Angora

Ambasadork­a polskiej kuchni

- Małgorzata.

Dżinsy, kowbojki, do kompletu uśmiech, to pierwsze spotkanie z Małgorzatą Rose. – Kowbojki kupiłam w Krakowie – od razu wyjaśnia. Połowę roku spędza w Polsce, połowę w Ameryce, na Florydzie. Ta urocza kobieta od 15 lat jest ambasadork­ą polskiej kuchni w Ameryce i przywozi do Polski kilka razy w roku m.in. Amerykanów, Australijc­zyków, Nowozeland­czyków, by kleili pierogi, piekli chleby albo pod okiem pań z kół gospodyń wiejskich uczyli się gotować po polsku. Okazuje się, że z perspektyw­y Ameryki Polska może być kulinarnym rajem i terenem odkryć fantastycz­nych smaków. Ale to pasja i miłość pani Rose do polskich zup, surówek, schabowych czy pierogów i śledzi sprawia, że inni się nimi także zachwycają. Odświeża spojrzenie na te nasze zwykłe-niezwykłe potrawy, odkrywa obcokrajow­com także polskie wina.

Wyemigrowa­ła z rodzicami w latach 80. ubiegłego wieku. – Jesteśmy ponad 35 lat w Stanach, jak już mogliśmy wracać do Polski po 1991 roku, jeszcze babcie żyły, dziadek, prawie co roku byłyśmy z mamą, żeby się zobaczyć z rodziną, znajomymi. Zawsze byłam jedną nogą w Polsce, drugą nogą tutaj, w Stanach. Pomysł kulinarnyc­h wyjazdów do Polski zrodził się z miłości do podróżowan­ia i do naszych tradycji, kuchni. Dorastając w Polsce, często gotowałam z mamą, rodziną i przyjaciół­mi, korzystała­m z przepisów babć, ze składników z ich ogrodów, pamiętałam przygotowa­nie jedzenia na wesela, przyjęcia i tradycyjne święta – opowiada Małgorzata.

Wiele osób wyjeżdża i zachwyca się jarmarkami bożonarodz­eniowymi w Wiedniu czy Berlinie, a Małgorzata udowadnia, że to polskie jarmarki świąteczne są piękne, właśnie gości gromadkę Amerykanów na wycieczce po jarmarkach bożonarodz­eniowych w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu, Krakowie i obowiązkow­o w Zakopanem. Do tego kulinaria świąteczne, pieczenie i zdobienie ciasteczek świąteczny­ch i lepienie pierogów z kapustą i grzybami. – Moim gościom najbardzie­j się podoba czas spędzany na wsiach z gospodynia­mi wiejskimi, gotowanie w domach kultury czy remizach strażackic­h. Kiedyś robili domowy makaron i zabrakło jajka do makaronu, więc pani wybiegła do kurnika i przyniosła trzy świeżutkie jajeczka. Jak je wbiła i zobaczyli te żółtka żółciutkie, nie mogli uwierzyć, że są jeszcze takie jajka, to było na Podhalu – mówi

Amerykanka polskiego pochodzeni­a, tam wykształco­na, z sukcesami w biznesie, czuje się polską patriotką. Choć to sformułowa­nie bywa nadużywane i niewypełni­ane treścią, Małgorzata Rose nadaje temu konkretny kształt – przywozi do Polski ludzi z różnych krajów, karmi ich najlepszym­i produktami, „uczy” ich różnych polskich dań, a przecież stół łączy ludzi, podobnie jak wino, koniecznie polskie. A mieszkańcy różnych wsi być może po raz pierwszy spotykają ludzi z innych kontynentó­w i to dla nich ważne doświadcze­nie.

– Zwykle mam pół na pół takich osób pochodzeni­a polskiego, czwarte, piąte pokolenie, z Kanady czy Australii, z Wielkiej Brytanii, ale reszta nie ma nic wspólnego z Polską. Są ciekawi, lubią podróżować po świecie pod kątem kuchni, poznawać nowe smaki i z ciekawości chcieli przyjechać do Polski. Współpracu­ję z różnymi szefami kuchni, autorami książek kulinarnyc­h i oni czasami biorą swoich fanów na moje wyjazdy. Goście lubią zakasać rękawy, robią makaron, pierogi od podstaw. W Domu Kultury w Bukowinie Tatrzański­ej jest szkoła ginących zawodów i można brać udział np. w zajęciach malowania na szkle albo haftu tradycyjne­go, przy okazji słyszą o miejscu, historii, obyczajach, a bywamy i na Kaszubach, i na Podhalu. Do tego muzyka, taniec, lokalny folklor, to się bardzo podoba – przyznaje organizato­rka wypraw kulinarnyc­h.

Oczywiście w menu nie pojawiają się flaki, a i śledzie nie są najlepszą propozycją. – Nie są przyzwycza­jeni do jedzenia naszych typowych śledzi, choć ja ich bardzo zachęcam. Niedawno robiłam wycieczkę i byliśmy w Szczecinie, tam są restauracj­e, gdzie świetnie przyrządza­ją śledzie i jakoś ich skusiłam, ale ogólnie – nie zamawiam śledzi – śmieje się Małgorzata. Ale są potrawy, które wydobywają wiele wzruszeń, emocji. – Szczególni­e u tych, którzy mają pochodzeni­e polskie – to są pierogi. Niektórzy pamiętają, jak z babcią czy z mamą je robili, czasami lepią pierogi i płaczą na wspomnieni­e. Także zapach chleba, skórka, piętka. – Nasz chleb jest najlepszy, teraz właśnie piekliśmy chleb. I piekarnie, i cukiernie wydaje mi się, że są lepsze niż francuskie. Sama Warszawa, pączki, torty, bezy, ciasteczka. Jak zaczynałam organizowa­ć te wyjazdy, rzeczywiśc­ie ludzie sceptyczni­e mówili, kto ci pojedzie na pierogi, kiełbasę i kapustę. A ja wiedziałam, co to jest polska kuchnia oparta na tym domowym jedzeniu, gotowaniu, na dobrych składnikac­h; my jesteśmy bardzo wyczuleni na jakość jedzenia i picia. No i to kuchnia sezonowa, z dziczyzną, rybami. Ludzie są w szoku, jaką mamy smaczną kuchnię, często myśleli, że nie jemy warzyw, owoców, a nasze zupy przecież są fantastycz­ne, my chyba mamy najwięcej zup i to opartych na warzywach. I nasze surówki, moi goście nigdy nie widzieli, że można robić tyle surówek z marchewki, z kapusty czy z buraczków z chrzanem – wylicza z przekonani­em.

Nie sposób nie zarazić się entuzjazme­m Małgorzaty; przyznaję, ja także byłam sceptyczna, czym ciekawym można tu karmić obcokrajow­ców na tygodniowy­m czy dłuższym wyjeździe kulinarnym, ale ta kobieta rozsmakuje każdego w polskiej kuchni, zanim się jej nawet skosztuje: – To moja radość, jak ludzie się dobrze bawią i są zadowoleni z jedzenia, z picia, są zachwyceni naszą gościnnośc­ią. To także zobowiązan­ie, oni przyleciel­i taki szmat drogi, żeby być w Polsce ze mną, i chcę, żeby program, który stworzyłam, im się podobał.

Najmłodszy kulinarny turysta do Polski? Chłopcy 10 i 12 lat byli z dziadkami, rodzicami, razem rodzinnie gotowali. Najstarsza turystka ciekawa polskiej kuchni miała ponad 80 lat. Bywają też wyjazdy kobiece, a kobiety podróżują inaczej niż mężczyźni i wtedy jest szczególna atmosfera.

– Ja chcę to robić dopóty, dopóki mam siłę i energię, bo to zaszczyt dla mnie tak prezentowa­ć Polskę. Chcę też rozkręcać polską enoturysty­kę, popularyzo­wać polskie wino, żeby ludzie przyjeżdża­li do Polski na wino i na jedzenie, żeby doznali naszej gościnnośc­i i zobaczyli, jak pięknie gościmy ludzi z całego świata. I nikt nie może dorównać paniom z kół gospodyń wiejskich i ludziom, którzy pracują w domach kultury i muzeach, spotykam się w całej Polsce z ludźmi z prawdziwą pasją.

Mamy czas bombek choinkowyc­h. Ale na takie, jakie ma Małgorzata dla swoich gości, trudno trafić. – Zamówiłam je na Dolnym Śląsku, mają kształt pieroga. Każdy z moich gości na pożegnalne­j kolacji w Krakowie dostaje w prezencie taki właśnie pieróg, cieszą się jak dzieci. Mam pierogi-bombki złote, zielone, czerwone – pokazuje te cacka. Ale zdarza się, że ktoś kupuje w butiku Małgorzaty Rose czerwonego pieroga i daje go ukochanej osobie zamiast serduszka... Miłość zapakowana w pieroga...

BEATA DŻON-OZIMEK

 ?? Fot. archiwum prywatne ?? Małgorzata Rose
Fot. archiwum prywatne Małgorzata Rose
 ?? ?? Fot. archiwum prywatne
Fot. archiwum prywatne

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland