Okradzeni gracze
W hotelu znajdującym się na jednej z ulic w pobliżu dworca kolejowego doszło do napadu. W niewielkiej salce mieszczącej się na pierwszym piętrze czterech mężczyzn grało w remibrydża i – jak zapewniali później – dla przyjemności, a nie na pieniądze. Nie byli to jednak goście hotelowi, lecz znajomi, którzy regularnie, co piątek, spotykali się tu, aby pograć w karty.
Godzinę po rozpoczęciu gry do salki weszło dwóch uzbrojonych w pistolety i zamaskowanych mężczyzn. Obaj byli tego samego wzrostu, ubrani w jednakowe ciemne garnitury i czarne półbuty. Polecili graczom wstać od stołu z podniesionymi rękoma i ustawić się pod ścianą. Gdy całkowicie zaskoczeni mężczyźni wykonali polecenie, jeden z napastników zbliżył się i zaczął przeszukiwać im kieszenie. Kiedy podszedł do młodego blondyna żującego gumę i wyciągał mu portfel, ten zaprotestował. Bandyta na odlew uderzył go w twarz, i to na tyle mocno, że blondynowi guma wypadła z ust na podłogę.
W czasie gdy bandzior okradał graczy, jego kompan trzymał obszukiwanych na muszce i nieustannie powtarzał: „Nie ruszać się, bo będę strzelać”.
Kiedy gracze zostali już ograbieni, ten, który ich przeszukiwał, zapakował skradzione portfele, telefony komórkowe oraz zegarki do przyniesionego przez siebie worka i wyrzucił go przez okno. Następnie bandyci związali napadniętych i uciekli. Kiedy mężczyźni oswobodzili się, z hotelowej recepcji zadzwonili pod numer alarmowy.
Kilkadziesiąt minut później w hotelu zjawił się inspektor Nerak wraz z sierżantem Wrzoskiem. Podczas przesłuchania żaden okradziony nie potrafił podać dokładnego rysopisu napastników, ponieważ mieli oni na twarzach maski.
Po wysłuchaniu graczy inspektor przesłuchał również recepcjonistę. Ten poinformował go, że w hotelu znajduje się ośmiu gości i przed zgłoszeniem napadu nikt z nich hotelu nie opuszczał. Wynikało z tego, że napastnikami musieli być klienci hotelu. Wyrzucili wspólnikowi przez okno zrabowane przedmioty i wrócili do swoich pokoi.
Zrobili tak, bo gdyby zaraz po napadzie opuścili hotel, zostaliby zapamiętani przez recepcjonistę.
Asystujący Nerakowi sierżant Wrzosek mruknął pod nosem zakłopotany: – Jak z grona hotelowych gości wytypować tych dwóch napastników? Mieli przecież maski na twarzach i jednakowe ubrania. Natomiast okradzeni byli w takim szoku, że nie są w stanie ich teraz rozpoznać.
Po wysłuchaniu recepcjonisty Nerak poszedł obejrzeć salę, w której dokonano napadu. Pokój był niewielki i wyposażony w eleganckie meble. Wzdłuż ścian w lśniącym od czystości parkiecie odbijało się światło kinkietów. Inspektor przez chwilę dokładnie lustrował pomieszczenie, obejrzał stół, przy którym okradzeni grali, a następnie przesłuchał kolejno mężczyzn zameldowanych w hotelu i po tych spotkaniach oznajmił sierżantowi Wrzoskowi:
– Po sprawdzeniu u tej ósemki pewnej rzeczy już bez żadnych problemów wytypowałem przynajmniej jednego napastnika.
Faktycznie, wskazany przez Neraka mężczyzna przyznał się do napadu i licząc na łagodniejszy wymiar kary, wydał swoich wspólników.
Na jakiej podstawie inspektor Nerak wytypował jednego z uczestników napadu?
Rozwiązanie zagadki za dwa tygodnie. Na odpowiedzi Czytelników detektywów czekamy do 26 maja. Wśród osób, które udzielą poprawnej odpowiedzi, rozlosujemy nagrodę książkową.
Odpowiedzi prosimy przesyłać pod adresem: redakcja@angora.com.pl lub na kartkach pocztowych: Tygodnik „Angora”, 90-007 Łódź, pl. Komuny Paryskiej 5a.
Rozwiązanie zagadki sprzed dwóch tygodni „To nie było samobójstwo”: Rozbity zegarek nie chodził, a na jego kalendarzyku inspektor Nerak dostrzegł datę. Świadczyła ona o tym, że Nowak został zastrzelony w dniu, w którym pisał podanie, a więc trzy dni wcześniej.
Wpłynęło 11 prawidłowych odpowiedzi na kartkach pocztowych i 39 e-mailem.
Książki Sandrone Dazieriego: „Mężczyzna z silosu”, „Król monet” i „Anioł śmierci” (wydawnictwo Sonia Draga) wylosował pan Damian Tarnacki z Celestynowa.
Gratulujemy! Nagrodę wyślemy pocztą.