Bezdomna przez oszustów
Panią Basię spotkaliśmy w Gdyni, gdzie kandyduję do Sejmu. Jest bezdomna. Ma 83 lata i skromną rentę. W długi popadła, bo do końca próbowała ratować swego ciężko chorego męża. A walka o życie ukochanej osoby kosztuje. On był marynarzem, a ona dziennikarką „Dziennika Bałtyckiego”. Był tak zazdrosny, że pewnego dnia poszedł do redakcji i „rozwiązał” jej umowę o pracę. Oświadczył, że on ją utrzyma. W redakcji oprócz niej, pięknej wówczas dziewczyny, pracowali sami mężczyźni, a on po kilka miesięcy przebywał na morzu, daleko. Mężczyzna był jedyną miłością jej życia. Zaraz po jego śmierci sądziła, że z czasem rana się zagoi, ale wdowieństwo trwa. Wciąż tęskni za swoim marynarzem.
Pewnej srogiej zimy poszła do spółdzielni i poprosiła o rozłożenie długu czynszowego na raty. Oni jednak woleli ją straszyć, że wyrzucą, ot tak z dnia na dzień na bruk. Na mróz, na poniewierkę. Nie znała przepisów. Była w depresji i w panice. I wtedy na klatce schodowej natknęła się na ogłoszenie „Skupujemy mieszkania”. Odpowiedziała na anons i zawarła z firmą od nieruchomości akt notarialny, w myśl którego firma sprzeda jej mieszkanie, pokryje długi, a za resztę pieniędzy kupi jej mniejsze, skromne lokum. Wtedy poważnie zachorowała. Trafiła do szpitala. Kiedy z niego wyszła, nie miała dokąd wracać. Jej mieszkanie zostało sprzedane, ale firma nie dała jej ani innego mniejszego, ani grosza ze sprzedaży.
Nie doniosła o przestępstwie, bo się ich boi. Błąka się po Gdyni, mieszka w wynajętym pokoju. Za pokój płaci połowę swej niewielkiej renty po mężu. Właścicielka traktuje ją bardzo źle. Nie wolno jej gotować ani korzystać z pralni. A kiedy „Pani” nie ma w domu, musi wychodzić z jej wielkim psem na spacer.
Od razu bierzemy się do dzieła, piszemy wniosek do miasta o pomoc mieszkaniową, a na razie szukamy pokoju do wynajęcia u kogoś, kto nie traktuje sublokatorki gorzej niż psa. Będziemy też chcieli, żeby wymiar sprawiedliwości wziął się za oszustów, którzy doprowadzili starszą panią do bezdomności i zarobili na tym sporo pieniędzy.
W nocy telefon z Gdańska. Dzika eksmisja. Kiedy lokatorka i jej niepełnosprawny mąż wrócili do domu, zastali na klatce schodowej wszystkie swoje rzeczy i psa. Licho nie śpi, więc my też.