Dziki Zachód: tu można tylko pić
Bułgaria
Północno-zachodnia Bułgaria, niewielki pod względem geograficznym skrawek schowany pomiędzy Dunajem, Rumunią i Serbią, różni się od pozostałych regionów. Każde miasteczko, niemal każda wioska szczycą się tam zwyczajami przedziwnymi, nieznanymi w innych miejscach Bułgarii.
W latach 90. dwa okręgi – Widin i Montana (dawniej Michajłowgrad) – szybko stały się najbiedniejsze. Upadek państwowych przedsiębiorstw spowodował, że bezrobocie na bułgarskim „Dzikim Zachodzie” wzrastało szybciej niż w innych okręgach. Bezrobotni mieszkańcy początkowo nie bardzo wiedzieli, czym i jak zabijać czas. Receptą na nudę i życiową bylejakość okazało się... picie. Głównie domowej rakii, ale nie tylko. „Odkurzono” stare tradycje towarzyszące piciu, powstały też nowe. Poszczególne wioski chwalą się nie zawsze racjonalnymi zwyczajami, które towarzyszą grupowemu piciu na umór.
Domowa rakija w Bułgarii jest bardzo tania. Na „Dzikim Zachodzie” w szczególności. Często mieszkańcy odwdzięczają się „producentowi” trunku towarem wymiennym. Ktoś pije przez dłuższy czas, bo użyczył innym piły spalinowej, ktoś inny – bo załatwił cement.
Rakija jest mocna. Mówi się, że powstaje z tego, co spadnie z drzewa. Taka mieszanka jest całkiem niezła.
O przypadkach zatrucia mało kto słyszy. Uczestnicy libacji wiedzą, że picie z kompanami w tej czy innej miejscowości „Dzikiego Zachodu” może skutkować różnymi konsekwencjami.
Pijąc w miasteczku Łom i okolicznych wioskach, zawsze słucha się serbskiej muzyki ludowej. Po trzeciej (butelce!) rakii dochodzi do tradycyjnej bijatyki. Najczęściej jej powodem jest jakaś lokalna cygańska piękność, o której względy ubiegają się uczestnicy popijawy. Bijatykę przerywa lokalny policjant. Towarzystwo trafia do aresztu, ale szybko stamtąd wychodzi, bo gliniarz to zawsze rodzina. A na kaca najlepsza jest ponoć czysta woda prosto z... Dunaju.
We Wracy i okolicy po wypróżnieniu 4-litrowego bukłaka także dochodzi do bijatyki. Ale wszczynana jest tylko przez osobników o imieniu Ceko albo Peko, bo to najczęściej spotykane imiona w rejonie. We Wracy nie rywalizują o kobietę. To zwykły pokaz męskiej siły. Jeśli ktoś padnie na kolana, oznacza, że ma dość pijackiej bijatyki i jest wynoszony przez kompanów do domu.
W Mezdrze piją z kolei piwo. W tamtejszych karczmach piwo nazywane jest męską lemoniadą. Pije się je w takiej ilości, aby każdy zaczął się w końcu... bać! Ponoć lęk odczuwa się po wypiciu 15. butelki. Pije się, słuchając heavy metalu, bo Mezdra to miasto kolejarzy. Samotne kobiety w karczmach Mezdry cieszą się szacunkiem i nikt nie ma prawa ich tknąć. Zresztą w Mezdrze kobiety doskonale opanowały sztukę boksowania.
W naddunajskim Widinie i okolicy pije się sporo czerwonego wina. W tym regionie „pije się do ucieczki”. Wino konsumowane jest w ogromnych słojach. Gdy się skończy, to otwiera się to przeznaczone na inną okazję, np. urodziny syna. Po wypiciu pięciu litrowych słojów wina gymza każdy wsiada do swego starego moskwicza (umytego w Dunaju!) albo łady i ucieka z wioski przez bezdroża. Ponieważ stan kierowców nie jest najlepszy, wygrywa ten, czyj pojazd najmniej ucierpi. O rannych uczestnikach ucieczek nikt nigdy nie słyszał...
W Montanie i Berkowicy pije się domową rakiję w litrowych słojach. Po wypiciu trzeciego włączana jest muzyka wojskowa. Po jakimś czasie muzyka cichnie. Podpite towarzystwo zaczyna własny koncert. Gra się, na czym popadnie. Uderza się w słoje, w stoły, w talerze, na których była zagrycha. Niektórzy własne brzuchy zamieniają na bębny! Wygrywa i cieszy się największą estymą ten, kto grał najgłośniej. Aby go uciszyć (i by trochę wytrzeźwiał), wrzuca się go do przepływającej przez okolicę Ogosty.
Choć trudno to sobie wyobrazić, tak wygląda codzienność na bułgarskim „Dzikim Zachodzie”. Jak kończą jego „bohaterowie”? Wiarygodnych informacji brak. Tamtejsza służba zdrowia – jak wszystko na „Dzikim Zachodzie” – jest w ciężkiej zapaści. (ChS)
Na podst.