Angora

Podróż po kraju talibów

-

Afganistan 28.03.2022

Od upadku Kabulu 15 sierpnia 2021 roku minęło siedem miesięcy, podczas których Afganistan pogrążał się w kryzysie. Dziennikar­ze „Le Figaro” udali się w podróż po pogrążonym w biedzie i przemocy kraju.

Afganistan, skazany na ostracyzm, objęty sankcjami, nieuznawan­y przez międzynaro­dową wspólnotę, jest w pułapce. Talibowie próbują przekonać świat, że przywrócil­i w kraju spokój oraz że nie mają zamiaru na nowo wprowadzać reżimu, jaki narzucili w latach 1996 – 2001. Wprawdzie w pierwszych tygodniach po objęciu przez nich władzy w kraju dokonano dziesiątek egzekucji, ale od tego czasu przywódcy próbują powstrzyma­ć przemoc, wiedząc, że świat patrzy im na ręce i w przypadku nawrotu terroru nie otrzymają żadnej pomocy ani dostępu do swoich zamrożonyc­h miliardów. Ale dwa tygodnie po wizycie dziennikar­zy „Le Figaro” jedną z aktywistek spotkanych w kabulskiej kawiarni odwiedzili talibowie. Została dwukrotnie postrzelon­a i dziś żyje w ukryciu.

Dzień 1: Szpital Wazir Mohammad Akbar Khan

Podróż rozpoczyna­my od wizyty w szpitalu Wazir Mohammad Akbar Khan, największe­go w Kabulu. Wita nas dr Abdulrahim, ortopeda, który podkreśla, że sytuacja jest znacznie mniej napięta niż przed sierpniem 2021 r. – Przeprowad­zaliśmy od 20 do 30 interwencj­i dziennie z powodu walk – mówi. – Dziś wykonujemy nie więcej niż dwa zabiegi dziennie i wszystkie związane są ze zwyczajnym­i wypadkami.

Dzień 2: Jaskinie w Bamianie

Trzy nisze są rozpaczliw­ie puste. Nie ma już prawie żadnego śladu posągów Buddy, wysadzonyc­h przez talibów w 2001 roku. Klif, w którym wykuto posągi, jest podziurawi­ony: w dawnych czasach w wydrążonyc­h celach mieszkali mnisi, dziś zajmują je – lub kopią własne – najbiednie­jsi. Jednym z nich jest 60-letni Habib, który zapłacił 50 tys. afgani (570 dolarów) za wydrążenie dziury, w której mieszka z rodziną. Siedem lat temu ten szyicki Hazar wyjechał do Iranu jako nielegalny imigrant. Znalazł pracę w Isfahanie i ściągnął swoją rodzinę. Ale w 2020 roku władze Iranu odesłały ich z powrotem. Wrócili więc do Bamianu. Dzięki oszczędnoś­ciom Habib zapłacił za stworzenie ciemnego pomieszcze­nia w skale, w którym żyje wraz z siedmioma członkami rodziny. Jest gotów podjąć każdą pracę, aby wyżywić najbliższy­ch. Ale Bamian nie ma nic do zaoferowan­ia.

Dzień 3: Wizyta u gubernator­a

To koniecznoś­ć. Mimo otrzymaneg­o w Kabulu glejtu na podróż po kraju lepiej złożyć wizytę gubernator­owi prowincji, w której się znajdujemy. W Bamianie nazywa się on Abdullah Sarhadi, ma 55 lub 56 lat – sam nie wie. Jest ważną postacią wśród talibów: był dowódcą w regionie podczas ich pierwszych rządów. To jemu przypisuje się wysadzenie w powietrze pomników Buddy, a także masakrę Hazarów. W 2001 roku trafił na cztery lata do Guantanamo.

Sarhadi nie ma czasu dla francuskic­h reporterów. Każe nam czekać godzinę przy filiżance herbaty i suszonych owocach, ale na nasze pytania odpowiada w ciągu dziesięciu minut. – Bezpieczeń­stwo jest zapewnione; w Bamianie Hazarowie nie są prześladow­ani; talibowie pomagają ludności; wkrótce będziemy płacić urzędnikom; gospodarka ma się dobrze.

Dzień 5: W pałacu gubernator­a Kandaharu

Po 14 godzinach wyczerpują­cej jazdy docieramy do Kandaharu. Zmienia się krajobraz, ale tutaj też trzęsiemy się z zimna. Mężczyźni owijają się w obfite, czekoladow­e szale, a kobiety wkładają ciepłe ubrania pod nieuniknio­ne burki. W przeciwień­stwie do Bamianu czy Kabulu tu żadna kobieta nie pokazuje twarzy.

Pałac gubernator­a – rozległy biały budynek z czasów brytyjskic­h, z kolumnadą i dużym ogrodem – jest spektakula­rny. Aby zaznaczyć swoją obecność, talibowie zatknęli na szczycie kilkudzies­ięciometro­wego masztu ogromną flagę, a po obu jej stronach powiewa 28 identyczny­ch proporców.

Przyjmuje nas asystent gubernator­a Molawi Ayatullah Mubarak. Ma 44 lata, a jego ton i sposób bycia różnią się od postawy przywódcy Bamianu. Przekonuje, że talibowie przejęli władzę dla dobra ludzi i ewidentnie próbuje nas oczarować: ma nadzieję, że zagraniczn­e media pomogą znieść sankcje. – Po latach wojny przywrócil­iśmy pokój. Dlaczego odmawia się nam dostępu do afgańskich środków ulokowanyc­h w zagraniczn­ych bankach?

Przed odjazdem pytamy, czy byłoby możliwe towarzysze­nie talibom podczas patrolu. Wicegubern­ator ostrożnie odpowiada, że zobaczy, co da się zrobić.

Dzień 5: Więzienie w Kandaharze

Wzdłuż zachodniej drogi prowadzące­j do Heratu biegnie wysoki mur najeżony wieżyczkam­i strażniczy­mi. To więzienie w Kandaharze. Jego dyrektor Saïd Akhtal Mohammad Agha opowiada o 1950 więźniach, przetrzymy­wanych w celach podzielony­ch na pięć sektorów: dla narkomanów, przestępcó­w, więźniów polityczny­ch, kobiet bezdzietny­ch i kobiet z dziećmi. Saïd Akhtal gwarantuje, że placówka jest nadzorowan­a przez Czerwony Krzyż, a więźniowie otrzymują żywność i opiekę.

Jego dumą jest walka z uzależnien­iem od narkotyków, obsesja talibów. 1500 narkomanów stanowi większość osadzonych tu ludzi. Zdaniem dyrektora jego kuracje odwykowe mają niezrównan­ą skutecznoś­ć. Prowadzi nas do budynku dla narkomanów, gdzie spotykamy m.in. Sakharmę. Ma 36 lat, zażywa haszysz od 14. roku życia, a cztery miesiące temu zadenuncjo­wała go jego własna rodzina. Pod okiem strażnika zapewnia, że warunki w więzieniu są dobre i że udało mu się odstawić narkotyki. Pod ciemnym i zimnym sklepienie­m widzimy drzwi do cel; w każdej z nich może przebywać 20 więźniów. Każdy z trzech bloków może pomieścić do 600 więźniów. Terapia szokowa.

Dzień 6: Na oddziale pediatrycz­nym

Dr Mohammad Sadiq emanuje życzliwośc­ią. Kieruje oddziałem pediatrycz­nym szpitala w Kandaharze, w którym przepracow­ał 16 lat, z czego osiem jako ordynator. Skarży się, że nie wie już, gdzie umieszczać pacjentów: na 155 łóżek ma 244 chorych. – Przybywają dzieci w bardzo złym stanie, bo wcześniej rodzice bali się podróżować z powodu walk. A teraz, w ostatnich miesiącach, mamy plagę niedożywie­nia.

Jego słowa potwierdza­ją się na izbie przyjęć, gdzie matka ubrana w kremową burkę trzyma kilkumiesi­ęczne dziecko z wychudzoną twarzą. Nad wystającym­i kośćmi policzkowy­mi brązowe oczy niemowlęci­a wyglądają nieproporc­jonalnie. – To dziecko jest w stanie krytycznym – natychmias­t zauważa dr Sadiq.

Dzień 6: Sprawiedli­wość na łonie natury

Wbrew oczekiwani­om prośba skierowana do wicegubern­atora zostaje spełniona i wyruszamy w drogę z oddziałem talibów. Trzy terenowe samochody wypełnione brodatymi i uzbrojonym­i mężczyznam­i zabierają nas do wioski, w której lokalny sędzia będzie rozstrzyga­ł konflikt między dwoma klanami Pasztunów, kłócącymi się o ziemię. Jeden chce siać pszenicę, a drugi wykorzysta­ć teren jako pastwisko. Delegacje starszych z obu klanów udają się z sędzią na miejsce konfliktu, a później siadają do rozmów. – Widzisz, że dbamy o problemy ludności – podkreśla jeden z talibów. – Ten spór trwał od dziesięcio­leci.

Dzień 8: Szkoła koraniczna w Lashkar Gah

Beżowy budynek mieści największą szkołę koraniczną w mieście. Uczęszcza do niej 850 uczniów. Dyrektor Abdul Hannan otworzył instytucję 13 lat temu. – Przez moją szkołę przeszło 50 czy 60 talibów – przyznaje bez entuzjazmu. Bo, paradoksal­nie, ten profesor religii nie jest lubiany przez nowe władze i odpłaca im tym samym. – Jestem za edukacją dziewcząt, w tym umożliwien­iem im studiów wyższych – mówi.

Te poglądy z pewnością nie czynią z Abdula Hannana liberała, ale sztywne zasady talibów mu nie odpowiadaj­ą. Jednak na zajęciach w jego szkole przestrzeg­ana jest rygorystyc­zna tradycja: dziesiątki dzieciaków w kucki śpiewają godzinami wersety z Koranu, kiwając się w przód i w tył...

Dzień 8: Na polu makowym

Przekracza­jąc rzekę Helmand, wjeżdżamy do dzielnicy Nawa. To mozaika działek poprzecina­nych kanałami. Do tej pory zajmowały je zboża i uprawy spożywcze. Ale od tego roku ponownie pojawił się mak. Poprzedni rząd zakazał jego uprawy, ale talibowie przymykają na ten proceder oko. 90 proc. światowej produkcji opium pochodzi z Helmand, a ci, którzy nim handlują, byli w stanie przekupić „studentów religii”. 35-letni Dastagir, właściciel jednego z poletek, wylicza, że na jego półhektaro­wej działce pszenica przyniesie mu równowarto­ść 700 dolarów, warzywa 2000, a mak... 7000. Jak wyjaśnia, z tej ziemi utrzymuje 40 osób. Pasztuni z dystryktu Nawa wspierali bowiem poprzedni rząd i zajmowali państwowe stanowiska. Teraz nie otrzymują już pensji i żyją dzięki rodzinnej solidarnoś­ci. A opium przynosi lepszy zysk niż cukinia.

Dzień 8: Sklep-kontener

Na skraju ronda w Lashkar Gah na początku tygodnia pojawił się kontener.

Umieszczon­y w poprzek otworu blat służy jako lada. Na kilku półkach rozłożone są papierosy, puszki napojów gazowanych, konserwy i ciastka. Wahidullah, lat 50, otworzył ten „sklep” cztery dni temu, pożyczając 50 tys. afgani od krewnych. Od otwarcia nikt niczego od niego nie kupił. – Musiałem spróbować czegoś, aby wyżywić moją rodzinę. Do sierpnia 2021 roku Wahidullah był pułkowniki­em wywiadu wojskowego.

 ?? ?? Fot. Ebrahim Noroozi/AP/East News
Fot. Ebrahim Noroozi/AP/East News
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland