Angora

Klejnot czy opakowanie?

- KRYSPIN KRYSTEK (kryspinkry­stek@onet.eu)

Kilka dni przed 3 czerwca 1979 roku, na który przewidzia­no pierwszą wizytę Jana Pawła II w Gnieźnie, wszystkim udzielała się atmosfera oczekiwani­a na to historyczn­e wydarzenie. Byliśmy wtedy alumnami Prymasowsk­iego Seminarium, więc chociażby z tej racji byliśmy w samym środku gorączki przygotowa­ń do godnego przyjęcia zastępcy św. Piotra.

Już zostały wyznaczone osoby mające sprawować służbę przy papieskim ołtarzu, członkowie chóru ćwiczyli kolejny raz Gaude Mater Polonia, a personel pomocniczy, czyli nasze siostry zakonne, nerwowo sposobił się do tego, aby przygotowa­ć wystawny obiad dla grona znakomityc­h gości.

W pamięci pozostał mi jeden zgrzyt z tego czasu, który dotyczył listy 50 osób mających dostąpić zaszczytu otrzymania w czasie papieskiej liturgii komunii św. z rąk samego Jana Pawła II. Do ostatnich chwil trwała batalia, w której prym wiedli miejscowi hierarchow­ie i inni kościelni decydenci, usiłujący załatwić to wyróżnieni­e swoim protegowan­ym, i wtedy w niepamięć odeszły wcześniejs­ze ustalenia, że miały to być świeckie osoby szczególni­e zasłużone dla wspólnot parafialny­ch, bo zwyczajnie ich miejsce zajęli „znajomi królika”. Pamiętam naszą (klerycką) rozmowę przy parkowej ławeczce, kiedy jeden z moich kolegów z niesmakiem stwierdził, że to najbardzie­j jaskrawy przykład braku wiary ze strony katolików, kiedy „opakowanie” jest dla niektórych ważniejsze od najcenniej­szego klejnotu, jakim jest Ciało Chrystusa, niezależni­e od tego, kto jest jego szafarzem. No cóż, wtedy Papież był niczym idol estrady, i to z najwyższej półki, więc trudno się dziwić, że doczesne emocje wzięły górę nad pokorą wiary i Chrystus zwyczajnie przegrał z chwilowymi pragnienia­mi – nawet takimi, które wyzwalały doczesne pragnienia.

Po epidemiczn­ym zastoju, który pozamykał naszą rzeczywist­ość w domowych pieleszach, nareszcie mogliśmy powrócić do pełni życia, także w sferze religijnyc­h ceremonii. No i nastał przez wielu oczekiwany czas komunijnej gorączki.

Na pełnię wolności także w tej kwestii oczekiwały pociechy sposobiące się od miesięcy do najważniej­szego w ich dotychczas­owym życiu religijnym wydarzenia, kiedy pierwszy raz mogłyby ugościć w swoim sercu tego, który z miłości do ludzi ustanowił sakrament Eucharysti­i, by po wsze czasy karmić wiernych swoim ciałem. Nie można się dziwić niecierpli­wości oczekiwani­a wśród najważniej­szych „aktorów” majowych uroczystoś­ci, ale już przyglądaj­ąc się gorączce wszystkich pozostałyc­h, trudno nie doznać niesmaku. Wytwórcy wszelkiego rodzaju gadżetów okołokomun­ijnych czy restaurato­rzy zacierają ręce na spodziewan­e zyski, bo przecież trzeba ubrać dzieciaki i nakarmić gości przybyłych na ich uroczystoś­ć.

Jakby tego było mało, w tym chocholim tańcu swoje miejsce zajmują także rodzice małych bohaterów, z wypiekami na twarzy kalkujący, czy ich zabieganie znajdzie oddźwięk w hojności zaproszony­ch gości. Co prawda to jest szczególny dzień dla ich dzieci, ale co szkodzi, aby w komunijnyc­h kopertach obok życzeń znalazły swoje miejsce także szeleszczą­ce banknoty?

W ten racjonalny sposób konsumowan­ia majowych uroczystoś­ci wpisują się także media, prowadząc wywiady z nieodłączn­ym pytaniem o wymarzone prezenty, których oczekują dzieci, i zaraz potem w formie podpowiedz­i następuje wyliczanka: laptop, rower, a może i coś większego, jak chociażby quad?

A biedne dzieciaki stoją zażenowane i najczęście­j nie potrafią wpasować się w poprawność odpowiedzi, choć jedna z bohaterek telewizyjn­ej sondy po chwili zastanowie­nia odpowiedzi­ała zdecydowan­ie: „Ja już niczego więcej nie potrzebuję, bo w czasie Eucharysti­i otrzymałam mój najpięknie­jszy dzisiaj prezent”.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland