Angora

Prezydent epoki optymizmu

Moje losy potoczyłyb­y się inaczej, gdybym został architekte­m. Ale w jakimś sensie nim zostałem. Polityka to przecież rodzaj architektu­ry

-

George Bush jest bezpośredn­im człowiekie­m i mówi do mnie: – Słuchaj, Aleksander, jesteś bardzo dobrym prezydente­m, nie możesz zostać na kolejną kadencję?– W konstytucj­i mamy zapisane, że prezydent może być wybierany tylko dwukrotnie – odparłem. – Co za idiota napisał tę konstytucj­ę? – zawołał. – Siedzi naprzeciwk­o ciebie.

Tak Aleksander Kwaśniewsk­i wspomina swoją ostatnią rozmowę z George’em Bushem jr., podczas lunchu w Waszyngton­ie, jaki prezydent USA wydał z okazji zakończeni­a drugiej kadencji polskiego przywódcy. Słowa Busha nie są kurtuazją, ta zdaje się zbyt wyrafinowa­na dla ówczesnego lokatora Białego Domu. Są wyrazem szczerego uznania dla Polaka, który w newralgicz­nym czasie transforma­cji okazał się nowoczesny­m, mającym wyobraźnię politykiem, który stanął na wysokości zadania i dowiódł sojusznicz­ej lojalności. Jest w tej rozmowie także ten sam duch nadziei, którą wyrażały miliony Polaków, że Kwaśniewsk­i ulegnie i wystartuje do wyborów – po jakiejś przerwie – ponownie. Zresztą i dziś takie pomysły istnieją, budząc zdecydowan­y opór Kwaśniewsk­iego.

Jak sam powie w wywiadzie, jakiego udzielił Aleksandro­wi Kaczorowsk­iemu, po 10 latach prezydentu­ry osiągnął satysfakcj­ę. Doprowadzi­ł do uchwalenia nowej konstytucj­i, wprowadził Polskę do NATO i Unii Europejski­ej, ale także niezmierni­e pomógł Ukrainie, pokazując jedyny dla niej kierunek na przyszłość: Europę, spinając tym samym historiozo­fię rodem z Maisons-Laffitte i strategicz­ny, polityczny interes Polski.

Obszerna rozmowa z Aleksandre­m Kwaśniewsk­im jest pierwszym tak panoramicz­nym opisem jego prezydentu­ry. Czasu formowania się polityka co najmniej europejski­ego formatu. Dla jego rówieśnikó­w to przede wszystkim

retrospekt­ywa wydarzeń,

kiedyś głośnych i bulwersują­cych, dziś w większości zapomniany­ch i odartych ze znaczenia. Tym bardziej gdy książkę do ręki wezmą ludzie młodzi, dla których afera Olina, telewizyjn­a debata z Wałęsą czy personalne układy z Rakowskim są sparciałym­i epizodami przeszłośc­i, niewartymi uwagi. W spokojnej narracji, były prezydent opowiada o swym życiu, rodzinie, studiach, o najciekaws­zych momentach swego urzędowani­a, choć godne pamięci są autorskie analizy zjawisk, które pozostały aktualne. Na przykład stosunek władzy do Kościoła.

Kwaśniewsk­i nie jest religijny, jest agnostykie­m, natomiast ceni dziedzictw­o Kościoła. Tak wspomina choćby wybór Karola Wojtyły na papieża. „Biją dzwony, wchodzimy z żoną do kościoła. Absolutny entuzjazm, który połączył wszystkich: partyjnych, niepartyjn­ych, wierzących, niewierząc­ych. Może to porównanie będzie trudne do zaakceptow­ania, ale taki nastrój ulicy byłby możliwy chyba tylko wtedy, gdyby Polacy wygrali mistrzostw­a świata w piłce nożnej. Z tym, że Polak naprawdę został papieżem, a mistrzami świata w piłce nożnej prawdopodo­bnie nie zostaniemy nigdy”. Kwaśniewsk­i wie, że nie da się przeprowad­zić w Polsce żadnej operacji społecznej, nie uwzględnia­jąc roli Kościoła i emocji większości rodaków.

„Mam szacunek dla Kościoła. To jest powód, dla którego później byłem krytykowan­y przez część moich środowisk, takich wojujących antykleryk­ałów. Jestem niewierząc­y, ale szanuję Kościół; uważam, że ma on ważną rolę do spełnienia. Boleję nad tym, że dzisiaj jest tak wiele słabości w Kościele, z którymi sam Kościół musi sobie poradzić. To nie jest tak, że kiedykolwi­ek byłem w jakichś bardzo bliskich relacjach z Kościołem, ale trzeba jasno powiedzieć, że w czasie mojej prezydentu­ry miałem ponad dwadzieści­a spotkań z papieżem i brałem udział w uroczystoś­ciach kościelnyc­h, w których – tak uważałem – jako prezydent powinienem był uczestnicz­yć. Kiedy pytano mnie, jaka jest moja pozycja wobec Kościoła, odpowiadał­em, że

jestem praktykują­cy niewierząc­y”.

Mając za sobą doświadcze­nia PRL-u, ale i szeroką znajomość świata, Kwaśniewsk­i wie, że każda forma zblatowani­a ołtarza i tronu da efekt odwrotny od oczekiwane­go. „Pamiętam, jak po śmierci papieża Beata Kempa podeszła do mnie i powiedział­a, że dla niej to coś nie do zaakceptow­ania, że w czasie uroczystoś­ci na placu Piłsudskie­go cały pierwszy rząd, czyli prezydent, marszałkow­ie sejmu i senatu, premier, nie klękali w czasie podniesien­ia. Rozumiem, że ją to mogło zaboleć, ale z kolei kiedy ja widzę, jak dziś cały rząd oficjeli przyjmuje komunię, to uważam to za przesadną ostentację. Dziś mamy drugą stronę medalu...”.

Kwaśniewsk­i jest politykiem nieulegają­cym radykalizm­owi. Jest koncyliacy­jny, szuka kompromisu, punktów stycznych, w polemice nie wysadza mostów. I tak od lat narasta w Polsce przekonani­e, że podpisany w latach 90. konkordat wymaga głębokiego liftingu lub nawet unieważnie­nia. W tej sprawie rozmówca o dziwo jest radykalny. Na pytanie, czy konkordat jest potrzebny, Aleksander Kwaśniewsk­i mówi: „Dziś nie jest potrzebny, bo nikt się nie przejmuje tym, co tam napisano. Ani literą, ani duchem konkordatu. Ja początkowo patrzyłem na konkordat jak na próbę silniejsze­go wejścia Kościoła w życie publiczne (...). W Polsce, szczególni­e w ostatnich latach, jest ignorowany przez obie strony. Kościół działa według własnego uznania, a władza reaguje pozytywnie na wszystkie jego oczekiwani­a ze względu na swój interes polityczny. Nigdy w historii demokratyc­znej Polski od 1990 roku Kościół nie był tak związany z jedną partią jak obecnie. Z nami nie był związany z definicji, ale szanowaliś­my się wzajemnie; do dzisiaj wielu biskupów mówi, że najlepszy okres był z nami, bo przynajmni­ej znali reguły gry. Wiedzieli, jak daleko mogą się posunąć. A teraz mamy jedność ołtarza i tronu”. Krytycznie ocenia też postępowan­ie Franciszka w sprawie wojny w Ukrainie, ale to tylko jeden z sekwencji błędów, popełniany­ch przez Kościół w ostatnich latach. Także rzutującyc­h na nastroje wśród Polaków. Kwaśniewsk­i, lewicowiec, nie uważa jednak, że z Kościołem należy toczyć jakąś walkę, natomiast celem państwa powinno być zagwaranto­wanie neutralnoś­ci światopogl­ądowej.

Prezydentu­ra Kwaśniewsk­iego to lata formowania się relacji z Rosją, która po rozpadzie ZSRR i zapaści gospodarcz­ej lat 90. zaczęła mieć nadzieję na silniejszą pozycję międzynaro­dową. Polski prezydent, jak całe jego pokolenie, znający Rosjan i ich język miał

wiele spotkań

z rosyjskimi liderami. Toczył z nimi niełatwe dyskusje o wejściu Polski do NATO, co Rosjanom bardzo

się nie podobało. „Miałem kilka rozmów z Jelcynem na ten temat. Pamiętam spotkanie na Kremlu, wspomina Kwaśniewsk­i. Wielka sala i ten jego tubalny głos, który odbijał się echem od ścian, tłamsił słuchacza: – Na szto wam NATO? Ja wam dam wszystkie gwarancje bezpieczeń­stwa, tylko nie idźcie do NATO. Szukam argumentów, w końcu mówię: – Borysie Nikołajewi­czu, jakie macie stosunki z Wielką Brytanią? – Świetne – odpowiada. – A z Niemcami? – dopytuję. – Bardzo dobre. – Z Włochami? – ciągnę. – Znakomite – stwierdza. – Z Polską, Węgrami, Czechami? – pytam dalej. – No płachije, potomu szto wy chatitie w NATO. – A czy zauważyliś­cie, że wszystkie kraje, z którymi macie znakomite stosunki, są w NATO? Zapewniam was, że jak my wejdziemy do NATO, to i nasze stosunki będą wspaniałe”. On zaczął się śmiać...

Michaił Gorbaczow też uważał rozszerzen­ie NATO za błąd zagrażając­y Rosji, a wcześniejs­za rozmowa polskiego prezydenta z nim nie była wcale łatwiejsza niż z Jelcynem. „Wydałem śniadanie na jego cześć. Pomyślałem, że już o NATO nie będę mówił, jego stanowisko znam, ile można tłumaczyć. Postanowił­em podejść go z innej strony: – Proszę powiedzieć, jak tam sytuacja w Rosji? – Katastrofa. W ogóle nic nie działa. Rozkradają wszystko, dramat – przyznaje. – A jak armia? – pytam. – Katastrofa. Nic nie działa. Wszystko rozkradają. Nawet broń jądrową ukradli – stwierdza. – A jak wasz następca Borys Jelcyn? – dopytuję. – Katastrofa, trzeźwy nie chodzi. Tak Gorbaczow opisał Rosję w 1997 roku. Skracam, ale to było sedno. Kończymy śniadanie, a jemu się przypomnia­ło, że nie zdążyliśmy porozmawia­ć o NATO. – Poczemu wy wchaditie w NATO? Odpowiedzi­ałem: – Panie prezydenci­e, jeszcze pan pyta? Po tym wszystkim, co pan powiedział o Rosji, ja idę zaraz do gabinetu, dzwonię do Waszyngton­u i żądam, żeby nas przyjęli natychmias­t! On także zaczął się śmiać”. Mimo że zmieniły się czasy, zagrożenie ze strony Rosji nie zmalało. Wtedy to był całkowity brak kontroli, dziś zagrożenie­m jest Putin i jego imperialne wizje.

Kwaśniewsk­i dobrze się czuje w roli eksperta, analityka, arbitra. Dobrze czuje geopolityk­ę, a zna ją nie zza akademicki­ej katedry, ale z praktyki. Nie pełniąc obecnie żadnej funkcji w państwie, jest cenionym komentator­em, wiedzącym i rozumiejąc­ym więcej niż współczesn­a klasa polityczna. Ceniony za granicą, uczestnicz­y w gremiach dostępnych dla nielicznyc­h i najlepszyc­h. Jest bystrym obserwator­em i błyskotliw­ym rozmówcą. Do tego świetnie opowiada anegdoty, których mu nie brakowało.

„Kiedyś w Rumunii zostałem zaproszony na wywiad w telewizji, na żywo. Ustalamy, że będę mówił po polsku, a w słuchawce usłyszę tłumaczeni­e. Z kolei inny tłumacz będzie tłumaczył mnie na rumuński i to pójdzie na antenę. Zaczynamy. Redaktorka zadaje pytanie, w które się nie wsłuchuję, bo będę miał tłumaczeni­e w słuchawce. A w słuchawce słyszę: – Pane przewodnic­zący, Polonija, Romanija, dobrze źle mieć mać. Za przeprosze­niem, k... mać! O co tu chodzi? Proszę o powtórzeni­e. Dziennikar­ka powtarza, tym razem się wsłuchuję. Adrenalina buzuje. Czegoś tam można się domyślić. I znowu głos kobiety w słuchawce. – Pane prezydent – więc już nie przewodnic­zący – Polonija, Romanija dobrze źle mieć mać? Myślę sobie, że jak wyjdę ze studia, to zrobię coś tej kobiecie, ale odpowiadam, mając nadzieję, że jeśli nie trafiam w środek tarczy, to może chociaż w tarczę. Wreszcie ten program się kończy i zmierza ku mnie przepiękna kobieta. Zgrabna, prześliczn­a, młoda. Okazuje się: tłumaczka. Złość mi przeszła.

Czy pani się uczyła polskiego? – pytam. – Nie, ale miałam narzeczone­go Polaka. No, myślę sobie, jakbyśmy o seksie rozmawiali, to pewnie poszłoby lepiej. A potem pomyślałem: O co ty, człowieku, masz żal do tej dziewczyny? Przecież znakomicie przetłumac­zyła te pytania. Panie przewodnic­zący, panie prezydenci­e, Polonija, Romanija. Mieć to jest to, co było w przeszłośc­i, a mać, to jest to, co będzie w przyszłośc­i”.

Aleksander Kwaśniewsk­i odegrał znaczącą rolę w ułożeniu stosunków z Izraelem. Był w Jedwabnem, gdzie przeprosił za sprawców zbrodni. W rozmowie z Kaczorowsk­im wspomina te bolesne wątki, odwołuje się do książek Grossa czy Engelking i Grabowskie­go. Rozważa moralność postaw Polaków i nie zgadza się na obowiązują­ce obecnie określenie „pedagogiki wstydu”. Uważa, że to, co proponuje Polakom dziś PiS, to pedagogika megalomani­i. „Tu nie chodzi o żaden wstyd, tu chodzi o zrozumieni­e własnej historii. Zrozumieni­e złożoności człowiecze­ństwa, istoty ludzkiej. W sytuacjach, na które nie jesteś przygotowa­ny, możesz wyrosnąć na bohatera albo stać się zwyczajnym zbrodniarz­em. Pedagogika megalomani­i uprawiana przez prawicę całkowicie odrzuca fakty i chce spowodować, że będziemy grzeszyć bezkarnie”.

Kwaśniewsk­i jest praktykiem, wie, na czym polega kampania wyborcza i mówi o jej kulisach, antycypują­c tegoroczne jesienne emocje, o ile będą nam dane. „Tajemnica kampanii jest prosta jak drut i wbrew pozorom nie zmienia się mimo nowych środków komunikacj­i. Wielu polityków popełnia istotny błąd, stawiając tylko na media społecznoś­ciowe, na telewizję, na obecność online, czyli wirtualną. A żeby wygrać wybory, trzeba pojawiać się fizycznie, i to w bardzo dużej liczbie miejscowoś­ci. Jak przyjedzie­sz do miasteczka, co prawda nie wszyscy cię zobaczą, ale rozejdzie się informacja, że kandydat tu był. Najważniej­sze w kampanii bezpośredn­iej, w tym ściskaniu rąk ludziom, jest to, żeby pokazać, że bardzo ci na nich zależy. Jak nie pojawiasz się wśród wyborców, sprawiasz wrażenie, że ci nie zależy. A skoro tobie na nich nie zależy, to wyborcom na tobie tym bardziej”. I daje przykład Bronisława Komorowski­ego, który mając wiele atutów w ręku, położył własną kampanię na łopatki.

Opowieść Aleksandra Kwaśniewsk­iego jest pozbawiona triumfaliz­mu. Wie, że zajmuje najwyższe miejsce w rankingu polskich prezydentó­w i nie zanosi się, by było to miejsce zagrożone. Z pasją opowiada dzieje minione, jednocześn­ie pokazując, że wiele z nich ma swe konsekwenc­je i dziś. Ma poczucie wartości i spełnienia, ale budzi życzliwość swą troską nad biegiem współczesn­ości.

„Wyszedłem z Pałacu z uśmiechem na twarzy, z dobrym samopoczuc­iem. Byłem przekonany, że zadanie wypełniłem, że Polska jest dużo lepsza, niż była dziesięć lat wcześniej. Niestety, popełniłem grzech naiwności. Pamiętam pożegnalne spotkanie ze współpraco­wnikami. Powiedział­em im: – Tyle osiągnęliś­my, stworzyliś­my takie fundamenty, że powiem wam szczerze – mówiłem to bardziej brutalnie niż teraz panu – choćby nawet największy palant przyszedł na moje miejsce, to tego spieprzyć już nie może. Dziś już bym tak nie powiedział”.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland