„Plusy dodatnie” i „plusy ujemne” prezesa Glapińskiego
Rozmowa z KRZYSZTOFEM KOLANYM, głównym analitykiem portalu Bankier.pl
– Jak ocenia pan pierwszą kadencję prezesa Adama Glapińskiego?
– Prezes Glapiński w ostatnich trzech latach spektakularnie mylił się w prognozach makroekonomicznych. Upierał się przez lata, że nie ma presji inflacyjnej, mimo iż ta presja narastała. Utrzymywanie tak długo niemal zerowych stóp procentowych musiało źle się skończyć. Do tego dochodziła fatalna komunikacja prezesa z rynkami finansowymi.
– Ale przecież stopy procentowe na zachodzie Europy nadal są bardzo niskie.
– To, że gdzie indziej jest jeszcze gorzej, nie oznacza, iż u nas jest dobrze. Polityka NBP przez lata zachęcała do konsumpcji, brania kredytów i skrajnie skutecznie zniechęcała do oszczędzania. Podobną politykę prowadził też rząd. To była kreacja iluzji dobrobytu, której celem było także zapewnienie rządzącej koalicji poparcia społecznego i kolejnych zwycięstw wyborczych.
– Podczas ostatnich konferencji prasowej prezes Glapiński zapewniał, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy ocenił, iż Rada Polityki Pieniężnej podniosła stopy w odpowiednim momencie.
– MFW to instytucja, gdzie zasiadają nominaci reprezentujący różne państwa. Można więc powiedzieć, że ręka rękę myje. Ale to nie wszystkie błędy Adama Glapińskiego. Przez dwa lata prezes opowiadał się za osłabieniem złotego, a teraz nagle chce, żeby nasza waluta była mocniejsza.
– Osłabienie złotego miało wzmocnić polski eksport.
– To nonsens, bo żeby coś wyeksportować, większość naszych przedsiębiorców musiała najpierw kupić surowce czy półprodukty za granicą. Już przed covidem złoty w stosunku do euro był słaby. I za sprawą NBP euro na dłużej, a może na stałe, zatrzymało się na poziomie około 4,6 zł. W rzeczywistości nie chodziło o wsparcie eksportu, tylko o to, żeby napompować wynik finansowy NBP, gdyż im słabszy złoty, tym wyższa jest wycena rezerw walutowych i tworzy się wirtualny zysk, a cała reszta była zasłoną dymną dla kretynów.
– Czy mamy szansę na powrót do wartości złotego wobec dolara i euro sprzed 2020 r.?
– Moim zdaniem nie. Jeżeli płace rosną w tempie około 10 proc., ceny nawet więcej, a produktywność znacznie wolniej, to żeby gospodarka zachowała jakąkolwiek konkurencyjność, złoty musi tracić na wartości. Dodatkowo bardzo nam szkodzi polityka amerykańskiej Rezerwy Federalnej.
Gdy FED podnosił stopy, to umacniał dolara i zasysał kapitał do Stanów Zjednoczonych. A gdy kapitał wraca do domu, to odpływa z różnych egzotycznych rynków jak Polska, Malezja czy Chile. Dlatego prawie wszystkie rynki wschodzące mają podobne problemy co my.
– Podczas debaty sejmowej przed głosowaniem nad reelekcją prezesa Glapińskiego politycy prawicy podkreślali, że żaden z jego poprzedników nie był w tak trudnej sytuacji ekonomicznej i politycznej.
– To nieprawda. Pod koniec lat 90. nasza sytuacja gospodarcza była dużo gorsza niż teraz. Dziś jesteśmy znacznie większą gospodarką, a dzięki wejściu do Unii mamy też zapewnioną silną wymianę handlową z resztą państw członkowskich.
– Przez sześć lat prezes Glapiński nie zrobił nic, co zasługiwałoby na pana uznanie?
– Tego nie powiedziałem. Przede wszystkim dał się poznać jako obrońca obrotu gotówkowego. To duży plus, zwłaszcza że naprawdę miał i ma tu silnych przeciwników.
– Niektórzy ekonomiści związani z opozycją twierdzą, że obrona gotówki jest mocno przesadzona, bo Polska nigdy nie stanie się Chinami, gdzie prawa jednostki właściwie już nie istnieją.
– Jeżeli nie będziemy czujni, to za 10, 20, 30 lat także w Europie może to się zdarzyć.
– Widzi pan u prezesa jeszcze jakieś „plusy dodatnie”?
– Drugim plusem był zakup 125 ton złota. W tym roku NBP miał kupić kolejne 100 ton, ale na razie tego nie zrobił. Można jeszcze wspomnieć o trzecim plusie – utrzymywaniu pewnej niezależności NBP od rządu i koalicji. Stało się tak, mimo że Glapiński to stary kumpel naczelnika Kaczyńskiego i obaj wywodzą się z tej samej opcji. A przecież były uzasadnione obawy, że podążymy ścieżką turecką, gdzie bank centralny zależy całkowicie od „sułtana” Erdoğana i inflacja doszła tam do 70 proc. Dopiero od początku tego roku Glapiński i cała Rada Polityki Pieniężnej robią to, co powinni, to znaczy podnoszą stopy procentowe, nie oglądając się na to, co robi rząd, i to jest ten czwarty plus Glapińskiego. Dziś polityka NBP nie różni się już specjalnie od banku centralnego Czech, który ma opinię jednego z najlepszych w regionie.
– RPP podniosła stopy do 5,25 proc. i podobno to nie jest jej ostatnie słowo.
– Ekonomiści bankowi mówią, że stopy mogą dojść do 7 – 8 proc., a jeden z banków prognozuje wysokość stóp od 7,5 do 10.
– W jakich proporcjach według pana na 12-procentową inflację mają wpływ czynniki zewnętrzne, a w jakim wewnętrzne?
– Uczciwie nie da się tego policzyć. Propaganda rządowa mówi o putininflacji, co oczywiście jest bzdurą, gdyż inflacja była wysoka już przed wojną na Ukrainie. Ale w bardzo dużym uproszczeniu uważam, że na wspomniane 12 proc. po połowie mają wpływ czynniki zewnętrzne i wewnętrzne. Te pierwsze to przede wszystkim ceny paliw i niezwykle szkodliwa polityka klimatyczna Unii Europejskiej.