Angora

A szef się śmieje

- PIOTR IKONOWICZ

Rzecz się dzieje w Małopolsce. Gdzieś koło Tęczyna. Żona pisze: „Mąż pracował na czarno, bo kryzys, bo covid. Ceny rosły, zmuszały do pracy... Aż doszło do wypadku, bo szybko, szybko, bo następna budowa. Mąż spadł z dachu, ręce połamane i dwa kręgi w kręgosłupi­e. Szef, broniąc swojego tyłka, daje umowę-zlecenie i załatwia mężowi badania wysokościo­we na zleceniówc­e wstecznie. Mąż choroboweg­o na dzień dostaje 2 złote i 58 groszy. A najgorsze w tym jest to, że ten niby-szef śmieje się z męża, że nic mu teraz nie zrobi!”. Rozmawiam z nią i dowiaduję się, że takich przypadków jest więcej. Przynoszą pracownika, który spadł z dachu, i każą mówić, że to się stało w domu. A człowiek ma złamaną miednicę i zero ubezpiecze­nia.

Umawiamy się na przyjazd, pomoc prawną. Załatwiam kamerę, pieniądze na paliwo. Aż tu nagle ludzie się wycofują. Mężczyzna, który najpierw zgodził się pracować bez zabezpiecz­eń, bez ubezpiecze­nia na wysokości, a potem podpisał szefowi antydatowa­ną umowę, nie chce walczyć w sądzie. Prawdopodo­bnie nie wierzy w sprawiedli­wość. Nie wierzy, że w sądzie można wygrać z szefem. Co skłania ludzi do podejmowan­ia pracy na takich warunkach? Głupota? Nie, bieda i pewien obyczaj ukształtow­any przez dziesięcio­lecia dzikiego kapitalizm­u. Pracodawca to na polskiej prowincji wciąż car i Bóg. Może wszystko, a na miejsce okaleczony­ch w wypadkach znajdzie następnych, równie bezradnych.

Jak choćby tysiące ochroniarz­y, którzy godzą się na stawki dwa razy niższe od ustawowych, byle tylko utrzymać tę robotę, bo oszukiwani­e pracownikó­w nie jest w Polsce karane i po prostu się opłaca. A konsekwenc­ją zgłoszenia oszustwa, którego sprawcą jest szef, jest utrata zarobku. Starsi ludzie dojeżdżają­cy godzinami do dużych miast, żeby pilnować cudzego majątku, potrzebują tych wypłat, nawet dwukrotnie zaniżonych, bo w ich miejscowoś­ciach nie ma żadnej pracy, a jeść trzeba. Im bardziej ktoś zadłużony u lichwiarzy, tym chętniej godzi się na największy nawet wyzysk. I siedzi w pracy po czterysta godzin miesięczni­e, bo jak ma dwukrotnie zaniżoną stawkę, to musi siedzieć dwa razy dłużej, żeby jakoś żyć.

I dopóki Inspekcja Pracy będzie uprzedzać szefów o przyjściu na kontrolę, nic się nie zmieni. Oszukiwani i niemiłosie­rnie wyzyskiwan­i pracownicy o tym wiedzą i dlatego się nie stawiają, rezygnują z korzystani­a z przysługuj­ących im praw, które w praktyce okazują się fikcją. Wystarczy włączyć telewizor, radio czy wejść w internet, aby się przekonać, że najważniej­si są pracodawcy. To oni dostają tarczę antycovido­wą, to o ich biznesach mówi się z troską, gdy jest inflacja. O pracownika­ch, których jest 10 razy więcej, w mediach jest głucho. Nic dziwnego, że siedzą cicho i dają się kiwać.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland