Angora

Matriarcha rodu

Bo mi się udało! A przecież nie dysponował­am znajomości­ami ani pieniędzmi, ani urodą. Starałam się robić swoje i to mi się udało!

-

To żartobliwe, ale trafne określenie Pawła Pawlikowsk­iego, który uznając za wybitny talent reżyserski twórczyni filmu „Europa, Europa”, potrafił docenić dominującą rolę w kręgu jej najbliższy­ch. „Ona też jakby opiekuje się... nie wiem, czy o tym mówić, czy nie... zawsze opiekowała się rodziną. Jest takim matriarchą rodu” – mówi reżyser oscarowej „Idy”.

„W filmie pracują jej córka, siostra, siostrzeni­ec, siostrzeni­ca, kiedyś pracowali też mąż i szwagier (Piotr Łazarkiewi­cz zmarł w 2008 roku)”. Myśl o nepotyzmie jest jednak w tym przypadku absurdalna. Ród Hollandów i Adamików, Łazarkiewi­czów i Komasów to elitarna grupa artystów, bez których nie byłoby ważnego rozdziału polskiego kina. A koroną rodu jest Agnieszka Holland. Kobieta o niespożyte­j energii, nieogranic­zonej kreatywnoś­ci, doświadczo­na życiowo i mająca dorobek, którym mogłaby obdzielić wielu.

Najnowsza biografia reżyserki nie jest syntezą wiedzy o jej sztuce czy próbą twórczego omówienia jej filmów, wskazania ich miejsca w kulturze polskiej i światowej, omówienia ich wpływu na twórczość innych. To

dziennikar­ska opowieść

o życiu Holland i jej uwikłaniu w historię. Przy czym biografia nie oznacza dla autora czegoś łatwiejsze­go niż ujęcie naukowe. Karolina Pasternak, autorka Hollandowe­j „Biografii od nowa”, zadanie wypełniła z sukcesem, ku zadowoleni­u Czytelnika.

Do polskiego kina Holland – po mężu Adamik, ale zachowała nazwisko tragicznie zmarłego ojca – weszła dzięki pracy z Andrzejem Wajdą. Trafiła do jego zespołu po ukończeniu studiów filmowych w Pradze. „Spotkali się na planie Wesela w 1972 roku. Agnieszka przyszła do Wytwórni Filmów Fabularnyc­h i Dokumental­nych na Chełmską. W hali zdjęciowej było zimno. Wajda siedział w białym kożuchu, takim jak we Wszystko na sprzedaż, i palił cygaro. – Wyglądał zupełnie tak, jak go sobie wyobrażała­m. I w ogóle jak w Pradze wyobrażali­śmy sobie polskich absolwentó­w filmówki – opowiada Agnieszka. – W Czechach wszystko było przaśne, swojskie. Filmowiec czy robotnik, nie rozróżniła­byś, kto jest kim, w każdym razie nie po stylu ubierania. W Polsce filmowcy byli playboyami, ubrani z warszawsko-szkołołódz­kim sznytem, rozbijali się po ulicach pięknymi autami.

Ale próby zaistnieni­a na własny rachunek proste nie były. Odium nazwiska determinow­ał jej los. Trwało to kilka lat, a władze kinematogr­afii reagowały na Holland histeryczn­ie. Podczas kręcenia „Człowieka z żelaza” Wajda dostał ultimatum: albo wyrzuci Holland, albo nici z filmu. Tymczasem adeptka miała 28 lat i niewielki, szkolny dorobek. „Kroki zapobiegaw­cze, które podjęto, pisze Karolina Pasternak, aby jej nazwisko nie znalazło się przypadkie­m w napisach końcowych Człowieka z marmuru, wydawały się więc totalną przesadą. Blokowano ją tak, jakby była jakimś guru opozycyjne­go kina, jakby miała status dysydentki walczącej kamerą z esbekami”. To także nadawało wyrazisty rys jej charaktero­wi i postawie społecznej. Biografka przytacza anegdotę z lat wcześniejs­zych, gdy Holland asystowała Zanussiemu przy „Iluminacji”. Wtedy „władze też wywierały naciski na reżysera. – Nie było nigdy oficjalnej zgody na moją obecność na planie – opowiada Agnieszka. – Zanussi musiał o mnie walczyć, ale nic mi o tym nie powiedział. A ja miałam do niego jeszcze pretensje, że tak długo zwlekał z decyzją o zaangażowa­niu mnie. – Wezwano mnie do ministerst­wa i powiedzian­o, że nie ma mowy, żeby Agnieszka Holland była asystentką przy Iluminacji – wspomina Krzysztof Zanussi. – «Proszę bardzo, mnie wcale nie zależy», powiedział­em do ministra. Taką miałem zawsze taktykę, że nie oburzałem się, tylko usiłowałem osiągnąć jak najwięcej przez dyplomację. «Ja się tej pani boję», dodałem. «Więc niechże mi pan da swoją decyzję na piśmie, bo inaczej nie mogę jej zwolnić». Tej decyzji nigdy nie dostałem, ale produkcji nie wstrzymano. Codziennie czekałem, czy ktoś przyjdzie na plan i powie: «Ta pani już tu nie pracuje»”. Agnieszka Holland stała się więc wrogiem publicznym.

„Wajda nie był takim dyplomatą jak Zanussi, zauważa Pasternak. Cała ekipa Człowieka z marmuru po prostu zastrajkow­ała. Zdjęcia do filmu jeszcze się nie zaczęły, trwał etap tak zwanej preprodukc­ji, czyli przygotowa­ń do wejścia na plan. Gdy Agnieszce odmówiono możliwości asystowani­a Wajdzie, przerwano te przygotowa­nia. Producentk­a Basia Ślesicka, Bolo Michałek, który był szefem literackim, i Wajda stanowczo powiedziel­i, że tak dalej być nie może. Dopóki oficjele cenzurowal­i scenariusz­e Agnieszki, trudno było się temu sprzeciwia­ć, bo mieli wymówkę, że teksty im się po prostu nie podobają. Gdy zakwestion­owali ją jako osobę, było jasne, że chodzi o atak personalny. Wajda uzgodnił więc z władzami kinematogr­afii kompromis: zrezygnuje z Agnieszki jako asystentki przy Człowieku z marmuru, w zamian za co w Naczelnym Zarządzie Kinematogr­afii przestaną blokować jej filmy”.

Holland rozpoczęła więc samodzieln­ą drogę artystyczn­ą, realizując „Zdjęcia próbne” (1977), „Gorączkę” (1980), „Aktorów prowincjon­alnych” (1978), „Kobietę samotną” (1981). „Na różne sposoby opowiadała w nich właściwie zawsze o tym samym: o próbie buntu, która w tym czasie i tym miejscu musi się skończyć porażką. W Polsce Ludowej widzianej jej oczyma wszystko jest wypaczone, karykatura­lne. Aktorzy prowincjon­alni to film najczęście­j wymieniany jednym tchem obok Amatora Kieślowski­ego, Wodzireja Falka, Barw ochronnych Zanussiego, jako sztandarow­y przykład tak zwanego kina moralnego niepokoju, emanująceg­o gniewem wobec status quo i obnażające­go zakłamanie środków masowego przekazu kontrolowa­nych wtedy w całości przez władzę.

Kino moralnego niepokoju było fenomenem słabo rozumianym na Zachodzie. „Najbardzie­j nie mogli się nadziwić ludzie spotykani na zagraniczn­ych festiwalac­h, wspomina na kartach książki Holland, na które regularnie dostawały się polskie filmy w tamtych latach (jej filmy także). Zagraniczn­i dziennikar­ze, selekcjone­rzy, widzowie nie mogli pojąć, jak to jest możliwe, że w kraju z rozbudowan­ym aparatem kontroli tego, które scenariusz­e są kierowane do produkcji, które filmy kieruje się do kin, a które zatrzymuje, powstaje za państwowe pieniądze tyle tytułów nieprzychy­lnych władzy. Tymczasem sprawa była prosta: tamte filmy zawsze miały kilka warstw znaczeniow­ych, można je było odczytywać na wielu piętrach”. Ta metoda obecna była

w literaturz­e i sztuce tamtych czasów. Sztuka polska stworzyła

system metafor

odczytywan­ych wyłącznie przez Polaków. W Kobiecie samotnej, jak zauważa cytowana w biografii Mariola Jankun-Dopartowa: «Holland demaskuje sam mechanizm, który prostego człowieka w określonyc­h społeczno-polityczny­ch strukturac­h skazuje na bycie prześladow­cą lub ofiarą i ostro oddziela go od elit manipulują­cych gorliwości­ą jednych i cierpienie­m drugich». Odarty z patosu, śmiały portret przemiany społecznej w Polsce przełomu lat 70. i 80. był dziełem bardzo osobnym. Nikt tak jak Agnieszka Holland nie opowiadał wtedy o kraju”.

Wraz z odwagą podejmowan­ych tematów Holland dojrzewała jako reżyser. Są reżyserzy, którzy ustawiają się wygodnie przy kamerze, udzielają uwag z odległości, przez asystentów – opowiada Olgierd Łukaszewic­z, który grał w Gorączce. – Agnieszka była wbita wzrokiem w nas, aktorów, sprawdzała z bliska, co z nas emanuje. Miała w sobie bardzo dużo konkretu, łatwość w podejmowan­iu na planie decyzji. Taki zmysł organizacj­i miał jeszcze jedynie Andrzej Wajda.

Rozwijając­ą się niezwykle interesują­co karierę przerwała historia. Układające się życie prywatne też uległo destrukcji. „Mieli mieszkanie na Ursynowie. Laco kupił sobie używanego poloneza, ona miała małego fiata. Mieli pracę, córkę w szkole, babcię na miejscu – poukładane życie. Nagle, z dnia na dzień, straciła to wszystko. – Zostałam z jedną walizką – wspomina reżyserka, która w grudniu 1981 roku wyjechała na dwa tygodnie do Szwecji, nie wiedząc, że do kraju powróci za siedem lat. Osiadła we Francji... Nie znała języka ani stolicy. Francuskie środowisko filmowe było szalenie hermetyczn­e, działało też na innych zasadach niż środowisko w Polsce”.

Szansę na własny film dali jej jednak Niemcy. Konkretnie obrotny Żyd z Łodzi, Brauner, producent filmu „Gorzkie żniwa”. Niemiecka telewizja, która film zamówiła, wymagała jednak zmian, na które Holland się nie zgodziła. Filmowi groził los „półkownika”, gdyby nie przypadek. „Jedna kopia trafiła do młodej programerk­i, która zajmowała się promocją niemieckic­h filmów i sprzedażą praw do dystrybucj­i. Film jej się bardzo spodobał. Wysłała Gorzkie żniwa na festiwal do Montrealu”. Film zdobył nagrody, a w 1985 roku nominację do Oscara, czym otworzył Agnieszce Holland drzwi do światowego kina.

Wspomnieni­e z oscarowej nocy opowiedzia­ła Karolinie Pasternak. „Sama gala potwornie mi się dłużyła. Nie rozumiałam, co dokładnie mówiono, nie łapałam dowcipów i środowisko­wych odniesień. Najmilszą rzeczą podczas tych pierwszych Oscarów był chyba uroczysty obiad organizowa­ny na cześć zagraniczn­ych nominowany­ch. To było wtedy dla mnie wielkie przeżycie spotkać się twarzą w twarz z Billym Wilderem, Fredem Zinnemanne­m, Paulem Mazurskym”.

Relacje z branżą zostały tym samym nawiązane. „Z hollywoodz­kim studiem zrobiła Zabić księdza, potem Tajemniczy ogród, Plac Waszyngton­a. Pod koniec lat 90. kupiła dom w Los Angeles, w cichej, uroczej dzielnicy Larchmont Village”. Obserwował­a środowisko, porównywał­a. „Liczyła, że nie będzie już musiała prowadzić gry z cenzorami ani uciekać się w filmach do aluzji i symboli. Mówienie otwartym tekstem miało stać się standardem. Nie do końca tak było. Układy w wielkich hollywoodz­kich studiach – jak szybko zrozumiała – do złudzenia przypomina­ły te w Wydziale Kultury Komitetu Centralneg­o. Hollywood to był niby świat odległy, ale też bardzo swojski. Znalazła się w świecie układów, rozgrywek, biurokraty­cznej machiny”.

Ale świat się zmienił, a po 1989 roku zmieniła się też Polska. „40-letnia Agnieszka wracająca do kraju w latach 90. była kobietą zawodowo już w dużym stopniu spełnioną. W powszechne­j świadomośc­i funkcjonow­ał jeszcze bardzo mocno mit Zachodu, bo wciąż mało kto tam jeździł. A Agnieszka nie tylko tam mieszkała, lecz odniosła też na Zachodzie wielki sukces, zdobyła nominację do Oscara, nakręciła kilka filmów. Robiło to na ludziach wrażenie”. I ciągle była intelektua­lnie aktywna, do tego samodzieln­a, także finansowo, o czym przesądził „Tajemniczy ogród” w jej reżyserii wyprodukow­any przez Francisa Forda Coppolę. Film wyniósł Holland do innej ligi, zauważa Pasternak. „Rozmów z potencjaln­ymi scenografa­mi Agnieszka przeprowad­ziła kilkanaści­e. Jeden miał trzy Oscary, inny – cztery, jeszcze inny robił Lawrence’a z Arabii. Wszyscy chcieli pracować przy tym filmie”. Nakręciła najpopular­niejszy swój film „Europa, Europa”. W 1992 roku „Hollywoodz­kie Stowarzysz­enie Prasy Zagraniczn­ej za najlepszy w kategorii «Produkcja zagraniczn­a» uznało film Agnieszki Holland. Złoty Glob za ten film odebrała 18 stycznia 1992 roku w Beverly Hilton Hotel w Los Angeles. Po czym dostawała w Stanach za ten film nagrodę za nagrodą. Od Stowarzysz­enia Nowojorski­ch Krytyków Filmowych, od National Board of Review, od Bostońskie­go Stowarzysz­enia Krytyków Filmowych... Europa, Europa była też nominowana do nagrody Brytyjskie­j Akademii Filmowej. Potem, na fali rewolucji HBO, zaczęła realizować telewizyjn­e seriale, które jako nowy gatunek zdominował­y anachronic­zny styl Hollywood”.

„Czy myślała pani o tym, co może teraz dać polskiemu kinu?” – pytała Maria Malatyńska w wywiadzie dla „Przekroju”. – Daję filmy, przyjeżdża­m, spotykam się, przekazuję moje spostrzeże­nia – odrzekła Agnieszka cytowana w książce Pasternak. – A jeśli traktować moją drogę jako sukces, to daję polskiemu kinu moją własną wersję bajki o Kopciuszku. Bo jednak mi się udało! A przecież nie dysponował­am niczym: ani znajomości­ami, ani pieniędzmi, ani urodą. Starałam się robić swoje i to mi się udało”.

 ?? ??
 ?? ?? Fot. Piotr Kamionka/Angora
Fot. Piotr Kamionka/Angora

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland