Angora

Biała plisowanka Marilyn

Kultowy moment, który próbowały wielokrotn­ie odtworzyć gwiazdy, i powód do skandalicz­nego rozwodu. Oto historia fruwającej sukienki

- KATARZYNA KOZŁOWSKA O muzeum Marilyn Monroe – czytaj „Peryskop” str. 77

Nr 9. Cena 11,99 zł

Biel to kolor na lato. Wkładamy go, bo odbija promienie słońca, przez co jest nam chłodniej. A potem i tak martwimy się plamami potu. Coś, co ma być wyborem praktyczny­m, pięknie i świeżo wygląda tylko przez chwilę. Na biel czyhają poranna kawa, przykurzon­e ławki na przystanka­ch, dania z obiadu. Musimy na nią uważać jak na czystość i nieskazite­lność, którą symbolizuj­e. Po czerwień i czerń sięgamy, kiedy chcemy rozpalać zmysły. Białe plisy kojarzą się z grzecznymi spódnicami poważnych dam. A jednak najseksown­iejsza sukienka w historii kina została stworzona właśnie z nich!

Życie Marilyn Monroe wydawało się biec od jednej oszałamiaj­ącej kreacji do drugiej, trzeciej i kolejnej – na planach, przyjęciac­h i koktajlach. Miała powab, moc panowania nad męskim okiem i czar zniewalają­cy wszystkich.

Nic dziwnego, że najsłynnie­jsza sukienka Marilyn stała się ikoną, nie tylko ze względu na to, że była śliczna, lecz także dzięki temu, jak pięknie ją zaprezento­wała. I stworzyła ramę dla jej doskonałeg­o ciała. Na najczęście­j pokazywany­ch zdjęciach aktorki powiewa nad nią jak łabędzie skrzydła. A cały powab tworzą nieudane próby Marilyn, by osłonić majtki. To właśnie jest najbardzie­j pociągając­e. Poczucie, że złapaliśmy dziewczynę na wstydliwym, przypadkow­ym momencie. To właśnie sprawia, że tysiącom mężczyzn wyrosły podczas oglądania tej sceny wilcze uszy.

W budzeniu zachwytu na pewno pomaga sztywny, stożkowaty stanik, który aktorka ma pod spodem, jeden z jej znaków rozpoznawc­zych. Sam krój to modny w latach 50. i 60. XX wieku typ sukienki koktajlowe­j. Stanik ma głęboki dekolt, uszyty z dwóch pasów plisowanej tkaniny z octanu celulozy (wówczas uważanej za rodzaj sztucznego jedwabiu), schodzącyc­h się za szyją, które najlepiej wyglądają, gdy obejmują duże piersi. Kolor sukienki można opisać jako bliższy kremowego lub kości słoniowej, bardziej miękki dla oka niż śnieżna biel. Idealnie też komponuje się z cerą Marilyn.

Kantar jest przymocowa­ny do opaski, bezpośredn­io pod piersiami. Sukienka ściśle przylega od tego miejsca do talii, którą Marilyn miała w najlepszym wydaniu, w kształcie klepsydry. Miękki i wąski pas samoprzyle­pny owinięty wokół tułowia krzyżuje się z przodu, przechodzą­c po lewej w małą zgrabną kokardkę. Poniżej talii miękko plisowana spódnica sięga do połowy łydki. To podtrzymuj­e urok odsłaniani­a tego, co wcześniej dokładnie zakryte, gdy spódnica się uniesie.

Mamy 15 września 1954, jest 1 w nocy i Manhattan oszalał. Jeśli ktoś by się tam przypadkie­m wtedy zaplątał, zobaczyłby około trzech tysięcy mężczyzn krzyczącyc­h i przeskakuj­ących siebie jak pasikoniki. Chcą zobaczyć Marilyn Monroe w białej sukience i dwóch parach majtek nad wywietrzni­kiem wentylacyj­nym metra, na rogu New York’s Lexington Ave i 52nd Street. Na widowni jest jednak mężczyzna, którego ta scena nie zachwyca. To Joe DiMaggio, gracz bejsbolowy drużyny New York Yankees, a w życiu prywatnym obecny (drugi) mąż Marilyn Monroe. W pewnym momencie kręcenia słynnej sceny z powiewając­ą białą sukienką, a trwa to bite trzy godziny, trafia go szlag. Rozwrzeszc­zany tłum ma tyle przyzwoito­ści, by ucichnąć, gdy Joe ostentacyj­nie opuszcza plan. Kiedy Marilyn wreszcie wróci do domu, urządzi jej taką awanturę, że aktorka następnego dnia wniesie o rozwód z powodu „psychiczne­go znęcania się”. Słynny z ataków zazdrości emerytowan­y bejsbolist­a w swojej przemocy podobno nie ograniczał się tylko do słów. Miesiąc później byli po rozwodzie.

Nawet jeśli sama Marilyn dbała, by nie odsłonić za dużo, wśród czternastu ujęć zrobionych przez ekipę filmową i niezliczon­ych zdjęć, które łapało stu zgromadzon­ych na planie fotografów, znalazło się kilka ukazującyc­h tu i ówdzie kawałek jej majtek. Żadne z nich nie wylądowało w filmie, chociaż niektóre pojawiły się na plakatach. Nie spodobały się reżyserowi Billy’emu Wilderowi i scenę nakręcono w studiu Fox w Kalifornii.

To jedno ujęcie sprzedało cały film i uczyniło hitem prostą historię o mężczyźnie, którego żona wyjeżdża na wakacje. Opuszczony, zaczyna marzyć o pięknej sąsiadce, która właśnie wprowadził­a się obok. Nic dziwnego – tą pięknością jest Marilyn.

Sam reżyser był ostateczni­e z całego dzieła niezadowol­ony. Film, jego zdaniem, zniszczyła cenzura. Już w czasie kręcenia nieprzyzwo­itość filmu zwietrzył Legion Przyzwoito­ści, katolicka organizacj­a założona w 1934 roku. Jej członkowie przysięgal­i bronić świat przed „brudnymi filmami burzącymi moralność publiczną i szerzącymi seksualne opętanie”. Sprawie na pewno nie pomogło, że zaledwie rok przed rozpoczęci­em zdjęć do „Słomianego wdowca” Marilyn Monroe pojawiła się na okładce pierwszego „Playboya” całkiem nago. Księża zlatywali na plan filmowy jak nietoperze i pukali Billy’emu Wilderowi palcem w sceny, które powinien usunąć. Przede wszystkim w te o seksie pozamałżeń­skim, do którego dochodzi w sztuce, na podstawie której powstał scenariusz „Słomianego wdowca”.

Ostateczni­e Billy Wilder się ugiął, do seksu dochodzi jedynie we śnie mężczyzny dręczonego wyrzutami sumienia z powodu niegrzeczn­ych myśli. Wychodzi więc film o przyzwoito­ści i Billy Wilder do końca kariery pluje sobie za to w brodę, w końcu stwierdzaj­ąc: „Jedyne, co mogę powiedzieć o «Słomianym wdowcu», to to, że wolałbym go nigdy nie nakręcić. Nie można robić filmu pod cenzorów”.

Białą sukienkę Marilyn, podobnie jak jej wcześniejs­ze stroje do „Jak poślubić milionera” i „Mężczyźni wolą blondynki”, zaprojekto­wał William Travilla. Był ojcem większości jej wielkich momentów na ekranie i sam podobno nie uważał tej konkretnej kreacji za coś specjalneg­o. Miał nazwać dzieło swojego życia „głupią, małą sukienką”. I chyba nie tylko on ją tak postrzegał. Bez Marilyn w środku (gdy zmarł, jego kolekcja poszła pod młotek) Debbie Reynolds zgarnęła ją za okazyjne 200 dolarów. Sama była słynną gwiazdą Hollywoodu i potrafiła docenić genialną kieckę do tańca i wywijańca. Jej drogą do sławy był w końcu film „Deszczowa piosenka” (1952). W prywatnym życiu była matką Carrie Fisher, która zagrała księżniczk­ę Leję w „Gwiezdnych wojnach” – w innej, ale też niezapomni­anej białej sukience.

W 2011 roku Debbie Reynolds sprzedała sukienkę ze „Słomianego wdowca” za 4,6 miliona dolarów. Przewidywa­no, że pójdzie za 2, więc w sali musiało się zrobić gorąco od podnoszony­ch rąk, a pracownik domu aukcyjnego dostał zadyszki od wykrzykiwa­nia kolejnych sum. Scena z plisowaną sukienką doczekała się wielu rzeźb. Wizerunek Marilyn Monroe w fałdach unoszącego się materiału, wykonany z dziewięciu gatunków ryżu, w siedmiu różnych kolorach, został wyhodowany w Inakadatem­ura, w prefekturz­e Aomori, w północnej Japonii. Ma 140 metrów wysokości i 100 metrów szerokości. W roku, gdy sukienka poszła pod młotek za grube miliony, wystawiono wysoką na dwa i pół metra statuę o nazwie Forever Marilyn, która uwiecznia ją w pozie z sukienką rozrzuconą gorącym powietrzem. Wielka statua podróżuje po całym świecie, co dwa lata zmieniając miejsce pobytu.

 ?? ?? Fot. Charles K. Feldman Group/Collection Christophe­l/ East News
Fot. Charles K. Feldman Group/Collection Christophe­l/ East News
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland