W krainie piramid
Agnieszka Zarzycka walczyła o prawa kobiet. Pracowała w korporacjach, kochała Warszawę. Co się więc stało, że dziś mieszka na głuchej wsi, hoduje kury i owce, prowadzi agroturystykę? W dodatku w piramidach.
Jest rok 2015. W Osiekach Czesław Zarzycki, tata Agnieszki, buduje piramidę. Wierną kopię piramidy Cheopsa, tylko dwadzieścia razy mniejszą. Tak poza tym wszystko się zgadza, ustawienie podstawy w stosunku do stron świata, wszystkie proporcje. Pojawia się prasa, bo Osieki są na Kaszubach. To wieś położona na Pojezierzu Bytowskim, w gminie Borzytuchom. Do Słupska czterdzieści pięć kilometrów, do morza sześćdziesiąt pięć. Nie ma tu tradycji budowania piramid. Ludzie zachwycają się tutejszymi domami z bali, wykuszami, malowankami, mozaikami.
Potem powstały artykuły, że piramida ma dobrą energię, lecznicze właściwości, że to dla wszystkich, nie tylko dla pana Czesława. Potem powstały kolejne piramidy.
Kobiety, kochajmy się
Agnieszka Zarzycka jest jedyną córką Czesława, pomysłodawcy piramid w Osiekach. Jeśli już interesowała się agroturystyką, to raczej związaną z tradycjami danego miejsca – chaty kryte gontem, a nie repliki egipskich budowli. Jednak od siedmiu lat pracuje z tatą. Nim do tego doszło, walczyła o wyrównanie praw kobiet i mężczyzn.
– Wydawało mi się, że jestem feministką, znam swoje prawa – mówi Agnieszka. – Pojechałam na stypendium do Francji i tam mieszkałam z lewakami. Część z nich studiowała tę naukę, którą potem nazwaliśmy genderem. Miałam wtedy chłopaka i pokazywałam im foto. A oni: zobacz, ile twój chłopak przestrzeni zajmuje na ławce, tak szeroko siedzi. Ty tak malutko zajmujesz.
We Francji była już trzecia fala feminizmu. Dla przypomnienia, pierwsza miała na celu dopuszczenie kobiet do szkół wyższych i urn wyborczych. Druga – równouprawnienie w pracy oraz prawo do aborcji. Trzecia kontynuowała postulaty drugiej, tylko dodała jeszcze kwestię wykorzystywania seksualnego, dyskryminacji etnicznej oraz ze względu na orientację.
My wtedy, w Polsce, byliśmy mniej więcej na poziomie drugiej fali feminizmu. Agnieszka zaczęła we Francji często chodzić na marsze kobiet. Bardzo spodobało się jej wtedy hasło, które tam zobaczyła: „Kobiety, kochajmy się”. Chodziło nie tylko o wzajemny szacunek, ale też o to, by zawsze szanować przede wszystkim samą siebie.
Na barykadzie, a nie w ławce
W Warszawie trafiła na Kazię Szczukę i zapisała się na Gender Studies w Uniwersytecie Warszawskim. Oprócz Szczuki wykładały tam m.in.: Agnieszka Graff, pisarka, publicystka, Bożena Keff, poetka, tłumaczka i historyczka literatury. Zajęcia były bardzo ciekawe, odkrywały herstorię – że nie tylko mężczyźni robili coś ważnego. Demaskowały kulturowe schematy, na przykład że prawdziwa kobieta jest uległa i stworzona do zajmowania się mężczyzną. Nie dla niej nauka, sporty, kariera.
– Studiów nie skończyłam, ponieważ chciałam działać – przyznaje Agnieszka.
Na znak solidaryzmu z kobietami prześladowanymi w Afganistanie zakwefiła pomniki w Warszawie. Zaczęli tam panować talibowie, a według raportu Rady Praw Człowieka ONZ „u podstaw ideologii i rządów talibów leży poważna, systematyczna i zinstytucjonalizowana dyskryminacja kobiet i dziewcząt”. Dzisiaj jest tam jeszcze gorzej, ostatnio talibowie nakazali zamknięcie wszystkich salonów urody. Z grupy, z którą działała Agnieszka, potem powstało Porozumienie Kobiet 8 Marca, które funkcjonuje do dziś i organizuje na przykład Manifę. – Pojawiły się młode dziewczyny, starsze się rozproszyły, a mnie zadzwonił dzwonek. Zdałam sobie sprawę, że bardzo dla swojego szczęścia potrzebuję macierzyństwa. Zrobiłam sobie dziecko.
Nim urodził się Maurycy, zwany Mauryckiem, jeździła do domu dziecka. Dobrze się tam odnajdywała. Lubiła bawić się z dziećmi, być z nimi. Szczególnie z jednym chłopcem. Miał sześć lat, jego mama nie była pozbawiona praw rodzicielskich, a Agnieszka była osobą samotną. Adopcja okazała się mocno pod górkę. Nikt nie szukał sposobu, by dziecko mogło mieć dom z kochającą mamą, tylko powiedziano jej, żeby już nie przyjeżdżała. Bo nic dobrego z tego nie wyjdzie. Jak się szuka informacji na temat adopcji przez osobę samotną, to w Polsce jest prawie drukowanymi literami, że dziecko potrzebuje pełnej rodziny.
Dla porównania: w Hiszpanii, żeby adoptować dziecko, trzeba mieć m.in. skończone 25 lat i bezwarunkowo akceptować przyszłego synka czy córeczkę. Nie ma nic, że trzeba być w związku.
W USA samotna osoba jest nawet mile widziana, ponieważ jest idealna dla maluchów ze specjalnymi potrzebami. Chcą mieć rodzica tylko dla siebie albo są w stanie nawiązać relację tylko z jedną osobą. Na stronach o adopcji jest nawet taka porada: „Chociaż samotne rodzicielstwo staje się coraz bardziej powszechne, niektórzy ludzie nadal postrzegają je jako
piętno. Od najmłodszych lat rozmawiaj ze swoim dzieckiem o różnych kształtach, jakie może przyjąć rodzina”.
– Maurycego urodziłam w wieku 38 lat – mówi Agnieszka. Chłopczyk z domu dziecka ma dziś osiemnaście lat. Może przeczyta ten tekst i będzie wiedział, że był dla kogoś bardzo ważny, nadal jest. Został w sercu.
Warszawa nie dla dzieci
Jak ona sobie poradzi? – zastanawiali się znajomi Agnieszki i rodzina. Całe życie była mocno zaangażowana zawodowo. Weszła na rynek pracy w idealnym momencie. Szukano młodych, wykształconych. Ona była po ekonomii, Collegium Francuskim. Trafiła na bardzo fajny zespół w Ahoj.pl, jeden z pierwszych serwisów internetowych. Razem pracowali i bawili się po pracy. Dla Agnieszki z małej miejscowości Warszawa to był raj, ale gdy urodził się Maurycek, zaczęła szukać czegoś więcej niż teatrów, galerii i klubów.
– Moi starsi sąsiedzi mówili: „My panią podziwiamy. Patrzymy, jak pani codziennie ładuje ten wózek do samochodu, potem dziecko” – wspomina Agnieszka.
Mieszkała w centrum. Mało jest ono atrakcyjne dla dzieci, brakuje zieleni. Miała jednak pracę blisko domu, zaledwie kilkaset metrów.
Brak natury rekompensowała sobie wstąpieniem do Kooperatywy Dobrze, której celem jest m.in. „zwiększanie dostępu mieszkańców Warszawy do zdrowej, świeżej i sezonowej żywności”. Interesowały ją też ogrody społeczne, czyli miejsca, gdzie grupa sąsiadów, znajomych zaczyna dbać o teren miejski, uprawia warzywa i owoce, sadzi drzewka, kwiatki. Jeździła również do rolników na wieś.
Jezioro jak z Mchu i Paproci
„Tato, co ty?! Budujesz grobowiec dla siebie?” – zareagowała Agnieszka na wieść, że tata buduje piramidę. „To nie jest żaden grobowiec” – tłumaczy Czesław Zarzycki w artykule „Nad Jeziorem Krosnowskim (gm. Borzytuchom) powstała piramida”. „Wręcz przeciwnie, bo chodzi o to, by kształt obiektu przekładał się na prawidłowy przepływ energii wewnątrz, co ma lecznicze właściwości”.
To było dla Agnieszki mocno abstrakcyjne. Tata jednak wyjaśnił, że stara się o dofinansowanie z Unii, chętnych jest wielu i jakoś się trzeba wyróżnić. Dostał dofinansowanie i powstała replika piramidy Cheopsa, którą później nazwaliśmy Piramidą Energii.
– Na początku nie podobała mi się, ale spodziewałam się, że będzie gorsza – przyznaje Agnieszka.
Przede wszystkim zachwycił ją teren, na którym tata chciał rozwijać agroturystykę. Dziesięć hektarów nad jeziorem, gdzie rośnie lobelia. Roślina to relikt biologiczny, co oznacza, że kiedyś miała znacznie większy zasięg, a dziś jest zagrożona wymarciem. Jeziora z lobelią nazywają się lobeliowymi. Woda w nich jest krystaliczna, przezroczysta. Dookoła cisza, pusto. Maurycy miał pięć lat, spakowała się i przyjechała tutaj na stałe.
Najwyżej oceniane w okolicy
„Agnieszka, ja nie rozumiem, dlaczego ty się przeniosłaś, tam miałaś ułożone życie” – powiedziała mama. „Z czego będziecie się utrzymywać?” – zapytał tata.
Agnieszka zdecydowała się poprowadzić agroturystykę, ale nigdy nie chciała, żeby to miejsce było wyłącznie ciekawostką. Tu jest wciąż punkt sporny z tatą. Dla niego najważniejsze są piramidy. Wybudował kolejne dwie. Kopie piramid Chefrena i Mykerinosa. Też w skali jeden do dwudziestu. Jedna nazywa się Piramidą Wypoczynku, a druga Zdrowia.
– Ja mam problem, że tu są piramidy. Oswajam się z nimi – przyznaje Agnieszka. – Chcę, żeby nasza agroturystyka była czymś więcej, żeby była fajnym miejscem. Dlatego wymyśliłam nazwę TuDobrze.
Jeśli wrzuci się tę nazwę w Google Maps, wyskakuje czerwoną czcionką Najwyżej oceniane. Czyli jest tu dobrze, ale Czesław Zarzycki ciągle się odgraża, że zmieni nazwę na Kaszubskie Piramidy.
Jak zwierzęta, to nie kawkowanie
TuDobrze może przyjąć około trzydziestu osób. Na początku przyjeżdżali znajomi z Warszawy, potem pocztą pantoflową się rozeszło, że świetne miejsce. Są tu głównie goście wracający. W wakacje raczej stałe ekipy i nie ma już miejsca. Nowi pojawiają się przez Booking. com po sezonie. Goście cenią sobie przestrzeń, to, że każdy może sobie znaleźć ciche miejsce. Na początku Agnieszka robiła nawet śniadania.
– Tworzyłam fajną atmosferę, długo kawkowaliśmy – opowiada. – Ale pojawiły się kury, potem pies, zaraz owce. A wtedy to już nie miałam czasu na robienie śniadań.
Są tu też organizowane warsztaty jogi albo Feldenkraisa. Ktoś robi urodziny, ktoś gra na gitarze, dzieje się. Agnieszka już nie wróci do Warszawy. Po trzech latach mieszkania w małej chatce rozpoczęła budowę wymarzonego domu, w którym od dwóch lat mieszka.
– Jestem tutaj superszczęśliwa, to jest moje miejsce na ziemi – uśmiecha się. Maurycy odwrotnie. Ma 12 lat i czuje, że w Warszawie jest jego miejsce. Chciałby tam mieszkać. Na razie jeździ do stolicy na wakacje.
Ciało nie sługa
– Jak tu się przeprowadziłam, byłam mocno zaangażowana i nie miałam żadnych potrzeb. Było mi dobrze, jak jest. Ale ponad rok temu odezwał się instynkt. Hormony zaszalały – śmieje się.
Ciało nigdy jej nie oszukało. Gdy poczuła, że chce zostać mamą, została nią. Ciąża i poród przebiegły dobrze. Wychowywanie syna daje jej wciąż dużo szczęścia. Dlatego, gdy poczuła, że potrzebuje partnera, zaczęła go szukać. Pierwszy raz w życiu weszła na serwis randkowy i zaczęło się „love”, jak mówi. Trudne, bo jej wybranek mieszka w Szwecji. Właśnie do niego jedzie.
– Nie wiem, co będzie, gdy ten tekst się ukaże w druku – zastanawia się.
Co może być? Agnieszka całe życie szła swoją drogą. Robiła to, co czuła, że jest dla niej najlepsze. A teraz ma jeszcze obok siebie moc piramid. Może być tylko TuDobrze.
MARZENA CZUBA
Więcej: TuDobrze czynne przez cały rok. http://www.tudobrze.pl/