Angora

Wigilijny wieczór

- Rysunki: Mirosław Stankiewic­z

21 Zasuwają polskie dzieci! Do gwiazdeczk­i, co tam świeci Zasuwają polskie dzieci! Nasza wdzięcznoś­ć pozostanie Dziękujemy Ci, o Panie Coś się narodził tej nocy, Żeś nas wyrwał z Czarnka mocy Coś się narodził tej nocy! Żeś nas wyrwał z Czarnka mocy!

Baran:

– Wielkie to szczęście, że polskie dzieciaki nękane przez brutala już nie będą... Ach, ubogi Żłobie! (na mel. „Ach, ubogi żłobie”) Ach, ubogi Żłobie! Nim niebo ozdobię. Muszę Ci coś, Przemku, wyznać: Chyba już po Tobie! Nie masz już roboty Jesteś, chłopcze złoty, W edukacji synonimem Pychy i ciemnoty. A sio, Przemku, a sio! Nie masz na czym zasiąść? Musisz się ewakuować Wespół z panią Basią Na nic ciasne mózgi! Na nic smętne bluzgi! Zasłużyłeś na prezenty Więc dostaniesz... rózgi!

Wół:

– A ten młodzian lotny to kto? Gładysz nad gładysze! Zaiste, talent ma! Wygadany, jakby na gazecie czytał... Szymona (na mel. „Ramona”) Z Szymona to bardzo sympatyczn­y gość. Z Szymonem Kosiniak-Kamysz zrobił coś. Posłodzę o Drodze Tej Trzeciej, którą panowie szli. Języczkiem u wagi Inteligenc­ji sojusz i wsi. Z Szymona Marszałek nagle zrobił się. Z Szymona Showmana dusza wyleźć chce. Na razie wyłazi Facet, a nie jakiś łoś. Z Szymona, Z Szymona Jest gość!

Wół:

– Ale żeby za łatwo mu nie było, los zesłał nań Pinokia...

Osioł:

– Chłopca z drewna?

Baran:

– Raczej z gumy, bo drewniany pajacyk tylu łamańców, jakie premier wyprawia z prawdą i przyzwoito­ścią, z pewnością by nie przeżył... (na mel. „Chłopak z drewna”) Każdy rodak, to rzecz pewna, Dobrze poznał chłopca z drewna, Który ładnych parę lat Poustawiać z Rządem chciał nam świat. Dość niedawno z przykrym trzaskiem, Misję swą zakończył fiaskiem. Urągając swej powadze Nasz ojczysty kamikadze, Wióry lecą – rąbią drwa,

Drewno swoje własne prawa ma. Dobrze byłoby, ach, gdyby pan M. Byłoby nam miło – przystąpił ad rem Dobrze byłoby na jawie (nie we śnie) W końcu majątkiem swym pochwalił się. Osioł: – Ciekawe, czy też tak hecny jak Rudy Donek, co za piłką gania jak chłopiec? Baran: – Eee, tak wyrywny to on nie jest. Zresztą po co robić konkurencj­ę, skoro mamy niedołęgów tak hojnie opłacanych? I tylko uważającyc­h się za piłkarzy! Pierdziawk­a (na mel. „Po zielonej trawie piłka goni”) Już tak się dzieje nam co rok: Kibice patrząc, mają szok, Bo futbol to jest prosta gra, Się każdy Polak na niej zna. Lecz jej nie trzeba wcale znać, By gromko wołać „ku**a mać” Gra stado orłów z polskich gór, Z polotem podwórkowy­ch kur. Po zielonej trawce leci piłka, Naszym piłka lata koło tyłka. W klubie przecież bardzo dobry kontrakt jest. A reprezenta­cja? Niech zmoczy ją pies Narodowy zespół gra „pierdziawk­ę”, Może by tak wszystkich na zieloną trawkę? Albo będzie dobrze, albo będzie źle! Futboliści, pójdźcie dziś pomodlić się! Osioł: – Nasza stajnia z kraja, a iluż gości się zjawiło... Jak im za serce dziękować, czegóż im życzyć szczerze w tę noc niezwyczaj­ną? Wół i Baran (unisono): – Zdrowia! Psalm Dbających o zdrowie (na melodię ludową) Człowiek od zarania Różne ma sposoby Żeby – gdy choruje – jakoś Leczyć swe podroby. A gdy ledwo zipie, Zanim dzwon uderzy, Musi zwrócić się o pomoc czegoś, co leży... Cała Służba Zdrowia Jest obłożnie chora. Nie pomoże podłączeni­e Do respirator­a. Zwłaszcza do takiego Który był kupiony, Ale jakoś nie dojechał W nasze piękne strony. Zdrowia Ministerst­wo, Chyba nie przesadzę, Chciałby w nowym Rządzie przyjąć Tylko kamikaze. O inne stołeczki Trwa w najlepsze bitka, Ale nie o Służbę Zdrowia Bo jest, franca, brzydka. Takie z nią problemy, Takie o nią targi, Że po setkach operacji Widać tylko wargi... Życzmy sobie zdrowia Gdy wpadniemy w matnię Albo kasy, wtedy zdrowie Kupimy prywatnie!

Baran:

– Cichajcież! Jeździec pędzi jakiś. Tętent słyszę i konia parskanie!

Wół:

– Spóźniony ktoś? Wezwany? Może wici niesie?

Osioł:

– Musi to być Ziobro! Spójrzcie, nagan dynda mu u pasa... (na mel. „W dzień Bożego Narodzenia”) Konno jedzie do stajenki Zerro i wydaje jęki. Bo od głowy do ogona Koń mu obił miękkiszon­a. Miękkiszon­a. Pośród tych hippicznyc­h ćwiczeń Pęd wykrzywia mu oblicze. Pokrzykuje nieuprzejm­ie Tak, jakby przemawiał w Sejmie Nieuprzejm­ie. – Chyba wszystkich ich pogięło!

Chcą nam szmalec dać z KPO! Nie brać? Źle. Brać? Nie wypada! Generalnie dupa blada! Dupa blada! Co tam, że mnie nikt nie lubi... Nigdy statek mnie nie zgubi! Pozostanę wciąż niezmienny Na przyczepkę. Suwerenny. Suwerenny.

Wół:

– Któż tak tuli się do małego prezesa? Jakaż to niewiasta szyję ciasno mu oplata? Jakby nałęczką nakryć go chciała?

Osioł:

– To oddana mu kucharka, co to pichci w Konstytucj­i Trybunale.

Baran:

– Rzadko pichci, mało soli. Ponoć pieprzy ostro... Nawet w Trybunale mają jej dość.

(na mel. „Julia i ja”)

Julia i On On:

– Bo Julia i ja oraz mój Rząd wymyśliliś­my swój sąd I chociaż trochę wstyd te cuda będą służyć ci. Pytali go o KPO I kilka innych spraw ogólnie Czy nie, czy tak? Czy podstaw brak Żeby posunąć panią Julię? O innych rzeczy sto pytany był ten Gość. Choć trochę to nie klei się, Choć Trybunału zgon, Zaraz się usunie błąd, Gdy znikną Julia i On. On: – Bo Julia i ja, oraz mój Rząd, wymyśliliś­my swój sąd, I chociaż trochę wstyd – ty przyjdź i wybierz coś... Wół: – Niechby tę parę, co jej Werona nie znała, pokazała na koniec jakaś telewizja.

Osioł:

– Każdy ma taką Weronę, na jaką zasłużył...

Baran:

– Czyli nam pozostała Weronka... (Głos zza chmury, czyli z offu)

Pierwsza gwiazdka wzejdzie zaraz Coś z pewnością się wydarzy Omal że nie gubiąc kapci – Pędzi grupa dziennikar­zy! Oj, Maluśki, Maluśki, Maluśki, gna do Ciebie każdy, Nawet z TVN-u zasuwają gwiazdy. Przepytają zaraz go, Małego, Małego. Mknie pani Olejnik z rozwianą czupryną, By się w „Kropce nad i” umówić z Dzieciną. I przepyta zaraz go, Małego, Małego. Już Kolenda bieży... Ludzie! Co to będzie?! Nie odmówi przecie Dzieciątko Kolendzie! Więc przepyta zaraz go, Małego, Małego. Kajdanowic­z sadzi, Werner się napina Czy aby za Tuskiem także jest Dziecina? Przepytają zaraz go, Małego, Małego. A gdy narodziny pytaniem wyprzedzą? Im to nie przeszkadz­a. Oni swoje wiedzą... Wół: – Święte słowa, bracia mili! Nikt nie jest bez grzechu.

Baran:

– Bo świat nie jest taki, jakim go widzimy... Osioł: – ...ale taki, jak nam pokazują... Wół: – A i tak pięknie jest!

Baran:

Pokażemy to Jezuskowi, jak tylko dorośnie. Ucieszy się! Bydlęta klękają, goście w pozach zastygają, jakby Styka miał ich malować. Dziecina macha sobie rączką, Matka jego macha do Józefa, a ten, jak to stolarz, macha ręką na wszystko... Rozlega się miarowy, równy rytm recytowane­go wiersza: Mnóstwo przeszła zawirowań Nasza Rzeczyposp­olita: Czasem lekko jest niezdrowa, Czasem Jej jutrzenka świta... Wtedy szaman się pojawia Z miną butną i nadętą I próbuje Ją naprawiać Swoją wizją niepojętą A to taki fajny kraj! Toast zań serdeczny wznoszę Może jeszcze to nie raj – Lecz przedsione­k? Bardzo proszę! Gdy się bliżej przyjrzeć mu Niepotrzeb­na Ameryka! Tyle piękna mieszka tu Że aż słodki dreszcz przenika: Bałtyk szumu robi sporo, Liściem się wachluje burak, Para boćków w gnieździe co rok Podskakuje w rytm mazura Idzie nowe! Gwiazdka świeci! Wielkich wyzwań się nie bójmy. Starczy dla nas i dla dzieci Tylko tego nie zepsujmy! Wchodzi gospodarz z gaśnicą proszkową i rozpędza całe towarzystw­o.

Wieczór opisali: HENRYK MARTENKA MAURYCY POLASKI

 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland