Warto wiedzieć
Jako były żołnierz, czołgista, pragnę podziękować p. Michałowi Fiszerowi (ANGORA nr 20), byłemu pilotowi wojskowemu, za profesjonalne objaśnienie swojej hipotezy o bydgoskim UFO. Dwa powody skłoniły mnie do napisania listu, ponieważ wojna w Ukrainie jeszcze trochę potrwa i każde miejsce w Polsce może trafić na takie ruskie UFO. Pierwszy to „profesjonalna” relacja z Kijowa korespondenta TVN24 po uderzeniu 8 maja 65 dronów, a drugi to smutna, ale prawdziwa konstatacja Autora, że bez obserwacji przestrzeni powietrznej nie jesteśmy w stanie się obronić. Jedno wydaje się pewne. Obszerne fragmenty felietonu Autora zostaną perfidnie zerżnięte do jakiegoś utajnionego raportu końcowego pisowsko-ziobrowych prokuratorów.
Reporter telewizyjny powiedział, że wszystkie drony nad Kijowem zostały strącone, a jedyne uszkodzenia na wyższych piętrach bloku mieszkalnego są spowodowane uderzeniem spadających szczątków drona. Ciekawe. Szczątki rozwaliły pokój, uszkodziły pokoje piętro wyżej i niżej, a na ścianach promieniste rysy odłamków. Nie zapytał nawet kobiety, czy była w piwnicy po ogłoszeniu alarmu powietrznego. Widocznie tak musiał, bo cenzura Ukrainy działa? Nie wiem.
Akurat o tym, że obrony powietrznej przed nisko latającymi obiektami nie mamy, wiedzą tylko ci, którzy się na tym znają. Nie wiem, kto pierwszy i kiedy wymyślił nisko latające pociski manewrujące z głowicami różnego typu. Nie jesteśmy jedynymi nieposiadającymi skutecznej obrony przed takimi obiektami. Nie mają jej w USA, bo nie muszą tak jak my. Są daleko i nikt im nie zagraża. Oni skupili się na patriotach i wciąż je modyfikują, a te były robione z myślą o rakietach balistycznych latających wysoko. Jesteśmy w środku Europy i co my mamy? Radmor – najlepszy i zaniedbany przez wszystkie kolejne władze zakład produkujący radary, który docenili Amerykanie. Jednak ja prosiłbym Autora, aby skupił się kiedyś na tym, ile faktycznie czasu potrzeba samolotowi odrzutowemu na działanie bojowe od momentu komendy do startu, do uchwycenia obiektu w celu uderzenia. Lakoniczne „poderwane F-35” czy F-16 nic nie mówi, bo z tego, co już wiem, dyżurujący pilot nie siedzi w kokpicie z włączonym silnikiem i czeka. Takie bajki to tylko na filmach. Na ćwiczeniach wiedziałem, że z dyżuru w powietrzu samolot mógł uderzyć po 2 – 3 minutach, a z lotniska po 10, 15, a nieraz 20 minutach. Zależało to od tego, co chciałem zniszczyć, bo nie każdy samolot może podjąć na pokład np. 500-kilogramową bombę. Dobrze wiedzieć o tym „podrywaniu” samolotów.
Pozostaje odpowiedź na jedno ważne pytanie: Kto na tym zdarzeniu, incydencie powinien skorzystać i już skorzystał? Skorzystał (zakładając, że nieprzypadkowo) Putin, bo już wie, że gdyby chciał, to z rakietami skrzydlatymi i samolotami wszedłby w nas jak w masło. AWAKS na szczęście lata, ale co dalej? Powinni skorzystać ci, co mają kasę – jakkolwiek by to okrutnie zabrzmiało – bo tylko oni są w stanie uruchomić masową produkcję radarów wykrywających nisko latające obiekty. Tak jak w drugiej wojnie bombowce i samoloty. Trzeba to wszystko spiąć w jeden system, podzielić na obszary odpowiedzialności, strefy, sektory itd. i szkolić non stop.
No, chyba że uwierzono Bronisławowi Komorowskiemu, który namaścił na koniec swojej prezydentury generała na dowódcę wojska na wypadek wojny, a który wcześniej oznajmił, że „o uderzeniu Rosji na Polskę będziemy wiedzieć pół roku wcześniej”. Dzisiaj finał mamy taki, że łatwiej śledzić opozycję niż ruską rakietę, bo większość generałów po kursach weekendowych i tak nie wie, o co chodzi z tym UFO. TERMINATOR (imię, nazwisko i adres internetowy do wiadomości redakcji)