Ekologia dla bogatych
Rozmawiałam z moją 40-letnią córką o czekających nas wyborach do parlamentu. Na moją wypowiedź, że trzeba zagłosować choćby na diabła, byle PiS przegrał wybory, oświadczyła, że nie pójdzie na wybory, bo nie chce oczywiście głosować na PiS, ale na KO też nie zagłosuje, bo... oni są za ekologią. I oświeciło mnie! Wbrew temu, co się wypisuje w mediach, poparcie dla KO nie rośnie z powodu popierania aborcji czy osób LGBT, bo to są mimo wszystko marginalne sprawy.
Córka mieszka w Krakowie w domu z ogrodem. Dom został wybudowany w latach 60. przez jej teściów. Jak wiadomo, musiała wymienić piec centralnego ogrzewania (drewno i węgiel) na ogrzewanie gazowe (dostali dotację). Jak twierdzi – ta zmiana nie wyszła im na dobre. Gaz jest bardzo drogi, więc oszczędzają na temperaturze. Dom nie ma odpowiedniej do takiego ogrzewania wentylacji i mimo częstego wietrzenia pojawiła się wilgoć. Przeklina tę zmianę. Choć jest wygodniej, to dokucza zimno i dom traci na wartości. Następną sprawą jest ogród. Rosnące w nim drzewa i krzewy wymagają cięć pielęgnacyjnych. Do chwili wymiany pieca drewno było spalane w kotle c.o. – było czysto i ciepło. Teraz rosną sterty niepotrzebnego drewna. Ostatnio pojawiła się informacja, że do Krakowa nie będą mogły wjechać stare samochody, a mają właśnie taki. I co będzie? Oczywiście można korzystać z komunikacji miejskiej (i korzystają), ale są sytuacje, że samochód jest niezbędny (taksówki są drogie).
I ja po prostu sobie myślę, że Polacy są ogólnie za biedni na działania proekologiczne. I tu nie mam na myśli tych najbiedniejszych, których to nie dotyczy, lecz tych, którym teraz żyje się w miarę dobrze, a zmiany stawiają ich w sytuacji „nie do przeskoczenia”. Sama jestem tego przykładem. Mieszkam na wsi, dom mam kryty eternitem (taki kupiłam od firmy 15 lat po tym, jak przeszłam na emeryturę) i nie stać mnie na zmianę dachu (bank ludziom w moim wieku nie udzieli kredytu). Mimo że mam stosunkowo wysoką emeryturę, nie stać mnie także na zmianę pieca c.o., bo dotacja w takim wypadku jest mała. Jeżdżę starym autem i przed każdym przeglądem nie śpię ze strachu, że coś znajdą. Nie muszę już pisać, że nie stać mnie na nowe auto. A jak ktoś musi dojeżdżać do pracy i nie będzie miał czym? I jeszcze sprawa śmieci. O ile w Krakowie mieszkańcy nie mają problemu z ich odbiorem, o tyle u mnie w gminie problem, niestety, jest. Śmieci komunalne (pozostałe lądują na kompostowniku) odbierają ode mnie raz na pół roku. Czyli jak wrzucę np. rozbity słoik z resztkami zawartości do kubła w styczniu, to zostanie on wywieziony dopiero w czerwcu.
I choć jestem przyrodnikiem z wykształcenia i zamiłowania, zaczynam nienawidzić działań na rzecz klimatu, bo to może zrujnować moje życie. Co zrobię, jak zabronią palić drewnem i węglem? Zamarznę? A może będę zmuszona opuścić dom i wyląduję pod mostem, a może w domu starców? Tam zresztą też jest się trudno dostać. Zawsze mogę oczywiście zwalić się córce na głowę, ale na razie jeszcze sobie daję radę sama. Mam rezygnować z tego trybu życia, jaki lubię, dla dobra klimatu?
Dlatego uważam, że np. wzrost poparcia dla Konfederacji (której nie popieram!) rośnie właśnie dlatego, że przeciwstawia się ona działaniom na rzecz klimatu w takiej formie, jak jest to propagowane. PiS jako winowajcę wskazuje UE, ale przecież przy zatwierdzaniu tych przepisów chyba można było powiedzieć, że Polaków na razie nie stać na takie działania. Oczywiście to, co napisałam, to nie wszystko, co można zarzucić tym projektom. Dodam tylko, że remont, a właściwie modernizacja domu, wymaga sporej mobilizacji. Czy ja, samotna emerytka, byłabym w stanie ogarnąć sprawy załatwiania formalności i nadzoru takiego przedsięwzięcia? LUCYNA (nazwisko i adres internetowy
do wiadomości redakcji)