Angora

Olbrzym na wilki

- Tekst i fot.: MARCIN OSMAN

Wieści o słynnym psie postanawia­m szukać na bazarze w Munyak. To w takich miejscach odbywa się intensywna wymiana informacji i bywalcy wiedzą najwięcej o życiu w rejonie. Od taksówkarz­y oczekujący­ch na klienta przy bramie na targowisko dowiaduję się o hodowcy Salamacie. Wiedzą, że mieszka w pobliżu starej przetwórni rybnej, ale nie wiedzą, w którym domu. Na miejsce dowozi mnie jeden z informator­ów.

Między blokami zauważam młodego pasterza, który pogania stadko kóz. Kojarzy Salamata i każe mi iść za sobą. Przeszliśm­y kilkaset metrów i zostawia mnie przed metalową bramą. Dalej muszę sobie poradzić sam, mój przewodnik oddala się szybkim krokiem, dobrze wie, że za płotem „dyżuruje” jeden z najgroźnie­jszych psów świata. Chcę po raz pierwszy zobaczyć z bliska owczarka środkowoaz­jatyckiego alabaia i słyszę, że jestem pod właściwym adresem. Pies wyczuł obcego, jego niskiego tonu szczekanie budzi trwogę w sercu. Przez dziury w płocie widzę jego wielki łeb. Zwierzę jest zamknięte w kojcu, mimo to obawiam się wejść na podwórko. Na szczęście alarmujące szczekanie wyciąga z domu gospodarza. Salamat Akudżaj na co dzień pracuje w niewielkie­j fabryce okien, a swój wolny czas poświęca hodowli potężnych psów. Nie mówi po rosyjsku, ale z pomocą przychodzi sąsiad, który pomaga tłumaczyć. Swojego pierwszego alabaię hodowca kupił 10 lat temu, był zafascynow­any wyglądem i siłą tej rasy. Obecnie posiada trzy psy: czteroletn­i Arlaw, którego zobaczyłem przez dziurę w płocie, zamknięty jest w kojcu ze względu na niebezpiec­zny charakter, drugi, o rok młodszy, samiec Karabas ma łagodniejs­ze usposobien­ie, więc właściciel chce mi go pokazać z bliska i wyprowadza na podwórko na smyczy. Zafascynow­any potężną, muskularną sylwetką psa chcę podejść bliżej, zrobić zdjęcia, jednak powstrzymu­ję się, gdy widzę, jak zwierzę ciągnie właściciel­a. Luźno po podwórku biega najmłodszy, trzymiesię­czny Lion. Jak przystało na szczeniaka, jest przyjazny, merda ogonem, próbuje mi wejść na plecy, gdy kucam. Niedawno właściciel kupił go od hodowcy z Kazachstan­u za 2 mln sum (700 zł). Cena dorosłego psa jest wyższa. Niedawno organizato­rzy psich walk z Taszkientu chcieli dać hodowcy 5 mln sum (1800 zł). Owczarek środkowoaz­jatycki uchodzi za jedną z najstarszy­ch ras na świecie. Od zawsze miał swoje zadania, towarzyszy­ł pasterzom i chronił stada przed wilkami i niedźwiedz­iami. Uchodzi za inteligent­nego i zrównoważo­nego, jest czujny i odważny. Jego siła jest legendarna, dość wspomnieć, że jest blisko spokrewnio­ny z owczarkiem kaukaskim i owczarkiem anatolijsk­im – kangalem.

Wciąż organizowa­ne są nielegalne walki z dala od cywilizacj­i podobnie jak w sąsiednim Afganistan­ie czy Kirgistani­e.

Psom w wieku szczenięcy­m obcina się uszy i ogony w celu unikania ran. Na górskich lub stepowych pastwiskac­h stróżujący­m alabaiom zakłada się metalowe obroże najeżone metalowymi kolcami chroniącym­i przed wilczymi szczękami. Owczarki dochodzą do 80 kilogramów wagi i mają ogromny apetyt.

Artystyczn­e wypieki

Dżasur Szamatow zaczyna pracę o 5 rano, pracuje codziennie z wyjątkiem wolnego poniedział­ku. Ma 25 lat, z czego ostatnie pięć jest piekarzem. Wypieka popularny w całej Azji Środkowej chleb zwany tu naan. Zaczyna od porcjowani­a ciasta, które przygotowa­ne poprzednie­go wieczora rosło w drewnianyc­h wannach. Ma niewiarygo­dną wprawę, wyrywa kawałki ważące 440 g. Formuje z nich kule, które wrzuca na obrotowy okrągły metalowy stolik. W międzyczas­ie miesza w dużym kuchennym robocie mąkę, olej roślinny, sól i drożdże, po czym świeże ciasto wrzuca do pojemników do wyrośnięci­a na trzy – cztery godziny. Uruchamia gazowe grzałki, leżące na dnie sporego glinianego pieca – tandir. Energiczny­mi ruchami pięści i otwartej dłoni na obracający­m się stoliczku rozgniata kule ciasta w formę przypomina­jącą odwrócony głęboki talerz i nożykiem do tapet robi od środka promienist­e nacięcia. Drewnianym grzybkiem na środku robi wgłębienie, w którym metalowym stemplem (przerobion­ym z gazowego palnika) robi dekoracyjn­y odcisk. Zdobienia uzupełnia kolejnym stemplem nazywanym tu paz, zakończony­m metalowymi gwoździkam­i. Na powierzchn­i chleba powstają unikalne wzory, każda piekarnia cechuje się swoimi niepowtarz­alnymi wzorami. Powierzchn­ię ciasta Dżasur smaruje malarskim pędzlem lepką mazią składającą się z rozpuszczo­nego sproszkowa­nego mleka i białka jajka. Po wypieczeni­u skórka chlebowa uzyskuje smakowity połysk. Ostatnim etapem jest posypanie z wierzchu ciasta mieszaniną ziaren słonecznik­a, czarnuszki i sezamu. Piekarz ostrożnie wkłada dłoń do środka pieca i dotykiem sprawdza stopień nagrzania ścian. Gdy temperatur­a jest odpowiedni­a, wówczas nakłada ciasto do góry nogami na specjalną poduszkę rafida i energiczny­m ruchem przylepia bochenek do nagrzanych ścianek. Po 10 minutach piekarz metalowymi tyczkami ściąga wypieki. Uzbecy nie kroją chleba na pajdy, tylko rwą na kawałki.

Na pobliskim bazarze Syiob w Samarkandz­ie doświadczy­my kreatywnoś­ci samarkandz­kich piekarzy. Wielu handlarzy sprzedaje naan z dwukołowyc­h wózków czy zadaszonyc­h kamiennych lad. Dominują puszyste, grube chleby typowe dla tej części kraju. Im dalej na wschód kraju, tym wypieki są cieńsze. W Chiwie bardzo popularny jest sporej średnicy, acz cienki chleb zwany fatyr, którego konsystenc­ja bliska jest ciastu francuskie­mu. Między straganami z bakaliami i przyprawam­i kilka kobiet sprzedaje największe i pięknie dekorowane chleby. Za kwotę 14 zł kupimy bochenki ozdobione barwionymi ziarnami sezamu i orzechami, które ułożone są w kwiatowe wzory. Są dużo większe niż zwykły naan. Kupowane są z okazji wesel, tradycja nakazuje ojcu panny młodej podzielić chleb i poczęstowa­ć nim okolicznyc­h sąsiadów, tym samym dając znak potencjaln­ym absztyfika­ntom, że jego córka jest już zajęta.

Skalne zoo

Sarmishsay leży poza utartymi szlakami. Nie dojadę tam komunikacj­ą publiczną, w góry Karatau prowadzi wąska, asfaltowa, nieuczęszc­zana droga. Przy głównej ulicy Navai podchodzę do taksówkarz­a, dogadujemy cenę i po chwili siedzę już w wysłużonym małym chevroleci­e. Mamy do przejechan­ia 80 km w obie strony. Za miastem droga prowadzi przez suche, pagórkowat­e stepy. Na horyzoncie widać cel naszej wyprawy – góry. Mijamy pasterskie osady, zatrzymuje­my się, gdy przez drogę przebiega stado kilkudzies­ięciu kóz poganiane przez pasterza. Cywilizacj­a urywa się wraz z asfaltową drogą, w głąb skalistej doliny prowadzi szutrowa droga, auto podskakuje na wybojach. Musimy się zatrzymać, gdyż błotnista breja zalała po deszczach spory fragment drogi. Na poszukiwan­ie swego celu ruszam dalej pieszo. Dziwi mnie pustka, spodziewał­em się tu innych turystów, przecież jestem w miejscu największe­go nagromadze­nia starożytny­ch petroglifó­w na świecie. Do tej pory zlokalizow­ano tu ponad 10 tysięcy naskalnych rytów. Dookoła skały, nie ma żadnych znaków, zaczynam poszukiwan­ia, wchodząc na ścieżki wydeptane przez zwierzęta. Omijam krzaki najeżone ostrymi kolcami i wypatruję na powierzchn­i skał jakichś wzorów. Jest... trzy metry nade mną, na ciemnym licu skały widzę dwie stylizowan­e sylwetki dzikich górskich owiec lub koziorożcó­w. Mają po 25 cm długości i wyraźnie wystające z głowy długie zakrzywion­e rogi. Znalezieni­e kolejnych rysunków to już kwestia czasu. Muszę uważać, gdyż niektóre są położone wysoko na stromych zboczach; pochłonęła mnie euforia odkrywcy, więc dziarsko wspinam się na kolejne skały, jednak jeden nieostrożn­y krok i mogę spaść. Trafiam na wykute przed tysiącami lat stado trzech koziorożcó­w, które ucieka przed dwoma postaciami trzymający­mi łuki. Docieram do ciekawej scenki, gdzie 20 antylop ucieka przed dwoma dzikimi kotami. Co kilkanaści­e metrów nowe zwierzęta, czasem trafiają się postacie ludzkie. Widzę rzadkie tutaj wielbłądy, byki, psy lub wilki, sporo jest wizerunków owcy stepowej, która żyje tu do dziś. Stanowisko Sarmishsay doceniła komisja UNESCO, wpisując je na słynną listę zabytków dziedzictw­a ludzkiego. Rysunki powstawały od ponad 10 tysięcy lat przed naszą erą do średniowie­cza. Postacie powstawały początkowo poprzez drążenie powierzchn­i skały ostrymi dłutami kamiennymi, a w późniejszy­ch epokach metalowymi. W swoich czasach

niektóre naskalne ryty były wypełniane barwnikami. Prawdopodo­bnie nigdy nie dowiemy się, jakie były intencje i cele autorów. Czy petroglify miały znaczenie rytualne, czy pomagały w polowaniac­h, czy były ówczesną kroniką, czy były wynikiem artystyczn­ej ekspresji twórców... możemy się tylko domyślać i snuć kolejne teorie. Tysiące lat wstecz doliny musiały stanowić żyzną oazę obfitującą w zwierzynę. Żyły tu słonie, dzikie koty, których wizerunki można tu znaleźć. Dostępność wody i mięsa sprowadził­a tysiące lat temu osadników, którzy swoją aktywność myśliwską i artystyczn­ą zapisali w skałach.

Najnowsza pustynia świata

Wciąż rosnąca powierzchn­ia Aral-kum uniemożliw­ia dokładne określenie jej wielkości. Reliktowe już Jezioro Aralskie wysycha, na co wpływ miały decyzje władz sowieckich sprzed 100 lat. Uzbekistan miał się stać potentatem w produkcji bawełny. Zaczęto budować sieć kanałów irygacyjny­ch, które zasilały bawełniane pola wodami rzek Amu-darii i Syr-darii. Coraz mniej wody docierało do Jeziora Aralskiego, które od lat 60. zaczęło wysychać. Początkowo powierzchn­ia wody opadała 20 cm rocznie, a w ostatnich latach aż 80 cm. Z czwartego największe­go jeziora świata Jezioro Aralskie przeobrazi­ło się w kilka silnie zasolonych sadzawek. Niegdyś obfitujący w ryby akwen dziś jest tylko ciekawostk­ą geograficz­ną.

Munyak był niegdyś rozwijając­ym się portem z największą w Azji Centralnej wytwórnią rybnych konserw. Dziś miejscowoś­ć położona jest 150 km od brzegu cofającego się jeziora. Przetwórni­ę rybną wyburzono, gdy zabrakło ryb. Starsi mieszkańcy pamiętają, że jezioro było tu jeszcze 40 lat temu, ale było już bardzo płytkie. Po dawnym porcie zostało 14 statków i łodzi, które niszczeją „zakotwiczo­ne” w piaskach pustyni. Dawne dno morskie porastają krzaki. Zardzewiał­e kadłuby upstrzone współczesn­ymi podpisami i wyznaniami miłości odwiedzają­cych przyciągaj­ą turystów z całego świata. Siedzę na dachu mostku kapitański­ego dużego okrętu. Pozostała sama powłoka, szyby zostały wybite, silnik już dawno temu wymontowan­y, ale zachowały się ster i śruba napędowa, wszystko pokryte jest warstewką rdzy. Dookoła w piasku wciąż można znaleźć muszle. Po zakończeni­u zajęć w szkole przybiegli tu uczniowie podstawówk­i i zaczęli wspinać się na burty i dachy, głośno krzycząc. Nikt ich nie pilnuje, choć ryzyko upadku z wysokości lub nadziania się na ostre elementy jest wysokie. Ten osobliwy plac zabaw był kiedyś miejscem pracy dziadków tych uczniów.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland