Kangur na gigancie
(13 IX) Gdy w lesie Puszczy Zielonki zauważono kangura, o nietypowej sytuacji mówiła cała Polska. Poszukiwania Lulusia – bo tak ma na imię słynny uciekinier – miały szczęśliwy finał.
Kangury rdzawoszyje naturalnie zamieszkują tereny Australii i Tasmanii. Toteż zdziwienie leśników było ogromne, gdy na taki egzotyczny okaz natrafili w wielkopolskim lesie. Szybko okazało się, że Luluś to uciekinier. Zwierzę pochodzi z hodowli oddalonej od Puszczy Zielonki o kilka kilometrów.
Luluś uciekł w sobotę 9 września. Od tego czasu szukała go właścicielka, pani Honorata. Początkowo przypuszczano, że kangurek zbiegł z zoo. Wszystko wyjaśniło się, gdy w mediach społecznościowych pojawił się wpis pani Honoraty, która prosiła o pomoc w odnalezieniu zwierzęcia, które czmychnęło przez niedomkniętą bramę.
Od tego czasu kangur był widywany w okolicach Poznania, jednak nie udało się go złapać. Zrobiło się o nim głośno, gdy zauważono go w lesie Puszczy Zielonki. To wtedy Leśny Zakład Doświadczalny nagłośnił sprawę, zaznaczając, że to nie żarty i kangur naprawdę jest poszukiwany.
– To zwierzę, które nie jest w swoim naturalnym środowisku, przy tym dość silne i przy próbie schwytania może mocno pokopać i podrapać – przestrzegali leśnicy potencjalnych grzybiarzy, którzy mogliby napotkać kangura.
Pies tropiący nie podjął śladu. W lasach Puszczy Zielonki żyją wilki, więc istniały obawy, czy zwierzę uda się odnaleźć całe i zdrowe. Na szczęście służbom leśnym udało się schwytać „wagarowicza”.
13 września podano informację, na którą czekało wiele osób: „Luluś wraca z giganta!” – napisał zakład. Zwierzę szczęśliwie trafiło z powrotem do zmartwionej właścicielki, a zaraz po powrocie do domu z apetytem zjadło drugie śniadanie.