Polskie gwiazdy w Hollywood
ANGORA NA SALONACH
„Marvel’s Spider-Man 2”
Istnieje ok. 50 000 gatunków pająków. Znakomita większość z nich to zdeklarowani samotnicy. Zaledwie 20 gatunków żyje i współpracuje w grupie. Przepraszam, teraz to już 21 gatunków, ponieważ zalicza się do nich również Człowiek Pająk, który w najnowszej grze Insomniac Games łączy siły z drugim Człowiekiem Pająkiem. Jasne, im więcej Spider-Manów, tym lepiej, prawda? Otóż niekoniecznie. Fabuła skupia się na dwóch historiach, które w pewnym momencie się łączą, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że bardziej przyłożono się do opowieści młodszego z „pająków”. Miejscem akcji jest ponownie Nowy Jork, teraz jest tu nieco więcej do zwiedzania, jednak trudno uciec przed uczuciem déjà vu. Głównym wrogiem jest niejaki Kraven, który przylatuje do Ameryki urządzić sobie polowanie na superbohaterów, jednak jego wątek okazuje się tylko przydługawym wstępem do konfrontacji z innym superłotrem, którego tożsamości nie chcę zdradzać, jednak bardzo szybko można się połapać, kto tu gra pierwsze „złe” skrzypce. „Spider-Man 2” jest tytułem doskonałym pod względem technicznym, niestety nie robi dużego wrażenia pod kątem artystycznym. Rozgrywka wciąż stoi na wysokim poziomie, choć w gruncie rzeczy to tylko więcej tego samego. Mimo wszystko bawiłem się świetnie, choć cieszę się, że kolejna gra zdolnego studia Insomniac nie będzie już o Spider-Manie, tylko o Wolverine. Jest na co czekać.
Insomniac Games
Nasi aktorzy z większym lub mniejszym powodzeniem próbują robić karierę za granicą. Tylko nieliczni mogą się pochwalić prawdziwymi sukcesami. Przedarcie się na szczyt hollywoodzkiej drabiny do sławy jest trudne nawet dla rodowitych Amerykanów, a co dopiero dla przyjezdnych lub tych, którzy tworzą swoje dzieła w dalekiej Europie.
Zagranie w wielkiej, kasowej produkcji jest marzeniem każdego aktora, choć nie wszyscy się do tego przyznają. Tak samo jest z odebraniem Oscara – najważniejszego filmowego wyróżnienia na świecie. Kto by nie chciał choć raz stanąć na scenie Kodak Theatre w Los Angeles i odebrać ważącą prawie cztery kilogramy słynną statuetkę nagiego rycerza z mieczem. Na razie więcej szczęścia mają nasi reżyserzy, autorzy zdjęć oraz scenografowie. W gronie zdobywców Oscara są więc między innymi Andrzej Wajda – za całokształt twórczości, Roman Polański (90 l.) – za reżyserię filmu „Pianista” oraz Jan A.P. Kaczmarek (70 l.) za muzykę do filmu „Marzyciel”. Ze statuetkami wyjechali z Los Angeles autorzy scenografii do „Listy Schindlera” Allan Starski (80 l.) i Ewa Braun (79 l.). Tego samego wieczoru najważniejszą nagrodę w świecie filmu odebrał nasz znakomity operator Janusz Kamiński (64 l.). Rok 2014 przyniósł Oscara Pawłowi Pawlikowskiemu za jego „Idę”. W tym czarno-białym filmie członkowie Amerykańskiej Akademii Filmowej mogli podziwiać talent aktorski Agaty Kuleszy (52 l.), Agaty Trzebuchowskiej (31 l.) czy Dawida Ogrodnika (37 l.). Pojawiająca się na krótko w tym filmie Joanna Kulig zagrała potem w kolejnej produkcji Pawlikowskiego – „Zimna wojna” – i od tamtej pory podbija zachodnią kinematografię. Właśnie zagrała u boku francuskiej gwiazdy Fanny Ardant w thrillerze pod tytułem „Island”. Wkrótce w jednym z serwisów streamingowych będziemy mogli zobaczyć serial „Władcy przestworzy”, wyprodukowany przez Toma Hanksa (67 l.) i Stevena Spielberga (76 l.). Joanna Kulig (41 l.) pojawia się w nim wśród całej plejady wielkich zagranicznych gwiazd. Swoje zagraniczne kariery budują pieczołowicie Piotr Adamczyk (51 l.), który w tym celu przeprowadził się nawet do Los Angeles, i Marcin Dorociński (50 l.), choć ten zdecydował się pozostać w kraju. Bez wątpienia łatwiej jest dotrzeć do producentów czy pojawiać się na castingach, jeśli mieszka się za oceanem. Znacznie więcej ról można zdobyć, znając doskonale język, a tu z kolei najlepiej wypadają w wyścigu te gwiazdy, które wyemigrowały za granicę jako dzieci albo tam się urodziły. I tak kolejne sukcesy w swoim zawodowym curriculum vitae może odnotować Carolina Bartczak (38 l.), która uparcie zmusza swoich hollywoodzkich kolegów do prawidłowego wymawiania jej niełatwego przecież dla Amerykanów nazwiska. Zdolna Polka urodziła się w Niemczech, dokąd w stanie wojennym wyemigrowali jej rodzice, potem dorastała w Kanadzie, a teraz kręci filmy w Hollywood. Niedawno oglądaliśmy ją u boku takich sław jak Halle Berry (57 l.) oraz Patrick Wilson (50 l.) w filmie „Moonfall”. Teraz w serwisie Netflix jest cieszący się dużym powodzeniem serial „Zabić ból” (w oryginale „Painkiller”), w którym Carolina gra jedną z ról. Wschodzącą gwiazdą Hollywood jest też Rachel Zegler (22 l.) – jej mama jest Kolumbijką, ale tata ma polskie korzenie. Po tym, jak Zegler zagrała w nowej wersji słynnego musicalu „West Side Story”, wyreżyserowanej przez Stevena Spielberga, w 2021 roku tak mówiła o swojej pracy i pochodzeniu w wywiadzie dla Agnieszki Laskowskiej z Polsat News: „Doceniam, że miałam możliwość zagrać latynosko-polską relację w filmie, sama będąc produktem latynosko-polskiej relacji w życiu. W moim przypadku to był happy end, którego nie mieli Tony i Maria. To bardzo poruszający wątek i z mojej strony mogłam wnieść do niego swoje życiowe doświadczenie”. Dziś znów możemy podziwiać wielki talent Rachel – na ekrany wszedł właśnie film „Igrzyska śmierci: ballada ptaków i węży”. To tak zwany prequel – opowieść o tym, co zdarzyło się wcześniej – filmów z serii „Igrzyska śmierci”, którymi zachwycaliśmy się od 2012 roku. Na warszawską premierę długo wyczekiwanej produkcji stawili się nasi lokalni celebryci i influencerzy. To ci drudzy trzęsą teraz mediami społecznościowymi. Na ściance stanęli też aktorzy Agnieszka Wielgosz (51 l.) i Bartosz Obuchowicz (41 l.), któremu towarzyszyła czternastoletnia córka. Ciekawa efektów pracy reżysera Francisa Lawrence’a (52 l.) była nasza reżyserka Maria Sadowska (47 l.). Warto podkreślić, że film był kręcony między innymi we Wrocławiu, a dokładnie w niesamowitych wnętrzach Hali Stulecia, która już nieraz służyła za scenografię filmowych produkcji. Hala zaprojektowana przez Maxa Berga w 1911 roku została kilkanaście lat temu wpisana na światową listę dziedzictwa UNESCO. Kiedy na czas zdjęć obiekt zamknięto dla zwiedzających, nikt nie wiedział, że w środku powstaje wielka hollywoodzka produkcja. Ekipa pracowała we wrocławskim obiekcie aż siedemnaście miesięcy i przez cały ten czas działała pod kryptonimem Motyl, by nie ściągać zainteresowania mediów i ciekawskich wrocławian. Za to po pracy ponoć wyruszała na spontaniczne wyprawy po mieście w poszukiwaniu słynnych wrocławskich krasnali. W filmie hala „gra” bardzo dużo, choć oczywiście – jak to w filmach dystopijnych bywa – pomogły jej liczne efekty specjalne zastosowane w montażu i tak zwanej postprodukcji. Część zdjęć powstała również nad zalewem w miejscowości Grzędy niedaleko Wałbrzycha i trzeba przyznać, że został on przepięknie sfilmowany przez operatora Jo Willemsa (53 l.). Zbiornik służył kiedyś okolicznym mieszkańcom, którzy uwielbiali tam wypoczywać, ale po 2004 roku opustoszał, bo miejscowe władze wypowiedziały umowę z dzierżawcą. Zniknęli ratownicy, bar, inne udogodnienia, a wraz z nimi zniknęli plażowicze. Wiele wskazuje na to, że staw położony malowniczo wśród lasu dostanie zaraz drugie życie, bo fani filmu „Igrzyska śmierci” będą chcieli zobaczyć go na własne oczy. Oby tylko był to początek nowej świetności tego miejsca, a nie jego zagłady.