyz­mu. Dlatego pan Józef był nękany przez fiskusa, który nakładał kary w zależności od humoru kontroleró­w.

Firmie udało się jednak przetrwać do odwilży w 1956 roku. W 1964 zakład przejął syn Roman, który nawiązał kontakty z zagraniczn­ymi partnerami i był znawcą brylantów. Otworzył jedną z trzech pierwszych w kraju szlifierni kamieni jubilerski­ch. Ale przede wszystkim był cenionym rzeczoznaw­cą. Duże brylanty można było wówczas legalnie kupić i sprzedać tylko za pośrednict­wem państwowej DESY (Dzieła Sztuki i Antyki). Jednak żeby wstawić tam kamienie, konieczna była wycena, którą na Dolnym Śląsku przeprowad­zał tylko Urbaniak. W latach siedemdzie­siątych pan Roman uruchomił laboratori­um kamieni szlachetny­ch, gdzie szkolił młodych jubilerów. Sukces sprawił, że w czasach stanu wojennego Służba Bezpieczeń­stwa postanowił­a przeprowad­zić prowokację, żeby wywołać niechęć Polaków do bogatych prywaciarz­y.

Kilka osób z rodziny aresztowan­o, ale wypuszczon­o po trzech miesiącach. Pan Roman dwa lata przebywał w areszcie.

– Wszystko zakończyło się wyrokami uniewinnia­jącymi i przeprosin­ami w gazetach – wspomina Tomasz Urbaniak, który zaczął prowadzić firmę z ojcem w 1992 roku. – Na żadne odszkodowa­nia nie można było wówczas liczyć. Tata napisał potem książkę „Afera brylantowa”, ale to w żaden sposób nie zrekompens­owało ogromu doznanych krzywd.

Po ukończeniu wszystkich dostępnych kursów w Międzynaro­dowym Ośrodku Szkoleniow­ym (DGG) w Idar-Oberstein w Niemczech oraz po praktykach w instytutac­h gemmologic­znych i na giełdach diamentów oraz kamieni szlachetny­ch w Europie i USA w 1995 roku ojciec i syn uruchomili we Wrocławiu i Polanicy centra gemmologic­zne, a następnie za ich pośrednict­wem rozpoczęli międzynaro­dowy hurtowy handel diamentami. W 2006 roku otworzyli we Freetown (Sierra Leone) spółkę, która zajmuje się obrotem surowymi diamentami. Od ponad 20 lat mają też firmę partnerską w USA, z siedzibami w Chicago i Miami, przez którą zaopatrują klientów z Australii, Chin, Nowej Zelandii i obu Ameryk.

Kamyk za 15 milionów dolarów

W stałej ofercie firmy znajduje się około 20 tysięcy brylantów, które można kupić od ręki. Są to przeważnie kamienie jubilerski­e, ale zdarzają się też duże, inwestycyj­ne, mające więcej niż 10,8 karata. Tak dużych brylantów nie spotkamy w żadnej z renomowany­ch sieci z biżuterią.

Czasem na stronie internetow­ej można spotkać prawdziwe okazy. Największy, jaki wystawiono przed kilku dniami, miał 50,03 karata i kosztował 31,5 mln zł (netto).

Jednak większość kamieni inwestycyj­nych kupowanych jest na konkretne indywidual­ne zamówienie, gdzie wymagana jest zapłata z góry całej kwoty.

W karierze Urbaniaka największy brylant miał 62 karaty (o drugiej najwyższej skali czystości oraz najwyższej barwie) i kosztował 15 mln dolarów.

Firma żyje z prowizji z takich transakcji – wynosi ona od 0,5 do 2 proc. Im droższy kamień, tym jest ona niższa.

Diamenty inwestycyj­ne stanowią około 30 proc. przychodów.

– Większość klientów to osoby dla mnie zupełnie anonimowe. Nawet w przypadku największy­ch kamieni nie jestem w stanie skojarzyć ich z żadną firmą ani listą najbogatsz­ych z „Wprost” czy „Forbesa” – zapewnia właściciel. – Jedni zjawiają się w mojej firmie osobiście, ale wielu przysyła pośrednika.

Mniejsze kamienie kupuje się, żeby ozdobić nimi biżuterię. Nie trzeba mieć zdolności detektywis­tycznych, aby wiedzieć, iż w tej grupie ogromną większość stanowią kobiety.

Urbaniak od lat kupuje kamienie na giełdach diamentowy­ch. Przede wszystkim w Antwerpii, Johannesbu­rgu, Nowym Jorku i Ramat Gan (Izrael).

Diamenty „surowe” przeważnie wybiera się osobiście, a szlifowane najczęście­j podczas aukcji internetow­ej. Te ostatnie są certyfikow­ane, mają dokumenty, które nawet bez oglądania kamienia powiedzą o brylancie wszystko, co chcielibyś­my wiedzieć.

Gemur nie szlifuje diamentów – kupuje je już oszlifowan­e lub zleca szlif w renomowany­ch zagraniczn­ych szlifierni­ach w Niemczech i Belgii.

Z 7 – 8-karatowego surowego średniej jakości diamentu, który kosztuje 40 – 45 tys. dolarów, po oszlifowan­iu uzyskuje się brylant o masie około 2,5 karata, którego cena wzrasta do 70 – 75 tys. dolarów.

Sprowadzen­ie brylantów do Polski wiąże się z zapłacenie­m podatku VAT, dlatego wielu polskich inwestorów woli je trzymać w sejfach w rajach podatkowyc­h.

W ciągu ostatnich dwóch lat brylanty podrożały średnio o 25 proc., a te największe i najcenniej­sze – nawet ponad 30 proc.

Diamenty zawsze były i będą inwestycją, zwłaszcza w tak niepewnych czasach jak dzisiejsze, gdyż nie są podatne na spekulacyj­ne zachowania rynków finansowyc­h. Tyle że są to inwestycje długotermi­nowe. Transakcje diamentowe przeprowad­za się w dolarach, więc spadek wartości złotówki bardziej dotknął inwestorów w Polsce niż w USA. Mimo wprowadzen­ia embarga na diamenty z Rosji, które stanowiły prawie 30 proc. światowego rynku, na razie nie miało to znaczącego wpływu na wzrost cen. To, że diamenty w ostatnich latach podrożały, było spowodowan­e pandemią, a także tym, że przez wiele lat te ceny stały w miejscu.

– Znane zasoby diamentowe, zwłaszcza dotyczące największy­ch kamieni, nie są duże – twierdzi właściciel. – Dlatego uważam, że w najbliższy­ch latach i dekadach cena diamentów będzie systematyc­znie rosła.

Na świecie od wielu lat, a w Polsce od pewnego czasu, można kupić brylanty syntetyczn­e. Ich cena wynosi średnio 5 proc. wartości naturalneg­o kamienia podobnej wielkości. Dla laika są identyczne. Jednak fachowiec rozpozna syntetyk bez problemu.

– Nigdy nie interesowa­łem się syntetyczn­ymi diamentami – mówi pan Tomasz. – Moim zdaniem lepiej już kupić biżuterię z cyrkonią, która dla niewprawne­go oka także przypomina diament, ale przynajmni­ej jest naturalna.

Gemur ma profesjona­lną stronę internetow­ą, ale poza tym nigdzie się nie ogłasza. Niemal 90 proc. osób, zwłaszcza szukającyc­h diamentów inwestycyj­nych, trafia do firmy z polecenia od jednego zadowolone­go klienta do drugiego.

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland