Wszyscy tracą
Gospodarka Lazurowego Wybrzeża ofiarą sankcji przeciw rosyjskim oligarchom
Sankcje nałożone na oligarchów w związku z wojną w Ukrainie narażają na straty francuskich pracowników i sprzedawców.
Półwysep Saint-Jean-Cap-Ferrat między Niceą a Monako to wyjątkowe miejsce o brzegach rzeźbionych w błękitnych wodach Morza Śródziemnego. Niegdyś była tu rybacka wioska, dziś to najbogatsze miejsce na Lazurowym Wybrzeżu. Do tego najbardziej słowiańskie. Za wysokimi murami najeżonymi kamerami można dostrzec tylko dachy pozwalające domyślać się przepychu monumentalnych willi. Luksusowe rezydencje należą do rosyjskich miliarderów i wiele z nich zostało zablokowanych przez Francję na skutek sankcji nałożonych przez Unię Europejską od czasu inwazji Rosji na Ukrainę.
Środki odwetowe są też problemem dla lokalnej gospodarki. Wille, które znalazły się na celowniku władzy, dają zatrudnienie rzeszy pracowników: ogrodnikom, specjalistom od basenów, służbie domowej. Niektórzy już są pozbawieni dochodów, jak na przykład Éric Rollin, właściciel ekskluzywnej firmy ochroniarskiej. Pracuje dla pięciu oligarchów i za kilka umów nadal nie otrzymał zapłaty. – Ich konta zostały zablokowane – wyjaśnia. W efekcie Rollin przestał zabezpieczać niektóre aktywa swych bogatych klientów. Miejsca są więc narażone na włamania. Ale w huczącym od plotek mieście mówi się, że prorosyjscy agenci ochrony są już na miejscu, aby przejąć obowiązki. – Będziemy okradani z naszych miejsc pracy – martwi się Rollin.
Wkrótce skutki wojny odczuje cały półwysep. Z powodu konfliktu Rosjanie nie przyjadą ani w nadchodzących tygodniach, ani tego lata, jak przewidują właściciele miejscowych sklepów. W efekcie zarobki spadną drastycznie. Aby ukazać rozmiar potencjalnych strat, lokalni mieszkańcy opowiadają legendy o „fantazjach” rosyjskich miliarderów. Jeden z nich, nie mogąc się zdecydować na kolor luksusowego samochodu, kupił trzy auta, inny nie miał przy sobie gotówki na napiwek, więc oddał luksusowy zegarek.
Ukrainiec Roman, który służył w Legii Cudzoziemskiej, pracuje jako „prywatny konsjerż” dla Ormian, Gruzinów i pewnej bardzo zamożnej rosyjskiej rodziny. – Powinni już tu być, ale przez wojnę nie przyjadą – tłumaczy, choć nie chce przyznać, ile pieniędzy straci na ich nieobecności. Podkreśla jednak, że to było „dobrze płatne” zajęcie. W Saint-Jean-Cap-Ferrat jest wielu Ukraińców, niektórzy tak bogaci jak Rosjanie. Po wybuchu wojny stali się bardziej widoczni. Ale zdaniem miejscowych nikt nie zastąpi Rosjan. Bez nich sklep spożywczy znajdujący się w porcie zarobi znacznie mniej. – Latem dostarczamy produkty do ich willi i na jachty – mówi Pascal, kierownik sklepu. Nieco dalej, w luksusowym butiku dla kobiet, obsługa spodziewa się, że tego lata nie uda się sprzedać kolekcji sprowadzonej specjalnie dla rosyjskiej klienteli.
Także działalność związana z obsługą jachtów przeżywa kryzys. Luksusowe jednostki zablokowane przez władze są źródłem licznych problemów. – Niektóre z tych jachtów były naprawiane w Marsylii lub w La Ciotat i nie mogą zostać przeniesione, więc blokują miejsce innym jednostkom – wskazuje David Sieur, wiceprezes Riviera Yachting Network, zrzeszającego 130 firm specjalizujących się w konserwacji jachtów. Rozwiązaniem byłoby przeniesienie ich w inne miejsce, np. wzdłuż odludnych nabrzeży. – Ale na tych jachtach znajdują się m.in. dzieła sztuki. Bez nadzoru są zagrożone i kto będzie odpowiedzialny za straty? – martwi się wiceprezes. Ponadto kontrakty na konserwację pozostają nieopłacone z powodu zablokowania kont właścicieli jachtów. – Wiele firm jest dotkniętych, bo czasami na takiej jednostce pracuje 200 pracowników z 20 różnych branż – podkreśla Sieur.
Z unieruchomionych jachtów z dnia na dzień zwolniono także całe załogi. David Sieur wie o sześciu „aresztowanych” luksusowych łodziach, ale według niego wkrótce może ich być znacznie więcej.
ANGÉLIQUE NÉGRONI © Figaro Syndication 2022