SZUKAMY CIĄGU Klątwa z bakterią DALSZEGO
Świat znowu sobie przypomniał o krakowskim dziennikarzu Zbigniewie Święchu i zemście Jagiellonów
Człowiek legenda. Jedni widzieli w nim następcę Pawła Jasienicy, inni polskiego Indianę Jonesa. Ma w swoim dorobku tysiące artykułów i dwanaście książek. Pisarz, historyk, dziennikarz, publicysta, reżyser filmów dokumentalnych. Autor bestsellerowej trylogii królewskiej zatytułowanej „Klątwy, mikroby i uczeni”, w której nawiązał do badań grobu Kazimierza Jagiellończyka, którego otwarcie spowodowało serię tajemniczych zgonów. Wyróżniany i nagradzany. Bardzo ceniony za stworzenie nowej, autorskiej metody popularyzacji naszej przeszłości. Miał wiele planów, ale pokrzyżowała je choroba.
Można w to wierzyć lub nie, ale taki fakt miał ponoć miejsce. W 1974 roku, kiedy 31-letni Zbigniew Święch odwiedzał przyjaciół w stolicy, poznał jasnowidza. Ten miał mu przepowiedzieć, że resztę swojego życia poświęci Wawelowi. Usłyszał też, że lada moment na Wawelu będą dziać się rzeczy niezwykłe i że rozsławi krakowskie wzgórze na cały świat, a sam dzięki Wawelowi zyska sławę. I tak w istocie się stało. Oczywiście nie brakowało osób podważających opublikowaną dziesięć lat później jego teorię, ale wielu wierzyło w odkrytą przez niego nie tylko tajemnicę klątwy wawelskiej, ale i klątwy Tutenchamona.
W 1973 roku podczas prac remontowych i konserwatorskich w Kaplicy Świętokrzyskiej otwarto grób Kazimierza
Jagiellończyka i jego żony Elżbiety Rakuszanki. – Robotom i badaniom zabezpieczającym w grobach i ich otoczeniu towarzyszyły cały czas liczne i cenne odkrycia naukowe – pisał w swojej książce „Klątwy, mikroby i uczeni”. – Także sekrety, przesądy i przestrogi przed klątwą grożącą zwolennikom, jak i przeciwnikom decyzji o otwieraniu grobów. Decyzję ich otwarciu podjął Karol
Wojtyła. Wcześniej wielokrotnie badano i porządkowano groby królów, ale coś takiego nigdy się nie wydarzyło. Zabobonny strach – pisał w swojej książce – zajrzał w oczy uczestnikom i świadkom tego wielkiego wydarzenia, gdy niebawem dziać się poczęły dziwne rzeczy: nastąpiła seria nagłych, zgoła tajemniczych śmierci.
Informacja o nagłych zgonach badaczy szybko obiegła miasto. Ludzie nie ukrywali lęku. Porównywano to z sytuacją, kiedy w latach 20. XX wieku otwarto grobowiec Tutenchamona. Wtedy też klątwa miała dosięgnąć nie tylko badaczy, ale i tych, którzy uczestniczyli w pracach. Mówiono, że obie historie są identyczne. Nie brakowało głosów, że miał istnieć dokument, który zabraniał otwierania kiedykolwiek grobu akurat tego monarchy – klątwa groziła każdemu, kto śmiałby zakłócić wieczny sen władcy Polski. W ciągu dziesięciu lat zmarło kilkanaście osób związanych z otwarciem grobu polskiego króla. – Wszyscy odeszli nagle, na zawał serca, udar albo na tętniaka mózgu – opowiada Zbigniew Święch. – To byli ludzie w średnim wieku, zdrowi, prowadzący aktywny tryb życia, uprawiający sport.
Zatem klątwa albo zemsta zza grobu Jagiellonów, jak niektórzy ją nazywali, zbierała żniwo. Święch nie potrafił uwierzyć w działanie sił nadprzyrodzonych. Zaczął więc drążyć temat. Zajęło mu to dekadę. W czasie dziennikarskiego śledztwa odbył setki rozmów, korespondował, podróżował. Rozmawiał z naukowcami, którzy uczestniczyli w podobnych pracach. Spotykał się z wdowami tych, którzy nagle odeszli. Wymieniał uwagi z ekspertami, odwiedził biblioteki na całym świecie, pojechał też do Egiptu, by stanąć przed grobowcami faraonów w Dolinie Królów.
Od jednego z krakowskich profesorów dowiedział się o istnieniu pewnego szczepu nieznanej bakterii. – To był prof. Bolesław Smyk z Akademii Rolniczej w Krakowie. On także nie wierzył w wawelską klątwę i z innymi naukowcami prowadził badania nad obecnością mikroorganizmów w grobowcach królewskich. W pewnym momencie zespół pod jego kierownictwem i dr. Edwarda Różyckiego podjął próbę „ożywienia” mikrobów sprzed pięciu wieków. I udało się. W próbce pobranej z kości kolanowej króla odkryto grzyb-pleśń o nazwie Aspergillus flavus (kropidlak żółty, złocisty). Miał on wytwarzać aflatoksyny, groźne substancje chorobotwórcze powodujące m.in. różne odmiany raka i innych chorób. I to odkrycie wstrząsnęło światem.
Wszystko, co ustalił w sprawie tajemniczej śmierci naukowców biorących udział przy otwarciu grobu Kazimierza Jagiellończyka, opublikował w książce „Klątwy, mikroby i uczeni”. Zanim jednak ukazała się na rynku, na łamach „Literatury” zapowiedział ją, publikując trzy rozdziały. I jak wspomina, świat oszalał. O jego odkryciu pisano wszędzie. Pierwszy był londyński „Times”, a potem kolejne tytuły. Zbigniew Święch stał się znany, ale nie tylko on, bo i Kraków, i Wawel. – Potrafiłem mówić o trudnych, naukowych rzeczach zrozumiałym dla ludzi językiem. I popularyzowałem nie tylko wiedzę historyczną, ale także tę naukową. Co prawda nie było nigdzie jednoznacznie stwierdzone, że za śmierć naukowców odpowiada bakteria, ale dla wielu było to oczywiste.
Wśród osób, które uczestniczyły w otwarciu grobu, a przeżyły, jest były główny archeolog wawelski Stanisław Kozieł. Przypadek czy cud? Na portalu ciekawostki.historyczne.pl napisano: „Trumna, w której spoczął Kazimierz Jagiellończyk, została umieszczona na trzech żelaznych sztabach. W momencie otwarcia panował tam jednak nieład, ponieważ wykonana z jednego pnia sosnowego trumna, pierwotnie zabezpieczona od zewnątrz zaimpregnowaną żywicą tkaniną, zbutwiała i złamała się. W efekcie znajdujące się w niej szczątki króla, resztki tkanin i insygnia leżały w komorze w sposób dość nieuporządkowany. Sam szkielet z niewielkimi wyjątkami był niemal kompletny”. W grobowcu odnaleziono także królewskie insygnia. „Ciekawy jest fakt, że znaleziono też złoty pierścionek z turkusowym oczkiem, który wydawał się zbyt mały jak na króla i wyglądał raczej na kobiecy. Czy należał do królowej, która w momencie pochówku wrzuciła go do grobowca? Pierścień odkrył właśnie Stanisław Kozieł – opowiada Roma Habowska-Święch, żona dziennikarza, historyk sztuki. – I ponoć kiedy go wyjął, machinalnie założył na palec. I to, tak mówiono, miało uchronić go od śmierci, zemsty zza grobu Jagiellonów.
W ramach trylogii „Klątwy, mikroby i uczeni” ukazały się tomy: „W ciszy otwieranych grobów”, „Wileńska klątwa Jagiellończyka” i „Ostatni krzyżowiec Europy. Oddychający sarkofag Warneńczyka”. Nie brakowało jednak osób sceptycznie patrzących na odkrycie prof. Smyka i te publikacje. Z czasem szum ucichł. Nie chcieli o nim pisać zwłaszcza naukowcy. – Kiedyś prof. Aleksander Gieysztor powiedział mi, że ci ludzie, przede wszystkim profesorowie, nie potrafili tak pisać. Łatwo, dostępnie i zrozumiale. Dlatego szlag ich trafiał. A prof. Jan Ostrowski, dyrektor Muzeum Królewskiego na Wawelu, traktował mnie jak wariata.
Trzynaście lat temu Zbigniew Święch doznał udaru. Przez pierwsze pięć lat nie mógł mówić. – Tylko dzięki psycholog – terapeutce Mirze Orłowiejskiej z Instytutu Neurologii w Krakowie – i ciężkiej pracy wróciłem do mówienia. Ale z poruszaniem mam problem do dzisiaj. Jestem unieruchomiony. Jeszcze przed udarem próbował zbadać temat Władysława III Warneńczyka, zadając pytanie, czy aby na pewno polski król poległ w bitwie pod Warną. Nigdy jednak jednoznaczna odpowiedź w tej sprawie nie padła. Miał plany na kolejny tom, ale choroba wszystko pokrzyżowała.
Świat jednak sobie o nim przypomniał. – W tym roku mija 100-lecie odkrycia grobu Tutenchamona – mówi Roma Habowska-Święch. – I „National Geographic” zwrócił się do jednej z wytwórni zachodnich o nakręcenie filmu. Archeolożka z Cambridge, która przygotowywała dokumentację historyczną o Tutenchamonie, natrafiła na historyczny artykuł z „Timesa” o Zbyszku i jego odkryciu. I wytwórnia zgłosiła się do nas. Roma Habowska-Święch przygotowała dokumentację miejsca i ludzi, którzy mieli z tym związek. – Poza Zbyszkiem wypowiedzi udzielił Wiesław Barabasz, emerytowany profesor Uniwersytetu Rolniczego i szef Katedry Mikrobiologii na tej uczelni, który przed laty był asystentem prof. Smyka, a także archeolog Stanisław Kozieł i Adam Bujak, fotograf, który uczestniczył w ponownym pochowaniu Kazimierza Jagiellończyka i jego żony na Wawelu. Ten film został już wyemitowany.
Co ciekawe, prof. Smyk zniszczył wszystkie zebrane kiedyś do badań materiały. Dlaczego? Nie wiadomo. Może czegoś się bał, może nie chciał, aby bakteria rozprzestrzeniła się dalej jak covid.
Skoro cały świat mówił o polskim dziennikarzu, dlaczego nastąpiła cisza? – Wszystko ma swój czas – tłumaczy żona dziennikarza. – Jest okres wielkiej prosperity, a potem normalność. Moda na tematy mija. Szybko zapominamy. Zresztą jest różnica pokoleniowa. Mamy kontakty z młodymi ludźmi, to już inny świat. I tego pokolenia już Zbyszek nie ruszy. Oni mają inne zainteresowania, problemy. Takich typowo fachowych książek nikt czytał nie będzie. Zbyszek połączył pewne rzeczy i w dostępny sposób przekazał wiadomości do szerokiego odbiorcy. Wtedy było zainteresowanie, dziś to już przeszłość.
Roma Habowska-Święch archiwa trzyma w domu. Część dokumentów jednak oddała. – Kiedy Zbyszek się rozchorował, wiele rzeczy powrzucałam do pudeł. Znalazły się w Bibliotece Jagiellońskiej. Może kiedyś się komuś przydadzą...
Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowania „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczących tego, o czym chcielibyście przeczytać.