Mogę poprosić Jarosława Kaczyńskiego
Fragmenty rozmowy z SZYMONEM HOŁOWNIĄ, marszałkiem sejmu
– Panie marszałku, jak pan chce odnowić oblicze Sejmu?
– Rozmową, cierpliwością i uprzejmością. Nie mówię, że obca jest mi czasem złośliwość czy gry retoryczne – one są też wpisane w parlamentaryzm – ale bardzo bym chciał obniżyć choć trochę poziom sejmowych emocji i zobaczyć, czy to coś zmieni. Z pewnością – bardziej nie eskalować. Eskalacja byłaby bardzo niebezpieczna. Pogłębiające się podziały, słabość wewnętrzna przyciągają zewnętrzną agresję. Pokazał to przykład Izraela i Strefy Gazy, jest wiele innych przykładów z historii świata. To zupełnie naturalne, że będziemy się różnić, rozliczać, spierać, kłócić, ale nie możemy się pozabijać albo otworzyć drzwi tym, którzy chcieliby to zrobić. Mówiłem o tym w pierwszym wystąpieniu: chciałbym, żeby Sejm nie był sceną dla pogardy, pozostając sceną dla sporów. Rozmawiamy często z nowymi posłami i wielu z nich ma poczucie, zwłaszcza po pierwszych dwóch, trzech dniach posiedzeń, że to nie jest ten spektakl, który sobie wyobrażali. Jeśli przez cztery lata nic się w tym obszarze nie zmieni, to poniesiemy porażkę, niezależnie od tego, ile ustaw uchwalimy.
–
Jakie zmiany chce pan wprowadzić przez najbliższe dwa lata piastowania urzędu? Jak zostanie zmieniony regulamin?
– Zacząłem od zmiany sposobu prowadzenia obrad. Potrzeba innego stylu niż ten, który był na tej sali w ciągu ostatnich ośmiu lat. Wraz z wicemarszałkami będziemy próbowali, oczywiście, o ile posłowie pozwolą, raczej tonować, niż zaostrzać debatę. Regulamin Sejmu zaś trzeba po prostu stosować. Jest w nim całkiem sporo metod dyscyplinowania izby, której celem nie jest przecież wyłącznie „wygadanie się” posłów, lecz podejmowanie decyzji, konkludowanie, tego oczekują ludzie. Po tych trzech tygodniach z obradami co tydzień mam oczywiście pierwsze praktyczne wnioski, ale muszę dobrze przemyśleć, czy stawiając je, nie okażę się nadmiernym idealistą. Przykład. Na początku każdego dnia obrad posłowie zgłaszają masowo tzw. wnioski formalne, które oczywiście nie są żadnymi wnioskami formalnymi, lecz oświadczeniami w imieniu klubów w tematach bieżących i okazją do ostrej minidebaty. Zastanawiałem się, czy nie lepiej dać po prostu klubom i kołu codziennie więcej czasu na regularne oświadczenia w sprawach bieżących, tak żeby każdy mógł powiedzieć, co klubowi leży na wątrobie, i nie stawać na rzęsach, udając, że składa formalny wniosek. Doświadczeni posłowie i pracownicy Kancelarii Sejmu zwracają mi jednak uwagę, że może się to skończyć tym, że i tak będzie na koniec i jedno, i drugie, posłowie wygłoszą oświadczenia, a później będą i tak zgłaszać te niby-wnioski. Zobaczymy. A poza tym przewietrzamy Sejm. Zniknęły barierki, szykujemy panel obywatelski i większe otwarcie Sejmu na wysłuchania publiczne, wpuściliśmy dziennikarzy tam, gdzie nie mogli chodzić...
– Nie wpuściliście, tylko przywróciliście wcześniejsze miejsca pracy dziennikarzy w Sejmie.
– Więc wpuściliśmy, bo nie byli wpuszczani tam przez poprzednią władzę. Było w tym coś agresywnego, a agresja jest oznaką lęku. My się dziennikarzy nie boimy. To, że ludzie się Sejmem interesują, oglądają posiedzenia, to dobry prognostyk, bo on – mam nadzieję – wymusi, zwrotnie, inne zachowanie na posłach. W ogóle chciałbym, żeby Sejm odchodził od wizerunku pełnej agresji, smutnej fabryki wrzucanych naprędce ustaw, żeby zaczął być bardziej ludzkim miejscem. Poleciłem już szefowi Kancelarii, żeby rozesłał do klubów parlamentarnych pytanie, ile posłanek, ilu posłów byłoby zainteresowanych tym, żebyśmy organizowali w Sejmie dzienne przedszkole i żłobek w dniach posiedzeń i ewentualnie w dniach poprzedzających, gdy pracują komisje. W trosce o pracowników Sejmu chcemy ograniczyć nocne obrady, żebyśmy wszyscy mogli mieć poczucie, że to jest normalna robota, a nie nieustanna walka na barykadach. Nie wierzę jednak, że to się wydarzy od razu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nie mam czarodziejskiej różdżki. Stawiam na ewolucję.
– A jak chciałby pan zmienić treść polityki?
– Treść polityki musi się dostosować do wymagań współczesności. Dziś w naszej szerokości geograficznej na pierwszy plan wychodzi potrzeba bezpieczeństwa.
Fizycznego, związanego z wojną w Ukrainie, ale też ekonomicznego, klimatycznego. Na to rada jest tylko jedna: odbudowa relacji. Wewnętrznych i zewnętrznych, musimy – a to bardzo trudne – wychodzić z uzależniającego jak narkotyk paradygmatu rywalizacji, który skaził nas praktycznie do poziomu edukacji w szkołach podstawowych, i iść w stronę kooperacji. Po brexicie mieliśmy przez chwilę szansę, by stać się trzecią siłą w Europie. Dziś te drzwi mogą się otworzyć przed nami raz jeszcze. Marszałek sejmu, marszałek senatu, parlament też mogą wziąć w tym udział.
– Czy „rotacyjny marszałek” pana obraża?
– Nie, bawi. Mnie ta moja „rotacyjność” cieszy, proszę spojrzeć na tempo „rotacji” ministrów kolejnych imitacji rządów Mateusza Morawieckiego, przecież ja przy nich mam kontrakt prawie na dożywocie (śmiech). To, że wiem, że jestem na tym stanowisku tylko na dwa lata, jeszcze bardziej zachęca do tego, żeby codziennie wstawać i biec bez wytchnienia. Każdy dzień muszę wycisnąć jak cytrynę.
– Czy coś pana zaskoczyło w nowej roli, zdobył pan wiedzę, którą wcześniej nie dysponował?
– Zaskoczył mnie poziom kultury na sali. Tu, a tego nie widać w telewizji, stale jeden krzyczy, druga wstaje, trzeci wymachuje pięścią, czwarty wygraża. Są tacy, którzy nabijają sobie statystyki wystąpień, istni stachanowcy pytań poselskich; są tacy, którzy liczą tylko na to, żeby na chwilę zaistnieć w kamerach i serwisach. Jest na tej sali jakichś 40 – 50, może 60 łatwo wzbudzających się posłów, a chciałbym umieć pokazać tych pozostałych 300 czy 400, którzy przyglądają się temu z dystansem. Wierzę, że przyjechali tu do pracy (...).
– Zaprosiłby pan Jarosława Kaczyńskiego na dywanik, gdyby naruszał regulamin Sejmu?
– Tak, oczywiście. Poproszę go, jeżeli będzie to konieczne, ale na razie współpraca akurat z posłem Kaczyńskim przebiega bez zarzutu. Mieliśmy do tej pory dwie wymiany zdań w izbie, obie były niekonfrontacyjne, pozbawione agresji. Są inni posłowie, którzy te granice przekraczają, i nie będę miał żadnych wątpliwości, gdy trzeba będzie używać wszystkich dostępnych narzędzi. Regulamin Sejmu mówi wyraźnie, że marszałek ma stać, skutecznie, na straży porządku i powagi w izbie.
– A co z zamrażarką sejmową?
– Wywieziona na złom. Wszystkie ustawy są procedowane. Żaden projekt nie jest odkładany na bok. Wyciągnąłem też na światło dzienne wszystkie, które przetrwały dyskontynuację projektów obywatelskich. Nie ma takiego projektu, któremu nie nadałem numeru druku albo nie skierowałem do analizy w Biurze Legislacyjnym i Biurze Analiz Sejmowych. Te analizy trochę zajmują, bo chcemy też z zasady robić ocenę skutków regulacji, publikować je, a to w Sejmie nie było do tej pory zawsze praktykowane (...).
– Ile powinno być komisji śledczych w Sejmie?
– Tyle, żeby się wzajemnie nie skanibalizowały. Niech najpierw zacznie działać jedna, pewnie będzie to ta ds. wyborów kopertowych. Jeśli Sejm przyjmie uchwałę o niej w czwartek, jeszcze w czwartek wyznaczę termin zgłaszania członków tej komisji. 12 grudnia moglibyśmy więc na Sejmie powołać skład komisji i mogłaby ona procedować. Dwie kolejne mają szansę wystartować do końca roku. Celem komisji jest nieuchronność rozliczenia, a nie ich liczba czy teatralność działań (...).
– Czy nie traktuje pan funkcji marszałka sejmu jako trampoliny do prezydentury Polski?
– Nie. Gdyby mi chodziło o trampolinę, zwróciłbym się do posła Antoniego Macierewicza, podobno największego w izbie specjalisty w skokach do wody (śmiech). Trampolina nie jest, jak panowie widzą, wyposażeniem tego gabinetu. Cieszę się z tego, że ludzie pozytywnie reagują dziś na to, co wraz ze współpracownikami robimy w Sejmie, ale ostatnie trzy lata ostrej jazdy w polityce skutecznie zaimpregnowały mnie na uzależnianie swoich postaw i decyzji od pozytywnej czy negatywnej fali, która aktualnie niesie cię bądź zalewa. Fajnie, że jest fajnie, ale ja już dobrze wiem, że różnie to z tym bywa (śmiech).
– Fajnie może się skończyć, kiedy ogłosi pan, że będzie kandydował na prezydenta RP, którym chce też zostać Rafał Trzaskowski.
– Czy będę kandydował – odpowiem w listopadzie przyszłego roku. Gdybym kandydował, to byłaby naprawdę bardzo ciekawa druga tura, jeżeli znalazłbym się