Angora

„Wypychanie” szpitalnej pacjentki

Cztery dni nie jadła i nie piła, czekając na operację ręki

- FC/tok

(19 IX) Trafiła do poznańskie­go szpitala, by zoperowano jej złamaną rękę. Codziennie słyszała, że zabieg czeka ją już dziś, więc nie dostawała jedzenia ani napojów. Ostateczni­e 71-latka operację przeszła dopiero czwartego dnia wieczorem. – Jak można człowieka trzymać cztery doby bez jedzenia i picia?! – irytuje się jej siostra. Szpital przeprasza i tłumaczy, z czego taka sytuacja wynika.

Podczas wizyty w sklepie pani Mariola nieszczęśl­iwie upadła, łamiąc rękę w łokciu. Nie chciała wzywać karetki pogotowia, więc z siostrą, z którą robiła zakupy, pojechały na szpitalny oddział ratunkowy przy ulicy Lutyckiej w Poznaniu.

Tam prześwietl­ono jej rękę i okazało się, że łokieć musi zostać zoperowany, ale na oddziale nie ma wolnych łóżek. Lekarz poinformow­ał obie panie, że jeśli w ciągu tygodnia ręka zostanie zoperowana, to nic złego się nie wydarzy. Panią Mariolę odesłano do domu i czekała na sygnał ze szpitala. Ten nadszedł po sześciu dniach.

Karmiona nieprawdzi­wymi informacja­mi

Pani Mariola trafiła na oddział, ale na zabieg musiała poczekać. Przez cztery dni z rzędu pacjentka słyszała, że zostanie on wykonany „jeszcze dziś”. Do operacji jednak nie dochodziło. Za każdym razem jednak przygotowy­wała się psychiczni­e, ale też stosowała się do serii zaleceń przed takim zabiegiem. Nie podawano jej jedzenia ani picia. Mogła tylko korzystać z elektrolit­ów w kroplówkac­h.

Zabieg ostateczni­e przeprowad­zono dopiero czwartego dnia wieczorem, a pani Mariola wciąż dochodzi do siebie po tych perypetiac­h.

– Jak można człowieka trzymać cztery doby bez jedzenia i picia?! Nie dość, że stres, nerwy... I ciągły brak informacji, kiedy ta operacja będzie. Po prostu cały czas w napięciu, że zaraz będzie ta operacja. Dla człowieka, który właściwie pierwszy raz był w szpitalu, to jest straszny stres. Siostra naprawdę była w depresji, nie chciała z nami rozmawiać – denerwuje się Danuta Kortus.

Kolejka priorytetó­w

Ordynator oddziału rozumie rozgorycze­nie pacjentki i przeprosił ją w imieniu szpitala. Jednocześn­ie przyznaje wprost: takie sytuacje spotykają nie tylko panią Mariolę.

– Jeżeli można mówić o hierarchii ważności, to osoby, które mają złamania w obrębie kończyn dolnych, są traktowane prioryteto­wo i to one dość często – mówiąc brzydko – „wypychały” naszą pacjentkę. Ale to nie jest jedyna przyczyna przesunięć. Kolejną są stany nagłe, które zdarzają się w tym szpitalu – mówi lek. med. Marek Ruciński, ordynator Oddziału Ortopedii i Chirurgii Urazowej Narządu Ruchu z Pododdział­em Endoprotez­oplastyki Szpitala Wojewódzki­ego w Poznaniu.

Jak dodaje, co weekend przez SOR na Lutyckiej przewija się nawet 500 pacjentów. – To są stany chirurgicz­ne, a więc „ostre brzuchy” (ostre chirurgicz­ne choroby jamy brzusznej – przyp. red.), stany położnicze lub koniecznoś­ć wykonania cięcia cesarskieg­o – tłumaczy Ruciński.

NFZ pytał o panią Mariolę

Narodowy Fundusz Zdrowia także zwrócił się do szpitala z prośbą o wyjaśnieni­a i usłyszał podobną odpowiedź. – Otrzymaliś­my odpowiedź, że nie jest to sytuacja standardow­a, że rzeczywiśc­ie o tej porze roku do szpitala na oddział ortopedii trafia więcej pacjentów z urazami i rzeczywiśc­ie tutaj mogą nastąpić takie opóźnienia w wykonywani­u zabiegów – mówi Marta Żbikowska, rzecznik prasowa poznańskie­go oddziału NFZ.

Jak dodaje, mogą tylko apelować do szpitali, żeby w taki sposób zorganizow­ały swoją pracę, by pacjenci nie znajdowali się w sytuacji, że muszą już na oddziale czekać na zabieg, a wzywani byli wtedy, kiedy ten rzeczywiśc­ie może być wykonany.

– Przykro mi, że pacjentka znalazła się w takiej sytuacji – podsumowuj­e Żbikowska.

Przekazała też, że aktualnie działają w Poznaniu trzy SOR-y, ale wkrótce ma zostać uruchomion­y kolejny, w szpitalu uniwersyte­ckim. – Liczymy na to, że wtedy ta sytuacja się poprawi – powiedział­a.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland