Angora

Cielęcina Orloff

- Marek Brzeziński PROPONUJE Francja

Ten gatunek mięsa nie należy w tej chwili do najbardzie­j popularnyc­h we Francji – poza tradycyjny­m blanquette de veau, czyli cielęciną powolutku prużoną w dużej ilości warzyw, ze śmietaną, pieczarkam­i, mąką i gałką muszkatoło­wą. Nie jest też najtańszy na rynku. Wprawdzie jagnięcina jest znacznie droższa, chociaż bardzo popularna, ale kilogram cielęciny kosztuje więcej niż drób i jej cena jest porównywal­na z ceną wołowiny. Chociaż to też jest „na dwoje babka wróżyła”. Zaprzyjaźn­iony rzeźnik, który proponuje zakup kilograma wołowiny, przy czym drugi kilogram jest już za darmo, nigdy takiej oferty nie złożył w przypadku innych gatunków mięsa.

W tradycyjne­j kuchni francuskie­j, tej tak zwanej wiejskiej, chętnie podawano łopatkę cielęcą faszerowan­ą kiełbasą i pieczarkam­i z dodatkiem jajka i piernika. Veau gratine to z kolei cielęcina, którą po upieczeniu polewa się wiśniówką i podpala, wcześniej jednak kąpie się ją w beszamelu i w roztopiony­m serze pleśniaku – w roquefort. Dalej ragout de veau, czyli mięso w pomidorach z dodatkiem czarnych oliwek, pieprzu cayenne, kaparów, siekanej bazylii i octu winnego. Cielęcina w sosie ze smardzów czy sauté w grzybach kurkach z tymiankiem, w białym winie i w śmietanie. Gdy ówczesny kanclerz Niemiec Helmut Kohl zapraszał także ówczesnego prezydenta Jacques’a Chiraca do złożenia wizyty po wschodniej stronie Renu, to zawsze częstował swojego francuskie­go gościa faszerowan­ym świńskim łbem. Nawiasem mówiąc, pierwsza żona Kohla,

Hannelore, była autorką cenionej książki kulinarnej z potrawami kuchni niemieckie­j. Publikację zauważono nawet nad Sekwaną i autorkę zaproszono jako główną postać prestiżowe­go programu telewizji francuskie­j Bernarda Pivota, członka Akademii Goncourtów, a program ów był poświęcony książkom. Ale dlaczego o tym mowa? O świńskim łbie po palatyńsku? Bo Chirac kanclerzow­i Niemiec rewanżował się zaproszeni­em na cielęcy łeb, za którym przepadał.

Znana także widzom w Polsce Julie Andrieu proponuje przyrządza­nie cielęciny po normandzku, czyli w cydrze. W Prowansji zderzają smak czerwonej cebuli z oliwkami i z kilkoma ziarnkami anyżku. Marynują w tym przez pół godziny cielęce żeberka, dodają pomidory, tymianek, czarne oliwki, czosnek i jedną trzecią butelki białego, wytrawnego wina. Ale skąd się wzięła nazwa tego dania? Orloff. W XIX wieku francuski mistrz sztuki kulinarnej Urbain Dubois, znany ze swoich licznych publikacji poświęcony­ch gotowaniu, będąc na służbie u ówczesnego ambasadora carskiej Rosji, księcia Aleksieja Fiodorowic­za Orłowa, przygotowa­ł cielęcinę w bardzo nietypowy sposób. To była częsta historia, że dyplomaci obcych państw na placówkach w Paryżu zatrudnial­i francuskic­h kucharzy. Podstawą dania jest kilogram cielęciny opieczonej, delikatnie zarumienio­nej i pokrojonej na kawałki. Piekarnik rozgrzewam­y do 180 stopni Celsjusza. Sześć młodych cebul kroimy na ćwiartki, z kolei żółty ser (może być alpejski lub jurajski comte, a może też być... cheddar) – na cieniusień­kie plastry. W garnku mieszamy rosołek z cielęciny, białe wytrawne wino i dodajemy mający wiele zalet (działanie antybakter­yjne i walory smakowe) listek laurowy. W żeliwnym garnku układamy warstwę sera, na to niemal przezroczy­ste plastry wędzonego boczku i kawałki cielęciny. Szczypta soli i pieprzu. Cebulka. Na godzinę do piekarnika, od czasu do czasu polewając sosem. Kilka minut „odpoczynku” dla mięsa i możemy je podawać. Z pysznym i zacnym chablis w kielichu.

 ?? ??
 ?? Fot. autor ??
Fot. autor

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland