Wizy za łapówkę
Aby przerzucać ludzi przez granicę, ściągani przez wiceministra Wawrzyka Hindusi udawali ekipy filmowe z Bollywood
Wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk został wyrzucony z rządu i z list PiS-u, bo prawdopodobnie pomógł swoim współpracownikom stworzyć nielegalny kanał przerzutu imigrantów przez Europę do Stanów Zjednoczonych. Według doniesień ściągani przez Wawrzyka Hindusi udawali ekipy filmowe z Bollywood. Za przerzucenie bezpośrednio do Ameryki każdy płacił 25 – 40 tys. dolarów (wiza pracownicza do Polski miała kosztować 4 – 5 tys. dolarów). Sprawę opisał ze szczegółami Andrzej Stankiewicz, dziennikarz portalu Onet.
Wszystko zaczęło się po powołaniu Piotra Wawrzyka, kiedy to w służbie konsularnej odnotowano nieznane wcześniej zwyczaje. Konsulowie, którzy raczej ostrożnie wydawali wizy, teraz zaczęli otrzymywać od niego polecenia. „Ręcznie kierował” strumieniem osób dostających się do Polski, używając do tego swojej ministerialnej władzy – pisze Stankiewicz. Wtedy to konsulowie urzędujący w miastach Afryki i Azji, m.in. w Stambule, Islamabadzie, Bombaju, New Delhi, Bangkoku, Hongkongu, Abudży czy Dar-es-Salaam, otrzymują od Wawrzyka „polecenia”, by wydawali zgody grupom konkretnych osób, których nazwiska szczegółowo wyliczano w każdym mailu. Na listach jest ich od kilkudziesięciu do ponad stu. Mają być przyjmowani w konsulatach poza kolejnością. Niektóre wiadomości zawierały nawet numery telefonów umożliwiające szybszy kontakt z aplikującymi o wizy. Onet cytuje zaufaną wiceministra, wicedyrektorkę departamentu konsularnego Beatę Brzywczy, która pisała do konsulów: „Zachęcam Państwa do skorzystania z przysługujących Państwu możliwości przyjęcia ww. wnioskodawców... Feedback (czyli informacja zwrotna) w niniejszej sprawie byłby mile widziany”.
Ekipa z Bollywood
Najbarwniejszą częścią tej opowieści wydaje się właśnie ściągnięcie owej grupy Hindusów, nazywanych w tekście Onetu filmowcami Wawrzyka. Ma ona w centrali PiS-u na Nowogrodzkiej, jak i w samym MSZ budzić zdumienie i przerażenie. „Kluczową postacią” tej historii nazywany jest młody, 25-letni współpracownik Wawrzyka, Edgar Kobos. Wiadomo o nim, że pochodzi z tych samych stron, z których posłuje były wiceminister, że wiedzie mu się lepiej od czasu nastania rządów PiS-u, że organizacje, z którymi jest związany, są sowicie dotowane z kasy państwowej. Poza tym został wybrany przez resort na młodzieżowego delegata RP do ONZ-etu, a kontakty z tą organizacją były jednym z obowiązków Piotra Wawrzyka. Jesienią ubiegłego roku do dwóch polskich placówek wydających wizy w Indiach, do Wydziału Konsularnego w Ambasadzie RP w New Delhi oraz Konsulatu Generalnego w Bombaju zaczęły przychodzić „listy Wawrzyka”.
Onet dotarł do treści korespondencji dyplomatycznej dotyczącej wspomnianych Hindusów, którą otrzymały z MSZ-etu te placówki. Wynika z niej, że „to szef Departamentu Konsularnego w MSZ-ecie Marcin Jakubowski – człowiek Wawrzyka – wysłał swej zastępczyni Beacie Brzywczy listę Hindusów, którzy w tempie ekspresowym powinni dostać wizy. Stało się to w połowie listopada 2022 r.”. Znajduje się tam również przesłanka, że owa lista pochodzi od samego Wawrzyka. 18 listopada Beata Brzywczy pisała do niego: „Szanowny Panie Ministrze, Pan Dyrektor M. Jakubowski przekazał mi poniższą listę – czy moglibyśmy prosić o kontakt do osoby odpowiedzialnej za tę grupę, byśmy mogli ich bezpośrednio skontaktować z właściwymi konsulami?”. I następnego dnia otrzymała odpowiedź: „Pani Dyrektor, ważna rzecz, to jest ekipa filmowa. Przylot na zdjęcia planują 10 grudnia. Zatem sprawa jest bardzo pilna”. Dalej następuje instrukcja, że urzędnicy konsularni mają się kontaktować z Edgarem Kobosem – jest tam nawet numer jego telefonu komórkowego. „Przekazuję dane: Edgar Kobos” – pisze, podając jego numer komórkowy. Skoro Kobos nie jest pracownikiem MSZ-etu, to ten e-mail stanowi dowód na to, że Wawrzyk osobiście zaangażował się w prywatne przedsięwzięcie, czyli produkcję filmu pt. „Asati”, który Hindusi z Bollywood podobno zamierzali kręcić w Polsce.
Filmowcy o nazwisku Patel
Onet pisze, że „wnioski wizowe zostały podzielone na dwie grupy – do Delhi trafiły dokumenty 13 osób, zaś do Bombaju – 36 osób”. Dyplomaci w Bombaju od początku mieli zastrzeżenia do części aplikantów wizowych. „Większość – 25 osób – nosiła to samo nazwisko Patel, bardzo popularne w stanie Gudźarat. Wnioski pochodziły z dwóch miast: Mehsany oraz Gandhinagaru, gdzie dominuje uboższa i gorzej wykształcona ludność. I żadne z tych miast nie słynie z żadnego przemysłu filmowego”. Jak czytamy dalej, „dla wielu z ponad 70 mln mieszkańców Gudźaratu emigracja stanowi podstawowy cel w życiu, a interesuje ich przede wszystkim wyjazd do USA lub Wielkiej Brytanii”. Dodatkowym problemem był fakt, że mieli oni czyste paszporty, bez żadnych pieczątek kontroli granicznych ani wiz. Nigdy wcześniej nie wyjeżdżali. Onet jednak zweryfikował nazwiska osób, które złożyły wnioski w Konsulacie RP w New Delhi. Okazało się, że byli rzeczywiście filmowcami, którzy mieli swoje filmografie dostępne w internecie. Miało to uwiarygadniać całą grupę. Współpracowała z nią w Polsce producencka firma Cool Company i dziennikarka Odeta Moro, prowadząca m.in. Onet Rano: „W listopadzie zeszłego roku trafiła do nas oferta współpracy z firmą Purple Motion Pictures, indyjskim producentem filmów i seriali. Po zapoznaniu się z portfolio poprzednich produkcji filmowych producenta i reżysera uwiarygodnionych dokumentacją rejestrową, a także po spotkaniach online, nasze firmy rozpoczęły współpracę”.
Ale – jak pisze Stankiewicz – problemem była grupa z Bombaju: „Pracownicy bombajskiego konsulatu pod naciskiem ludzi Wawrzyka ulegli. Przyznali Hindusom z Gudźaratu wizy Schengen, pozwalające na wjazd do większości krajów Unii Europejskiej. Tyle że były to wizy jednokrotnego użytku. Dyplomaci zadeklarowali jednocześnie, że po powrocie grupy z Polski pomogą filmowcom w uzyskaniu kolejnych wiz”. Dalej czytamy, że z tego powodu „z miejsca wybuchła awantura”. Kobos domagał się wiz wielokrotnego użytku, bo „filmowcy mogą potrzebować kilku wizyt w Polsce w krótkim czasie”. Konsulat w Bombaju uległ naciskowi kierownictwa podległego Wawrzykowi Departamentu Konsularnego MSZ i wydał Hindusom 36 wielokrotnych wiz.
Dziwna ekipa
Pod koniec 2022 roku ministerstwo wysłało do placówek w Indiach jeszcze jeden e-mail, dotyczący kolejnej grupy Hindusów zamierzających ponoć kręcić w Polsce film pt. „Milton in Malta” – „romantyczny obraz, który do maltańskiej miłości prowadzi przez Polskę. Mechanizm jest ten sam: część ekipy aplikuje w konsulacie przy Ambasadzie RP w New Delhi, ale większość – ponad 80 osób – w Bombaju”. Tym razem pracownicy konsulatów „nie wytrzymali” i osobiście pojawili się w Ahmadabadzie, stolicy stanu Gudźarat, na rozmowach wizowych przeprowadzanych przez przyjmującą aplikacje wizowe firmę zewnętrzną VFS Global, która podpisała z MSZ-etem umowę na te czynności. Wnioski z rozmów były zdumiewające. Jak pisze Onet: „Okazuje się, że jeden z aktorów nie potrafi pokazać w sieci żadnego fragmentu swego filmu (...). Choreograf nie umie tańczyć. Producent filmowy okazuje się rozwozicielem warzyw. Specjalistka od make-upu co prawda pracuje w zawodzie, ale nie przy filmach, lecz prowadzi punkt piękności na stacji benzynowej, które w Indiach są równocześnie centrami drobnych usług. W dodatku filmowcy nie mówią w żadnym języku poza lokalnym narzeczem gudźarackim. I znów: nigdzie wcześniej za granicę nie wyjeżdżali”. Część składających wnioski wizowe poddała się, niektórzy uciekli. „Ale gdy konsulowie wyjeżdżają do Bombaju po kilku rozmowach, filmowcy Wawrzyka jak gdyby nigdy nic wracają do punktu firmy VFS, by złożyć aplikacje. Wkrótce wpływają one do konsulatu. Decyzja polskich dyplomatów może być tylko jedna – odmowy. I wtedy znów zaczyna się presja ze strony MSZ-etu i Kobosa”. Według informatora Onetu z MSZ-etu współpracownik Wawrzyka wydzwaniał do Departamentu Konsularnego i pisał do konsulatu w Bombaju, dopominając się o zmianę decyzji. „Jednym z argumentów mających uwiarygodnić filmowców miały być zdjęcia paszportów poprzedniej grupy – większości z owych 36 osób, które dostały wielokrotną wizę Schengen. Pieczątki w ich paszportach miały dowodzić, że byli w Polsce i już wyjechali. Analiza dokumentów pokazywała jednak, że jest tam indyjska pieczątka wyjazdowa, pieczątka potwierdzająca wjazd do Europy przez Paryż, a także wyjazd przez Madryt lub Lizbonę – i żadnego śladu powrotu tych ludzi do Indii” – napisano w portalu. Placówka poinformowała o wszystkim centralę w Warszawie.
Ostrzeżenia z USA
Według Onetu w tym samym czasie „nieformalnymi kanałami polscy dyplomaci dostają od Amerykanów informację o nowym kanale przerzutu imigrantów z Indii przez Europę do USA”. Czytamy o tym dalej: „Stany Zjednoczone w większości państw zagrożonych nielegalną migracją utrzymują agentów ze specjalnego biura w Departamencie Stanu (Overseas Criminal Investigators). Ich jedynym zadaniem jest rozpracowywanie kanałów nielegalnej migracji do USA. Ludzie ci na bieżąco współpracują z korpusem dyplomatycznym na całym świecie, w tym z Polakami (...). Kluczowe w siatce przerzutu opisanej w tej historii jest to, że każdy mieszkaniec Afryki lub Azji, któremu wydano wizę Schengen wielokrotnego użytku (a więc teoretycznie dobrze sprawdzony i obdarzony zaufaniem przez służby konsularne krajów UE), może na tej wizie wjechać do Meksyku, a stamtąd już dalej przez pustynię, utartym szlakiem przerzutu nielegalnych imigrantów do USA”. Warunkiem zastosowania tej trasy jest posiadanie przez migrantów wielokrotnej wizy Schengen, na mocy której mogą wjechać do Meksyku. Polscy dyplomaci zaczęli coś podejrzewać. „Proszą nieformalnie Amerykanów o sprawdzenie osób z pierwszej, 36-osobowej grupy, która pod naciskiem ludzi Wawrzyka dostała takie właśnie wielokrotne wizy”.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy filmowcy z drugiej grupy odwołali się od decyzji odmownych, do konsulatu w Bombaju w nadzwyczajnym trybie przyjechał zastępca dyrektora MSZ-etowskiego Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością Paweł Majewski. Wizyta urzędnika, nazywanego w MSZ-ecie cynglem Wawrzyka, miała na celu wywarcie presji na konsulach. Nie wypełnił zadania, wnioski zostały odrzucone. „Wkrótce po wyjeździe Majewskiego z niezaplanowaną wizytą do konsulatu w Bombaju przylatuje zespół kontrolerów Biura Kontroli i Audytu MSZ”, specjalnej komórki złożonej z doświadczonych dyplomatów, urzędników i ludzi służb specjalnych, mającej na celu tropienie nieprawidłowości w ministerstwie, w którym staje się jasne, że w indyjskich placówkach „dzieją się dziwne rzeczy”. Trwająca prawie 40 dni kontrola nie tylko nie dała
żadnych negatywnych rezultatów, ale przeciwnie, raport wskazał, że konsulowie działali zgodnie z prawem. Kontrolerzy zakwestionowali tylko wnioski wizowe filmowców Wawrzyka.
CBA w akcji
To Amerykanie poinformowali Polaków, że 21 z 36 filmowców Wawrzyka, którzy mieli kręcić w Polsce film, znalazło się w Meksyku – informuje Onet, któremu potwierdza to znający szczegóły doświadczony dyplomata: „Wtedy stało się jasne, że otoczenie Wawrzyka, korzystając z jego pozycji, chciało stworzyć nowy, bollywoodzki kanał przerzutu Hindusów do USA przez Europę z wykorzystaniem naszych wiz”. To właśnie miało przesądzić o dymisji Wawrzyka. Informator Onetu z samego PiS-u nie miał wątpliwości: „Przecież ktoś wziął za to pieniądze, to oczywiste. A ponieważ Wawrzyk jest w kręgu podejrzeń, to trzeba się go było ekspresowo pozbyć i skreślić z list wyborczych”. „Stawka za przerzut jednego Hindusa do USA wynosić miała 25 – 40 tys. dolarów. Zasady są czyste – przed operacją rodzina płaci zaliczkę, a resztę dopłaca, dopiero kiedy przerzucony zadzwoni z Ameryki. Znaczącą część tej drogi przynajmniej 21 filmowców Wawrzyka pokonało legalnie dzięki protekcji wiceministra” – konkluduje autor z portalu Onet.
Zarzuty
Prokuratura zajmująca się sprawą od 2022 roku przekazała, że zarzuty usłyszało już siedem osób. Nie ma wśród nich Piotra Wawrzyka. Śledztwo dotyczy „działań o charakterze korupcyjnym przy przyspieszaniu postępowania wizowego”, a „nieprawidłowości dotyczyły polskich placówek dyplomatycznych w Hongkongu, Tajwanie, Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Indiach, Arabii Saudyjskiej, Singapurze, na Filipinach i w Katarze”.
Wawrzyk chciał popełnić samobójstwo?
Były wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk trafił do szpitala na ulicy Nowowiejskiej w Warszawie w stanie zagrażającym życiu. Został tam przewieziony karetką ze swego mieszkania w Śródmieściu. Miał rany rąk. Wiele wskazuje na to, że próbował popełnić samobójstwo, o czym może świadczyć między innymi pozostawiony list pożegnalny. Jak wynika z nieoficjalnych informacji, miał w nim napisać, że nie zrobił niczego złego, starał się pomagać ludziom bez względu na barwy polityczne i zapłacił za to najwyższą cenę. Miał stwierdzić, że nie chce się tłumaczyć, nie jest łapówkarzem i że nie chce żyć z piętnem łapówkarza. W liście miał zapewniać, że od nikogo nic nie wziął i nie dostał. „Starałem się dobrze służyć ojczyźnie” – napisał.