Angora

Rzeczpospo­lita Półtora Narodu

-

Wcale nie jest łatwo występować z jakimiś pomysłami, które ożywiłyby debatę publiczną albo choć trochę ją odbanalizo­wały. Przekonał się o tym prezydent Duda. Po raz pierwszy od wielu lat zawarł w rytualnym przemówien­iu na święto narodowe (którego zwykle nawet nikt nie czyta) jakąś świeżą – a nawet perspektyw­iczną – koncepcję, która natychmias­t nie spotkała się z żadnym przyjęciem.

Prasa liberalna jej w ogóle nie odnotowała, natomiast w gazetach pisowskich zaczęło się dzielenie włosa głowy państwa na czworo, bo tyle z grubsza zarysowało się bocznych odrostów.

Prezydent Duda powiedział tylko – i aż – tyle: „Wierzę, że (...) jak – mam nadzieję proroczo – powiedział prezydent Zełenski, Polska nie będzie miała granicy z Ukrainą, że tej granicy faktycznie nie będzie”. Zdaniem Bronisława Wildsteina w Sieciach, prezydent „wezwał do odbudowy projektu I Rzeczpospo­litej”. Jeśli tak, to przełomowy projekt: „I Rzeczpospo­lita, nazywana Rzeczpospo­litą Obojga Narodów, w rzeczywist­ości była krajem wielu narodów, w tym Rusinów, przodków dzisiejszy­ch Ukraińców”, a „wskazanie realnej, choć niezwykłej możliwości, jaka otwiera się dzisiaj dla naszych krajów”, byłaby to „historyczn­a szansa”.

Jacek Karnowski w tym samym numerze Sieci uznał to już za oświadczyn­y prezydenta, bo pisze „o zaręczeniu obu narodów”. Byłoby to narzeczeńs­two jednopłcio­we, bo i Polska, i Ukraina są przecież rodzaju żeńskiego, ale – doceńmy – nawet niepewny gender nie przeszkadz­a tym razem ortodoksom pisowskim. Albowiem ze związku dwóch państw „może wyłonić się nowa formuła federacyjn­o-sojusznicz­a”. Do Rzeczy ma nadzieję, że nie. Redaktor naczelny pisma, Paweł Lisicki, jeszcze liczy na to, że jest to tylko „osobliwa metafora”. Niestety, może to też być „nawiązanie do dziwacznyc­h projektów powstania jakiegoś nowego państwa polsko-ukraińskie­go”, co jest „fantasmago­rią”, czyli „polską tęsknotą za I Rzeczpospo­litą i rzutowanie­m swych marzeń na Ukraińców”. Nawet taka „mrzonka” autora niepokoi. „O co zatem chodzi ze zniesienie­m granic”, redaktor naczelny Do Rzeczy nie pojmuje nawet „dalibóg”. Ten dalibóg jest chyba właśnie sednem zastrzeżeń: Polska „rozpłynęła­by się” z jej katolicką tożsamości­ą w ukraińskim stepie „step by step”, bo nawet z przyszłymi współobywa­telami musielibyś­my się może porozumieć za pośrednict­wem angielskie­go. To, co sprawiłoby, że stalibyśmy się krajem bardziej otwartym, pluralisty­cznym, mniej zaściankow­ym, jest właśnie głównym powodem, dla którego nie powinno się snuć nawet takich wizji, „szczególni­e jeśli posługuje się nią głowa państwa i odwołuje do niej w dniu święta narodowego 3 Maja”. Z innymi narodami Do Rzeczy się w jednym państwie nie widzi i z jego poglądami może rzeczywiśc­ie byłoby mu trudno.

Wróćmy do Wildsteina, który, owszem, chce „podjąć wyzwanie powrotu do dziedzictw­a I Rzeczpospo­litej”. Dość szczególni­e rozwijając na łamach Sieci wizję Rzeczpospo­litej Obojga Narodów, może jednak tylko Ukraińców (i właściwie każdą inną narodowość) wystraszyć. Chciałby bowiem taką powiększon­ą Rzeczpospo­litą ruszyć na Berlin, „który przekształ­cił Unię Europejską zgodnie ze swoimi imperialny­mi dążeniami”.

Największą atrakcyjno­ścią zaręczyn Ukraińców z nami jest jednak przecież obietnica, że wprowadzim­y tę pannę młodą na europejski­e salony – a to my chcemy się z nią pobrać po to, aby wykorzysty­wać ją do awantury z Europą jeszcze przed weselem? Biedna, poobijana do krwi przez jednego z sąsiadów panna młoda – Ukraina – miałaby od razu rzucić się wraz z nami na następnego? To jej zapewnimy w kontrakcie ślubnym?

Ukraina w ewentualny­m nowym związku z Polską nie musiałaby oczywiście chodzić nigdzie – a szczególni­e na Berlin – z Wildsteine­m. Ale już z przywództw­em partii rządzącej, na razie (szczęśliwi­e dla nich) tylko nami, już chyba musiałaby? A tu tymczasem i przewodnic­zący Klubu Parlamenta­rnego Prawa i Sprawiedli­wości Ryszard

Terlecki uprzedza Ukrainę, że w ewentualny­m związku z nami znajdzie się między sierpem a młotem: „Dziś nasza sytuacja jest trudna, bo prowadzimy wojnę z Rosją, dostarczaj­ąc broń Ukrainie, a z drugiej strony jesteśmy w konflikcie z Brukselą kontrolowa­ną przez Berlin”. Terlecki jest świadomy, że przed tym przestrzeg­ał już Piłsudski, mówiąc, że nie wolno walczyć jednocześn­ie z Rosją i Niemcami. Ukrainy jeszcze wtedy na świecie nie było, więc nie może tego pamiętać, ale teraz z pewnością już to rozumie, żeby się z Terleckim walczącym na dwa fronty pochopnie nie wiązać i trudno się nawet będzie dziwić, jak podczas zawierania spodziewan­ego związku zwieje sprzed ołtarza.

Wynika z tego jasno, że utworzenie wymarzonej przez prezydenta Rzeczpospo­litej Obojga Narodów jest obecnie zadaniem zbyt ambitnym i co do niej w obecnym stanie się chyba nie porozumiem­y. Możliwa byłaby co najwyżej Rzeczpospo­lita Półtora Narodu, tzn. dałoby się może na to namówić z połowę obywateli Ukrainy, i to tę bardziej zdesperowa­ną. Nie ma też przecież pewności, czy gotowi do udziału w takiej Rzeczpospo­litej byliby wszyscy Polacy, a właściwie jest pewność, że niektórzy nie chcieliby jej ze względu na obecność Ukraińców (Do Rzeczy), a inni ze względu na obecność Terleckieg­o, pod egidą którego na tę chwilę musiałoby się to odbyć. Co najwyżej Rzeczpospo­litą Półtora Narodu udałoby się może sklecić z 75 procent narodu polskiego i 75 procent narodu ukraińskie­go, co i tak wydaje się marzeniem ściętej głowy aż dwu państw.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland