Biała plisowanka Marilyn
Kultowy moment, który próbowały wielokrotnie odtworzyć gwiazdy, i powód do skandalicznego rozwodu. Oto historia fruwającej sukienki
Nr 9. Cena 11,99 zł
Biel to kolor na lato. Wkładamy go, bo odbija promienie słońca, przez co jest nam chłodniej. A potem i tak martwimy się plamami potu. Coś, co ma być wyborem praktycznym, pięknie i świeżo wygląda tylko przez chwilę. Na biel czyhają poranna kawa, przykurzone ławki na przystankach, dania z obiadu. Musimy na nią uważać jak na czystość i nieskazitelność, którą symbolizuje. Po czerwień i czerń sięgamy, kiedy chcemy rozpalać zmysły. Białe plisy kojarzą się z grzecznymi spódnicami poważnych dam. A jednak najseksowniejsza sukienka w historii kina została stworzona właśnie z nich!
Życie Marilyn Monroe wydawało się biec od jednej oszałamiającej kreacji do drugiej, trzeciej i kolejnej – na planach, przyjęciach i koktajlach. Miała powab, moc panowania nad męskim okiem i czar zniewalający wszystkich.
Nic dziwnego, że najsłynniejsza sukienka Marilyn stała się ikoną, nie tylko ze względu na to, że była śliczna, lecz także dzięki temu, jak pięknie ją zaprezentowała. I stworzyła ramę dla jej doskonałego ciała. Na najczęściej pokazywanych zdjęciach aktorki powiewa nad nią jak łabędzie skrzydła. A cały powab tworzą nieudane próby Marilyn, by osłonić majtki. To właśnie jest najbardziej pociągające. Poczucie, że złapaliśmy dziewczynę na wstydliwym, przypadkowym momencie. To właśnie sprawia, że tysiącom mężczyzn wyrosły podczas oglądania tej sceny wilcze uszy.
W budzeniu zachwytu na pewno pomaga sztywny, stożkowaty stanik, który aktorka ma pod spodem, jeden z jej znaków rozpoznawczych. Sam krój to modny w latach 50. i 60. XX wieku typ sukienki koktajlowej. Stanik ma głęboki dekolt, uszyty z dwóch pasów plisowanej tkaniny z octanu celulozy (wówczas uważanej za rodzaj sztucznego jedwabiu), schodzących się za szyją, które najlepiej wyglądają, gdy obejmują duże piersi. Kolor sukienki można opisać jako bliższy kremowego lub kości słoniowej, bardziej miękki dla oka niż śnieżna biel. Idealnie też komponuje się z cerą Marilyn.
Kantar jest przymocowany do opaski, bezpośrednio pod piersiami. Sukienka ściśle przylega od tego miejsca do talii, którą Marilyn miała w najlepszym wydaniu, w kształcie klepsydry. Miękki i wąski pas samoprzylepny owinięty wokół tułowia krzyżuje się z przodu, przechodząc po lewej w małą zgrabną kokardkę. Poniżej talii miękko plisowana spódnica sięga do połowy łydki. To podtrzymuje urok odsłaniania tego, co wcześniej dokładnie zakryte, gdy spódnica się uniesie.
Mamy 15 września 1954, jest 1 w nocy i Manhattan oszalał. Jeśli ktoś by się tam przypadkiem wtedy zaplątał, zobaczyłby około trzech tysięcy mężczyzn krzyczących i przeskakujących siebie jak pasikoniki. Chcą zobaczyć Marilyn Monroe w białej sukience i dwóch parach majtek nad wywietrznikiem wentylacyjnym metra, na rogu New York’s Lexington Ave i 52nd Street. Na widowni jest jednak mężczyzna, którego ta scena nie zachwyca. To Joe DiMaggio, gracz bejsbolowy drużyny New York Yankees, a w życiu prywatnym obecny (drugi) mąż Marilyn Monroe. W pewnym momencie kręcenia słynnej sceny z powiewającą białą sukienką, a trwa to bite trzy godziny, trafia go szlag. Rozwrzeszczany tłum ma tyle przyzwoitości, by ucichnąć, gdy Joe ostentacyjnie opuszcza plan. Kiedy Marilyn wreszcie wróci do domu, urządzi jej taką awanturę, że aktorka następnego dnia wniesie o rozwód z powodu „psychicznego znęcania się”. Słynny z ataków zazdrości emerytowany bejsbolista w swojej przemocy podobno nie ograniczał się tylko do słów. Miesiąc później byli po rozwodzie.
Nawet jeśli sama Marilyn dbała, by nie odsłonić za dużo, wśród czternastu ujęć zrobionych przez ekipę filmową i niezliczonych zdjęć, które łapało stu zgromadzonych na planie fotografów, znalazło się kilka ukazujących tu i ówdzie kawałek jej majtek. Żadne z nich nie wylądowało w filmie, chociaż niektóre pojawiły się na plakatach. Nie spodobały się reżyserowi Billy’emu Wilderowi i scenę nakręcono w studiu Fox w Kalifornii.
To jedno ujęcie sprzedało cały film i uczyniło hitem prostą historię o mężczyźnie, którego żona wyjeżdża na wakacje. Opuszczony, zaczyna marzyć o pięknej sąsiadce, która właśnie wprowadziła się obok. Nic dziwnego – tą pięknością jest Marilyn.
Sam reżyser był ostatecznie z całego dzieła niezadowolony. Film, jego zdaniem, zniszczyła cenzura. Już w czasie kręcenia nieprzyzwoitość filmu zwietrzył Legion Przyzwoitości, katolicka organizacja założona w 1934 roku. Jej członkowie przysięgali bronić świat przed „brudnymi filmami burzącymi moralność publiczną i szerzącymi seksualne opętanie”. Sprawie na pewno nie pomogło, że zaledwie rok przed rozpoczęciem zdjęć do „Słomianego wdowca” Marilyn Monroe pojawiła się na okładce pierwszego „Playboya” całkiem nago. Księża zlatywali na plan filmowy jak nietoperze i pukali Billy’emu Wilderowi palcem w sceny, które powinien usunąć. Przede wszystkim w te o seksie pozamałżeńskim, do którego dochodzi w sztuce, na podstawie której powstał scenariusz „Słomianego wdowca”.
Ostatecznie Billy Wilder się ugiął, do seksu dochodzi jedynie we śnie mężczyzny dręczonego wyrzutami sumienia z powodu niegrzecznych myśli. Wychodzi więc film o przyzwoitości i Billy Wilder do końca kariery pluje sobie za to w brodę, w końcu stwierdzając: „Jedyne, co mogę powiedzieć o «Słomianym wdowcu», to to, że wolałbym go nigdy nie nakręcić. Nie można robić filmu pod cenzorów”.
Białą sukienkę Marilyn, podobnie jak jej wcześniejsze stroje do „Jak poślubić milionera” i „Mężczyźni wolą blondynki”, zaprojektował William Travilla. Był ojcem większości jej wielkich momentów na ekranie i sam podobno nie uważał tej konkretnej kreacji za coś specjalnego. Miał nazwać dzieło swojego życia „głupią, małą sukienką”. I chyba nie tylko on ją tak postrzegał. Bez Marilyn w środku (gdy zmarł, jego kolekcja poszła pod młotek) Debbie Reynolds zgarnęła ją za okazyjne 200 dolarów. Sama była słynną gwiazdą Hollywoodu i potrafiła docenić genialną kieckę do tańca i wywijańca. Jej drogą do sławy był w końcu film „Deszczowa piosenka” (1952). W prywatnym życiu była matką Carrie Fisher, która zagrała księżniczkę Leję w „Gwiezdnych wojnach” – w innej, ale też niezapomnianej białej sukience.
W 2011 roku Debbie Reynolds sprzedała sukienkę ze „Słomianego wdowca” za 4,6 miliona dolarów. Przewidywano, że pójdzie za 2, więc w sali musiało się zrobić gorąco od podnoszonych rąk, a pracownik domu aukcyjnego dostał zadyszki od wykrzykiwania kolejnych sum. Scena z plisowaną sukienką doczekała się wielu rzeźb. Wizerunek Marilyn Monroe w fałdach unoszącego się materiału, wykonany z dziewięciu gatunków ryżu, w siedmiu różnych kolorach, został wyhodowany w Inakadatemura, w prefekturze Aomori, w północnej Japonii. Ma 140 metrów wysokości i 100 metrów szerokości. W roku, gdy sukienka poszła pod młotek za grube miliony, wystawiono wysoką na dwa i pół metra statuę o nazwie Forever Marilyn, która uwiecznia ją w pozie z sukienką rozrzuconą gorącym powietrzem. Wielka statua podróżuje po całym świecie, co dwa lata zmieniając miejsce pobytu.