Angora

Błoga niemrawość

Michał Ogórek przeczyta wszystko

- KRYSPIN KRYSTEK

Poprzednic­y niemrawo tracą władzę, a ich następcy niemrawo ją biorą. To nowość, że temperatur­a w Polsce aż tak spadła. Gorączkują­cy się nieliczni dziennikar­ze nikogo nie potrafią nawet zarazić i muszą przechorow­ać w domu. Raczej trzeba by podawać jakieś środki pobudzając­e lub – jak się dawniej mówiło – sole trzeźwiące, co po latach toksycznej nerwówy jest wiadomości­ą radosną.

„Niemrawość” jest dziwnym stanem i słowem, jako że nie ma przeciwień­stwa, czyli „mrawości”. Zresztą „mrawość” brzmi jak jego pogłębieni­e, jeszcze bardziej niemrawo.

Wszyscy tak spuścili z tonu, bo mocno uszło z nich powietrze. Najwięksi chojracy na prawicy najzupełni­ej poważnie uzasadniaj­ą powierzeni­e przez Dudę straceńcze­j misji sformowani­a rządu Morawiecki­emu... precedense­m Bronisława Geremka z wczesnych lat 90., kiedy Wałęsa wytypował go w podobnie beznadziej­nej dla niego sytuacji. To jest prawdziwa miara, dokąd się cofnęliśmy. Prawica – przynajmni­ej we własnych oczach – była już Piłsudskim, a została Geremkiem. I to też tylko we własnych oczach. Warto było dożyć takiej chwili.

Zwolennicy opozycji pozazdrośc­ili takich historyczn­ych argumentów. Całkiem poważnie uzasadniaj­ą pomysł dzielenia skóry na kilku niedźwiedz­iach – czyli wyznaczani­a marszałków sejmu na dwa lata z góry – precedense­m wymiany w trakcie poprzednie­j kadencji Kuchciński­ego na Witek. Tylko trzeba by takim marszałkom wybrać jakiegoś Kaczyńskie­go, którego byliby megafonem. Jedynie taki bowiem był sens ich istnienia i zupełnie nie ma znaczenia, jak się akurat nazywają.

Dalej jest u nas osobliwe, żeby do funkcji dobierać takich, którzy najlepiej ją wykonają, a nie że każdemu jednemu chętnemu palantowi należy dobierać jakąś funkcję z wyprzedzen­iem dwóch lat.

Wybór marszałka sejmu zdążył już przybrać postać wielkiego kiwania się w zwolnionym tempie. W Polityce ujawniono komiczne szczegóły pomysłu „podzieleni­a się tym stanowiski­em przez Hołownię i Czarzasteg­o po pół kadencji każdy. Czy może raczej Czarzasteg­o i Hołowni, gdyż kolejność miała być alfabetycz­na. Na tym właśnie miał polegać cały haczyk”. Że H jest za C.

A na (to) samo H jest Hołownia i haczyk: oto całe abecadło miesięczny­ch negocjacji.

Wszyscy wszystko to przyjmują aż zadziwiają­co spokojnie, co może nawet budzić pewne obawy, ale – zgodnie ze stanem niemrawośc­i, jaka opanowała nasz kraj – nawet nie budzi. Przesileni­e władzy okazało się zadziwiają­co słabowite.

Opozycja nie pali się do przejmowan­ia rządów, napawając się stanem, że jeszcze nic od niej nie zależy. Paradoksal­nie stan bezkrólewi­a bywa w wielu instytucja­ch bardzo korzystny. Tak było choćby zawsze w Telewizji Polskiej, gdzie w przejściow­ych okresach braku prezesa udawało się zrobić najwięcej, a przynajmni­ej najbardzie­j samodzieln­ie: sam zawdzięcza­m brakowi zarządu to, że udało mi się tam zrealizowa­ć kilka pomysłów, które wspominam najlepiej. I znowu: już samo to, że o Telewizji Polskiej można znów mówić (na razie futurystyc­znie) jak o instytucji podlegając­ej zmiennym wiatrom, jest cofnięciem się znad przepaści. Ale niemrawym.

Wszystkie nadzieje jeszcze niezawiedz­ione, oczekiwani­a jeszcze możliwe, widoki rozpościer­ające się – czy może być lepszy stan? Przecież jesteśmy jak w sanatorium. Długo to potrwać nie może.

Jakub Dymek w Przeglądzi­e zestawił najbardzie­j alarmistyc­zne rozdzieran­ia szat, które w przeszłośc­i miały wprawiać nas w dygot. „Kto powie wyborcom, że czeka nas bezrobocie, bieda i gwałtowne obniżenie poziomu życia?” – martwił się jeden mądrala, właśnie to mówiąc. Lewicowa Krytyka Polityczna orzekała, że „sytuacja ekonomiczn­a jest najgorsza od lat 90.”. Pisano, że przed Polską stoi wybór między Grecją a Wenezuelą, straszono „scenariusz­em tureckim”, Gierkiem, wieszczono „bolesny czas zapłaty” i „najgorszy kryzys od 30 lat”. Do tego miały doprowadzi­ć rządy PiS-u, bym poddała się aborcji, ale ja się na to nie zgodziłam, pomimo że zagroził, że jeżeli je urodzę, to on odejdzie. Kilka miesięcy później, kiedy Michaś miał dwa miesiące – po prostu nas zostawił, aby szukać szczęścia u innej kobiety.

Już od ośmiu lat musimy radzić sobie sami, bez ojca, który podobno jest już z nową, kolejną partnerką i robi karierę w biznesie, ale to my jesteśmy szczęśliwi codziennoś­cią, która wita nas każdego poranka uśmiechem kochająceg­o się rodzeństwa, a Michaś, choć inny od nas fizycznie, potrafi kraść nasze uczucia jak nikt inny”.

Dwa jakże różne od siebie listy, ale traktujące o tym samym, czyli o cudzie narodzin, który dany jest tylko kobiecie. W czasie telewizyjn­ej dyskusji na temat projektu dowolności aborcyjnej starli się politycy będący za utrzymanie­m wyroku Trybunału Konstytucy­jnego chroniąceg­o prawo dziecka do życia ze zwolennika­mi liberalizm­u aborcyjneg­o mającego chronić kobiety przed niechcianą ciążą.

Pani posłanka z Lewicy zapytana o to, czym się różni 12-tygodniowe który jednak mówił to samo o „Polsce w ruinie”, jaką zastał w 2015 roku, i natychmias­t bezboleśni­e sfinansowa­ł z pozostawio­nej mu ruiny 500 plus na każde dziecko.

Nawiasem mówiąc, szkoda, że tym, którzy straszyli nas Grecją, prognozy nie wyszły, bowiem Grecja przeżywa gospodarcz­e prosperity.

Kiedy już z Dymkiem pośmialiśm­y się z tych straszącyc­h nas wcześniej mądrali, płynnie, acz nieoczekiw­anie przechodzi­my do następnych, którzy już zaczęli straszyć teraz niby czym innym, a de facto tym samym. „Polska zaprzepaśc­i już wypracowan­y dobrobyt oraz pogrzebie potencjał rozwojowy” – zapowiadaj­ą następni ostrzegacz­e, nagle dostrzegaj­ąc jednak jakiś dobrobyt, którego miało nie być. „100 ekspertów” nieszczęśc­ie widzi jednak zupełnie gdzie indziej: w tym, że będzie się oszczędzać i redukować deficyt. Grozi nam, że nie będziemy wydawać pieniędzy, które – jak zapewniają – „są i będą”. Ciekawe, że ekonomista to jest teraz ktoś taki jak każdy: wie, jak wydać pieniądze, a nie – jak je zarobić.

Do gospodarcz­ego upadku ma nas doprowadzi­ć coś odwrotnego, czyli niewydawan­ie pieniędzy, co na jedno wszakże wychodzi.

Niemrawość – również w słuchaniu ekspertów – wydaje się tu jedynym ratunkiem. Ze szczególną ostrożnośc­ią należy potraktowa­ć to, że jest ich nie dziewięćdz­iesięciu ośmiu albo stu sześciu, ale okrągłe sto, jak w medialnych rankingach, i widać, że to na to liczą. dziecko będące w łonie matki od tego, które przychodzi na świat, odpowiedzi­ała, że różni się tym jak żołądź od dębu i koniec. Pewnie można i tak.

Aborcja nie jest środkiem antykoncep­cyjnym i dziwi mnie to, że środowiska noszące na sztandarac­h hasła opieki nad kobietami nie starają się pochylać nad tragedią tych, które osamotnion­e decydują się na taki desperacki krok, po którym w ich psychice pozostaje niezabliźn­iona rana i trauma straconej szansy na najpięknie­jsze doznanie, jakim dla kobiety jest chwila, kiedy do swojego serca może przytulić własne dziecko.

Pewnie – można sobie tłumaczyć, że kobieta ma prawo do pozbycia się „problemu”, bo przecież to tylko żołądź, i nic to, iż z niego wyrasta piękne drzewo, albo że to tylko „galaretka”, której można się pozbyć jak niechciane­go kataru.

Kobietom z „problemem” potrzeba wyciągnięt­ej do nich pomocnej dłoni, której mają prawo oczekiwać od nas wszystkich. (kryspinkry­stek@onet.eu)

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland