Lubię spełniać się w wielu rolach
Była bodaj najbardziej znaną polską milicjantką w latach 80. Serialowa rola sierżant Ewy Olszańskiej przyniosła Ewie Florczak wielką popularność. Ale i aktorską „łatkę”
Kochała muzykę, lubiła śpiewać, studiowała polonistykę. Aktorką została trochę przez przypadek. Okazało się jednak, że był to najlepszy wybór. Wciąż występuje i angażuje się w pracę na rzecz koleżanek i kolegów z ZASP.
– Obecnie można mnie zobaczyć w Och-Teatrze jako panią premier w spektaklu „Coś tu nie gra”, autorstwa Marcii Kash i Douglasa E. Hughesa – mówi na wstępie naszego spotkania. – Tę świetną farsę wyreżyserowała Krystyna Janda, która zgromadziła na scenie tak znakomitych aktorów, jak m.in.: Maria Dębska, Katarzyna Gniewkowska, Maria Seweryn, Julia Wyszyńska, Kamil Maćkowiak, Andrzej Pieczyński.
To jej pierwsza rola w Och-Teatrze. – Krysia Janda jest moją koleżanką z roku. Kiedyś spotkałyśmy się i powiedziała, że może bym w końcu u niej zagrała. No to zagrałam.
Wcześniej występowała na różnych scenach, także w teatrach impresaryjnych. – Jeździliśmy po całej Polsce. Zmieniałam agencje, miejsca, ale cały czas pracowałam w swoim zawodzie.
Były też filmy i seriale. Długo grałam – choć z przerwami – w „Barwach szczęścia”, „Na dobre i na złe” oraz w „Komisarz Mama” i „Na sygnale”. Najdłużej jednak występowałam w „Klanie”. Jeśli mam czas i podoba mi się propozycja, to przyjmuję rolę.
Aktorka urodziła się w Katowicach. Nie pochodzi z artystycznej rodziny, ale wychowała się w muzykalnym domu, w którym był fortepian. – Wszyscy grali, ja też zaczęłam grać jako dziecko. Od piątego roku życia miałam lekcje gry na fortepianie, a później uczyłam się w szkole muzycznej. Lubiłam i potrafiłam śpiewać. Wspomina, że po szkole średniej prawie wszyscy jej znajomi złożyli dokumenty na medycynę. – Też tak zrobiłam, ale kiedy dowiedziałam się, iż będziemy kroić trupy, szybko się wycofałam i złożyłam papiery na filologię polską. Była to raczej decyzja spontaniczna. Pamiętam wspaniałego profesora Jacka Maziarskiego. Zainteresowana byłam właściwie tylko jego zajęciami. Pewnego razu musiała przygotować referaty, co wiązało się ze spędzaniem wielu godzin w uczelnianej bibliotece. – Ale jako osoba gadatliwa trafiłam na czarną listę tych, które miały zakaz...wchodzenia do biblioteki. Pozbawiona możliwości kontynuowania edukacji rzuciłam te studia po pierwszym semestrze. Ku zaskoczeniu i przerażeniu rodziców.
W tym samym czasie udzielała się artystycznie w Klubie PSS przy ul. Chopina w Katowicach. – Brat grał na fortepianie, a ja śpiewałam. Odbywały się tam cykliczne imprezy pt. „Rytmy Katowic”, które prowadziłam i na których występowałam. Zauważyła mnie tam reżyserka z TVP Katowice i zaprosiła do swoich programów. Zaproponowała nawet pracę w Zespole Estradowym Śląskiego Okręgu Wojskowego we Wrocławiu.
W ciągu pół roku wiele się nauczyłam. To była wspaniała przygoda i duże doświadczenie. Pamiętam, jak kierownik muzyczny tego zespołu zapytał mnie podczas przesłuchania, w jakiej tonacji ma grać. Odpowiedziałam, że w każdej. I wszystko zaśpiewałam. Dzięki temu dowiedziałam się, że mam dużą skalę głosu.
Gwiazdą zespołu była wówczas Elżbieta Ziółkowska, żona Jerzego Racina, aktora Teatru Polskiego we Wrocławiu. Oboje uznali, że Ewa Florczak powinna pójść do szkoły teatralnej, do czego miał ją przygotować Jerzy Racina. Aktorka żartuje, że koleżanki uznały wtedy, że Elżbieta chciała w elegancki sposób pozbyć się konkurencji. – A mnie ta sugestia się spodobała. W końcu mogłam znowu pójść na studia. Pojechała do Warszawy i zdawała do PWST, gdzie dostała się za pierwszym razem. Jak mówi, trafiła idealnie, na znakomite koleżanki i kolegów. – Na tym samym roku studiowali m.in.:. Krystyna Janda, Joanna Szczepkowska, Sławomira Łozińska, Ewa Ziętek, Gabriela Kownacka, Barbara Winiarska, Emilian Kamiński, Paweł Wawrzecki, Jacek Bursztynowicz. Świetne było też grono profesorskie z Aleksandrem Bardinim, Tadeuszem Łomnickim i Zbigniewem Zapasiewiczem na czele. To był fajny, acz trudny okres. Przekonałam się, co chcę robić w życiu.
Dzięki pomocy prof. Bardiniego trafiła do nowo otwartego Teatru Rampa na Targówku, gdzie dyrektorem był Marian Jonkajtys, wykładowca PWST, a kierownikiem muzycznym Włodzimierz Korcz. – Tym samym jeszcze przed obroną dyplomu miałam już etat w pierwszym muzycznym teatrze w Warszawie. W debiucie wystąpiła w spektaklu „Musicale, musicale”. – Mogłam idealnie połączyć moje dwa talenty – aktorski i wokalny. Nie tylko śpiewałam, także stepowałam.
W tym czasie zaproszono ją na zdjęcia próbne do nowego serialu „07 zgłoś się”. – Reżyser Krzysztof Szmagier wypatrzył mnie w teatrze. Bardzo skrupulatnie dobierał obsadę; konkurencja była duża, ale mnie udało się zdobyć rolę. U boku Bronisława Cieślaka wystąpiła w 21 odcinkach. Polubiła kreowaną przez siebie postać sierżant Ewy Olszańskiej. Serial cieszył się ogromną popularnością, dzięki czemu Ewa Florczak stała się bardzo rozpoznawalna. – Dostawałam kwiaty i prezenty. Widzowie w teatrze chcieli jednak zobaczyć nie Ewę Florczak, tylko Ewę Olszańską z „07 zgłoś się”. Kiedy pojawiałam się na scenie, słychać było szum i szepty, co przeszkadzało w pracy.
Opowiada o zabawnych sytuacjach, kiedy podczas spotkań aktorskich z publicznością podchodzono do niej i przedstawiano zaskakujące prośby. – Podróżowaliśmy z reżyserem serialu i Sławkiem Cieślakiem do różnych miast. I kiedy po spotkaniu ludzie przychodzili do mnie po autografy, często pytano mnie, czy mogłabym pomóc w załatwieniu telewizora. Ludziom wydawało się, że jak człowiek występuje w filmie, to wiele może. Podobne prośby słyszałam też od osób spotkanych na ulicy.
Przyznaje, że nigdy nie przypuszczała, że ta rola tak bardzo zaważy na jej życiu. – Niekoniecznie pozytywnie – dodaje. – Wielu kolegów miało do mnie pretensje, że gram milicjantkę, że to nie uchodzi. Mnie to jednak nie przeszkadzało. Reżyserzy gratulowali mi świetnej roli, lecz nie proponowali, bym zagrała w ich filmach. Twierdzili, że się... kojarzę.
Na szczęście, jak mówi, Tadeusz Konwicki obsadził ją w „Dolinie Issy”. – Ciekawy film, doborowa obsada. Kreowałam postać piastunki bohatera powieści, Tomaszka. Niewiele to jednak zmieniło w spojrzeniu na aktorkę, ciągle bowiem kojarzono ją z jedną rolą. – I tak jest do dzisiaj. Wielu moich kolegów przeżywało podobne historie.
Występowała w różnych stołecznych teatrach, m.in. w Komedii i Romie, grała w serialach i filmach. Pracowała też na uczelni jako asystentka prof. Mariana Jonkajtysa. – Prowadziłam zajęcia z piosenki ze studentami Akademii Teatralnej. Byli wśród nich przyszli znakomici aktorzy. To było duże doświadczenie, ale i duża przyjemność. Jednocześnie łączyła pracę zawodową z życiem rodzinnym. – Nie było to łatwe, ale udawało się. Dzisiaj występuję już w roli babci, i to nie tylko na scenie.
Dodaje, że prowadziła aktywne życie zawodowe i prywatne ze świadomością, jak ważną rzeczą jest wychowanie w kochającej się rodzinie. – Bo dzięki miłości, jaką mnie obdarzono w rodzinnym domu, zawsze miałam poczucie własnej wartości. Nigdy nie usłyszałam od rodziców, że się do czegoś nie nadaję i jestem beznadziejna. Jej zdaniem to podstawa do dobrego życia bez niepotrzebnych kompleksów. – Starałam się podobnie postępować we własnym domu.
Przez wiele lat angażowała się społecznie w pracę na rzecz ZASP. –Z Małgosią Rożniatowską stworzyłyśmy Biuro Informacji i Promocji. Zrobiłyśmy album ze zdjęciami ok. 4,5 tysiąca aktorów z całej Polski. Pomagaliśmy w ten sposób w doborze obsady do najlepszych filmów. Obie panie aktywizowały też środowisko aktorskie, organizując Mistrzostwa Świata Gwiazd w Jeździectwie w Zakrzowie oraz mistrzostwa Polski w pływaniu i żeglarstwie. – Wpadłam na pomysł, aby wysłać naszą ekipę na Mistrzostwa Świata Aktorów w Pływaniu do Budapesztu. Drużyna w składzie: Ewa Kasprzyk, Magdalena Kizinkiewicz, Mateusz Damięcki, Zbigniew Buczkowski i Karol Strasburger okazała się najlepsza, a każdy z zawodników triumfował w swojej kategorii. Ta nasza działalność była bardzo przydatna i doceniona przez środowisko. Potem miałam przerwę, ale niedawno wróciłam i obecnie jestem przewodniczącą Komisji Rewizyjnej ZASP. Widać w życiu lubię spełniać się w wielu rolach.