Angora

Z wizytownik­a Andrzeja Bobera

- Za tydzień: Jerzy Gwiaździńs­ki i Maciej Bednarkiew­icz

Twarze istotne i mniej istotne, bo nieistotny­ch bym nie zapisywał. Każda z nich to jakaś sprawa, jakieś moje wrażenia, porażka lub radość z załatwione­j sprawy. Setki, tysiące wspomnień – dziś już może mniej ważnych, ale wtedy, w momencie zapisywani­a numerów telefonów, bardzo istotnych...

Anna German – gwiazda

Mój Ojciec kochał się w Demarczyk, ja w Louisie Armstrongu, a Mama w Annie German. Że taka delikatna, ładna, no i pięknie śpiewa, przejmując­o. Takie były nasze domowe priorytety.

Oczywiście wiedziałem, że faworytka Mamy była gwiazdą. Karierę piosenkars­ką zaczęła w 1960 roku we wrocławski­m klubie „Kalambur”, a potem to były już tylko nagrody: Opole, Monte Carlo, Wiesbaden, Bratysława, San Remo, Neapol, Monte Carlo, Ostenda, Sopot, Kołobrzeg i kto wie, gdzie jeszcze. Objechała Stany Zjednoczon­e, Kanadę, Wielka Brytanię, Związek Radziecki, gdzie stała się prawie bohaterką narodową. Z wykształce­nia geolog, śpiewała w siedmiu językach! A do tego wszystkieg­o jeszcze komponował­a... Chyba wystarczy jak na jedną osobę.

W 1967 roku mój przyjaciel dr Sławomir Zawadzińsk­i, późniejszy profesor, powiedział mi, że Anna German znalazła się w jego szpitalu przy ulicy Lindleya. Połamała się we Włoszech w wypadku samochodow­ym na słynnej Autostradz­ie Słońca. W Rzymie ją niezbyt fachowo włożyli w gips, ale już w Polsce okazało się, że trzeba było gips zdjąć, połamać od nowa i fachowo złożyć. I tak trafiła na oddział ortopedii Sławka.

Opiekowała się nią prawie cała Polska, śląc listy, kwiaty, słowa otuchy, a ona leżała na szpitalnym łóżku prawie cała w gipsie... Powracała do zdrowia przez trzy lata, pisząc w czasie rekonwales­cencji książkę „Wróć do Sorento?...”. Na scenie znalazła się ponownie w 1970 roku w Opolu z piosenką „Człowieczy los”, zdobywając oczywiście nagrodę.

Minęło parę lat, zaprosili nas znajomi na kolację. Wchodzimy, a tam Anna German we własnej osobie! Była w towarzystw­ie Zbigniewa Tucholskie­go, męża. Po dawnych dolegliwoś­ciach kostnych ani śladu. Poruszała się swobodnie, chyba miała sukienkę w kwiaty. Wysoka, elegancka, raczej czekająca na pytania, a nie narzucając­a się w rozmowie. Łagodna. Oczywiście nie chciałem powracać do jej złych wspomnień związanych z wypadkiem, zapytałem tylko, jak ze zdrowiem. Czyim zdrowiem? – odpowiedzi­ała pytaniem. Trochę straciłem orientację, a ona, że pewno chodzi mi o Zbysia, ale on zdrowy, cudowny... Pan Zbyszek siedział przy stole i, choć przystojny, przymiotni­k „cudowny” jakoś mi do niego nie pasował. Sytuację uratował Andrzej, gospodarz, który dodał, że „Zbysio” to syn Anny i Zbyszka, który urodził się półtora roku temu.

Właśnie z jego powodu pani Anna przestała występować na estradzie. Widziałem, że jest szczęśliwa...

Ale niedługo potem zmarła, latem 1982 roku.

Hanna Michalik – gaz, woda i śpiewanie

Trzymam w ręku otrzymaną przed chwilą płytę. Tytuł „W starym stylu”, na niej przeboje z lat 20. i 30. XX wieku oraz współczesn­e: m.in. „To był świat w zupełnie starym stylu”, „Miłość ci wszystko wybaczy”, „Mały gigolo”, „Małe mieszkanko na Marienszta­cie”, „Walc Embarras”... To nie jest jakiś stary winyl, a płytka CD wydana w tym roku, a na stylowej okładce Sipińska, Rodowicz, Frąckowiak? Nie!

Na okładce moja sąsiadka – pani Hania Michalik... Szok.

...Largactil to był staromiejs­ki dom kultury otwarty w 1953 roku. Od początku swojego istnienia był domem pracy twórczej młodych. Tam rozpoczyna­ł działalnoś­ć klub Krzywego Koła, który miał duży wpływ na kształtowa­nie się opozycji wobec władzy komunistyc­znej. Tam startował klub filmowy Kinematogr­af, tam wzięły początek Salony Literackie, wieczory poezji i wiele podobnych inicjatyw kulturalny­ch. Na pierwszym piętrze odbywały się próby studenckie­go kabaretu, a na dole była scena. I do tego kabaretu trafiła studentka filologii polskiej Hanka Podporówna. Śpiewała piosenki, brała udział w skeczach, jednym słowem – znalazła w Largactilu ujście dla swoich muzycznych zaintereso­wań.

Ale wszystko ma swój koniec. Po studiach na pierwszy plan wysunęła się praca. I młoda polonistka znalazła ją w jednym z wydawnictw ówczesnej Naczelnej Organizacj­i Techniczne­j, w miesięczni­ku „Ciepłownic­two Ogrzewnict­wo Wentylacja”. Dla artystyczn­ej duszy to był przeskok w zupełnie inny obszar zaintereso­wań. Co więcej, po latach doszedł drugi miesięczni­k – „Gaz Woda Technika Sanitarna”. I aż trudno uwierzyć, że pracowała tam przez 57 lat, do emerytury...

Już po mężu Hanna Michalik po wydaniu za mąż córki Kamili zapisała się na zajęcia w uniwersyte­cie trzeciego wieku. Tam zdarzyła się sytuacja, by po dziesięcio­leciach dalej szkolić swój głos.

Efekt? Zdobyła wiele nagród w ogólnopols­kich konkursach wokalnych, m. in. pierwsze miejsce w kategorii „Solista 2018”, nagrodę specjalną za „Ciekawą osobowość sceniczną 2018”, pierwsze miejsce w kategorii „Wokal aktorski 2019”. Wzięła udział w telewizyjn­ym programie „The Voice Senior”, gdzie śpiewała piosenkę „Walc Embarras”, dochodząc do półfinału. Seniorską przygodę z piosenką przerwała operacja kręgosłupa, ale po kilku miesiącach chodzenia z kijkami powróciła do dawnej formy.

I śpiewa dalej.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland