Każde życie
Pan Jacek jest ciężko chory na serce. Z powodu złego stanu zdrowia nie stawiał się w porę do urzędu pracy i dlatego został wykreślony z rejestru. W dodatku zadłużył się w spółdzielni i został eksmitowany. Jednak zanim przystąpimy do wyprowadzania go z bezdomności, musimy ratować jego chore serce. Z pomocą przyjdzie mu dobra dusza, pielęgniarka. Jak w najgorszych czasach umawiamy się na nieformalne położenie go w szpitalu. Nie musi się dusić godzinami w kolejce na SOR-ze.
Pani Stanisława ma 85 lat i za nic nie chce iść do szpitala. Córka wstawiła jej do pokoju butlę z tlenem, podaje kroplówkę, sama jest pielęgniarką. Błaga nas o pomoc w załatwieniu opieki paliatywnej, kilku wizyt w tygodniu z pobliskiego hospicjum o wymownej nazwie „Empatia”. Niestety, drogą formalną okazało się to nie do załatwienia. Obiecałem, że podzwonię.
W centrum Gdyni prowadziłem wiec wyborczy, podczas którego podeszła do mnie przemiła pani w średnim wieku. Właśnie dowiedziała się, że musi na cito odwiedzić chirurga naczyniowego. „Na cito” to znaczy w normalnym trybie półtora roku. Musieliśmy więc wdrożyć plan awaryjny. Odwiedzi chirurga już za kilka dni. Wiele wskazuje na to, że ta droga wizyta umożliwi jej rozpoczęcie leczenia specjalistycznego, zamiast 18 miesięcy czekania na wizytę u lekarza.
Szczególnie bulwersujący jest przypadek bezdomnego pana Jana, który w stanie przedzawałowym mieszka w piwnicy szpitala. Gdy robi mu się gorzej, po prostu wjeżdża na oddział i jest leczony. To wszystko robią lekarze i pielęgniarki w tajemnicy przed dyrekcją. Próbujemy mu załatwić jakiś kąt do spania, ale żeby wpisać kogoś do kolejki mieszkaniowej, trzeba podać, gdzie osoba przebywa. A to mogłoby grozić poważnymi konsekwencjami personelowi medycznemu, który toleruje „pacjenta na gapę” w piwnicy.
Znany jest przypadek lekarki, która wypisywała bezdomnym pozbawionym ubezpieczenia leki ze zniżką. Miała potem duże kłopoty. Ludzi nieubezpieczonych jest zaledwie kilkaset tysięcy. Objęcie ich ubezpieczeniem zdrowotnym to nie jest znaczący koszt dla budżetu. A dla wielu ludzi ten brak ubezpieczenia może być wyrokiem śmierci. W ten sposób my, wolontariusze, żeby ludzi ratować, musimy łamać przepisy. Kiedyś podczas programu telewizyjnego kręconego na ulicy z udziałem bezdomnych pan redaktor zapytał mnie, czy warto leczyć bezdomnych, skoro oni sami nie dość o siebie dbają? On tak naprawdę mnie pytał, czy bezdomni to wciąż ludzie...