Grubi byli, są i będą
Rozmowa z EWĄ ZAKRZEWSKĄ, modelką i blogerką plus size
Nr 1 (13 I) – Jesteś ciałopozytywna?
– Niektórzy uważają, że szerzę ciałopozytywność, ale ja nie chciałabym się nazywać osobą ciałopozytywną, bo robiłam rzeczy, które kłócą się z tą ideą. Jestem przecież modelką. To trudno łączyć. Byłam retuszowana na tysiąc sposobów, nawet zęby miałam wybielane. Wrzucałam swoje zdjęcia w idealnych pozach, w dobrym świetle. Do tego romansuję z kulturą diety. Chcę zmniejszyć swoje ciało, choć niekoniecznie do tego rozmiaru, jakiego oczekuje ode mnie społeczeństwo. Dla mnie celem jest waga, w której czułam się dobrze i trenowałam ukochany sport – sambo. To dyskusyjne: czy można mówić o ciałopozytywności i pokazywać swoją drogę do schudnięcia? Zawsze się na tym łapię: czy pokazać w mediach społecznościowych, jak trenuję? Przecież obserwują mnie osoby, które mogą czuć się z tym niekomfortowo. Nie śmiałabym tego nazwać ciałopozytywnością. Chciałabym, żeby świat był wobec mojego ciała neutralny, a mnie pozwolono żyć z moim ciałem bez żadnych pytań. Mogę za to powiedzieć, że jestem fanką ciałopozytywności.
– Nie masz wrażenia, że osoby grube bardziej martwią się o komfort psychiczny szczupłych niż te szczupłe o komfort grubych? Prędzej zostanie zorganizowana ciałopozytywna konferencja bez osób grubych niż bez szczupłych i nikomu to nie przeszkadza.
– Grube osoby są na marginesie społeczeństwa. Marki chcą być widziane jako inkluzywne i ciałopozytywne, ale zdają sobie sprawę, że pokazywanie grubej osoby może skończyć się hejtem w komentarzach. Zaraz wybuchnie afera, że to „promowanie otyłości”. Jest duże przyzwolenie na to, by non stop nam dowalać. Kiedy pojawiają się publikacje w mediach na mój temat? Gdy jest jakaś kontrowersja albo gdy schudnę.
– Jest wysyp marek, które pod przykrywką ciałopozytywności sprzedają ubrania w dwóch rozmiarach.
– Te marki często zakładają osoby, które rzuciły korporację, mają oszczędności i myślą, że ich biznes będzie ciałopozytywny, bo to jest modne. Robią małe rozmiary, ale wciskają w to modelki plus size, bo ubrania są rozciągliwe. Raz zgodziłam się na spotkanie w sprawie udziału w kampanii takiej marki. Na przymiarkach podawano mi do włożenia rzeczy, w których brakowało 30 centymetrów, żeby się to na mnie zmieściło. Właścicielka była zdziwiona. Rozstałyśmy się raczej w niemiłej atmosferze, a potem widziałam o marce artykuł, jak to ubiera „wszystkie” kobiety. Odezwała się do mnie modelka nosząca rozmiar 42, która wystąpiła w kampanii, i powiedziała, że ledwie weszła w te ubrania. Wszystko pod hasłem ubrań plus size.
– Jednak udaje się czasami to przełamać i pokazać, że grube osoby istnieją.
– Tak, ale ciągle są z tym problemy. Ostatnio widziałam reklamę z mężczyzną plus size, tyle że w za małych majtkach. Założę się, że stylista dał mu największe, jakie zdobył w sieciówce, i uznał, że jest super. Już pomijam hejt, który się wylał, ale ja zwracam uwagę na to, jak została przedstawiona osoba gruba, a właściwie poniekąd ośmieszona. Może czepiam się szczegółów, ale to dlatego, że sama byłam w tym miejscu.
Styliści byli obrażeni na świat, że w ogóle muszą mnie ubierać. Sama szukałam dla siebie ubrań, pomagałam stylistom i kostiumografom. Wręcz przepraszałam za swoje istnienie, że stwarzam problem. Musiałam to robić, jeśli nie chciałam wyglądać jak chodząca katastrofa wciśnięta w zbyt małe ubrania jak serdelek. Nawet kiedy byłam jurorką w programie „Supermodelka plus size”, skupiającym się przecież na pokazywaniu osób grubych, kostiumografki miały problem, żeby mnie dobrze ubrać. Dlatego gdy dziś widzę reklamę, która wisi na billboardach, pojawia się wszędzie w internecie, a ten biedny człowiek stoi tam w za ciasnych majtkach, to jestem wkurzona i mam ochotę nakrzyczeć na całą ekipę, która za tym stała.
– Majtki to zresztą temat rzeka dla osób grubych. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak trudno jest kupić wygodną bieliznę w rozsądnej cenie dla osoby plus size. Jak już, to oferuje im się głównie majtki wyszczuplające.
– Po latach znalazłam jeden rodzaj w angielskiej sieciówce i zdobywam je, jakby były towarem luksusowym. Kiedy cała Polska skupiła się na pomaganiu osobom z Ukrainy, ja usiadłam i pomyślałam: cholera, a co z majtkami dla dużych osób? Wyobraź sobie, że osoba w kryzysie trafia do obcego kraju, nie ma nic, potrzebuje zdobyć chociaż bieliznę i nie kupi tych majtek nigdzie. W tym wsparciu, które było organizowane, w ogóle nie uwzględniano, że potrzebne są rzeczy nie tylko dla szczupłych. Zgłaszało się do mnie dużo osób, do których trafiły pod opiekę osoby plus size i nagle się okazywało, że szczupli nie wiedzą, gdzie kupić dla nich majtki. Sama zresztą organizowałam pomoc, zgłosiło się do mnie kilka marek plus size i zdobywałam, co się tylko dało.
– Jak sobie radzisz na co dzień z obraźliwymi komentarzami?
– Ostatnio po raz pierwszy zaczęłam usuwać hejt w komentarzach pod moimi postami. Powtarzam sobie, że to, co czytam w tych komentarzach, jest o nich, nie o mnie. Rzadko wdaję się w dyskusję. Czasami, jeśli po raz setny widzę komentarz o promowaniu otyłości, zapalam się na chwilę, ale potem odpuszczam. Wydaje mi się męczące powtarzanie w kółko tych samych argumentów. Ileż można? Wstawiałam swego czasu w odpowiedzi na te komentarze link do tekstu „Grubancypantki” Uli Chowaniec z odpowiedziami na zarzuty typowych hejterów. Pisałam: „Macie, poczytajcie sobie, tu jest odpowiedź”. Mam nadzieję, że kiedyś nie będę musiała na to reagować, bo ludzie zaczną nas słuchać i myśleć empatycznie o innych.
– Mówi się o kroku wstecz, który zrobiliśmy w sprawie akceptacji swojego wyglądu w ostatnim roku. Wszystko przez zastrzyki na odchudzanie i liczne metamorfozy osób, które poddają się tym terapiom.
– Kultura diety najpierw wychowała nas w niskim poczuciu własnej wartości, wpędziła w zaburzenia odżywiania, a teraz podsuwa nam drogie leki i inne inwazyjne metody zmieniania naszego ciała. Jesteśmy zapewniane, że to będzie rozwiązanie wszystkich problemów, które nas spotykają. Nie jest to oczywiście połączone z opieką terapeutyczną, wsparciem psychologów czy kompleksowym wsparciem dietetycznym. Nie pracujemy nad tworzeniem miejsc przyjaznych wszystkim, żeby móc się ruszać i znaleźć sport, który sprawia przyjemność, a nie będzie opresją. Nie pracujemy z dziećmi, szukając ich ruchowych talentów i pasji. Umiemy tylko zmuszać i straszyć. Wszystkie te zastrzyki i operacje to nowa forma opresji. Na pewno wielu osobom to pomoże, ale czy rozwiąże
wszystkie problemy? Kto i gdzie zajmie się tymi ludźmi, gdy się okaże, że problem nie został rozwiązany?
– Magiczne rozwiązania przychodzą jak mody. Zachwycamy się, jak wszyscy dzięki nim chudną, ale okazuje się, że nadal jest na świecie tyle samo grubych osób, a nawet więcej.
– Z czasem okazuje się, że wiele z nich jest jednak szkodliwych. Wszyscy zachwalali swego czasu dietę Dukana, a mnie po niej wysiadły nerki. Później była moda na dietę keto, po której wylądowałam w szpitalu i okazało się, że nie mogę stosować takich drastycznych rozwiązań. Ciekawa jestem, kiedy się okaże, że jednak bilans efektów zastrzyków odchudzających i operacji bariatrycznych nie jest taki zachwycający, jak nas się zapewnia. Grubi ludzie byli, są i będą.
– Widziałam już filmiki lekarzy amerykańskich, którzy przekonują, że nawet jeśli są efekty uboczne zastrzyków, to cel uświęca środki.
– Zagrażanie własnemu zdrowiu w przypadku grubej osoby jest akceptowalnym środkiem do tego, żeby osiągnąć szczupłość. Ryzyko śmierci też jest wpisane w koszty, bo „przecież i tak umrzesz przez swoją otyłość”. To okrutne i uważam, że przyjdą czasy, może za kilkadziesiąt lat, kiedy przyznamy, że zachęcanie do niebezpiecznych metod odchudzania jest formą znęcania się nad ludźmi.
– W oficjalnej przestrzeni hejtujemy grubych, a wiele kobiet plus size ma doświadczenia z erotycznymi propozycjami w prywatnych wiadomościach. Nawet w branży porno jest coraz więcej większych aktorek.
– Kiedyś napisał do mnie pan ze swojego firmowego konta, na dodatek z bardzo poważnej instytucji. Gdybym dzisiaj wyciągnęła tę wiadomość, to byłby to dla niego koniec kariery. Odpisałam mu, że chyba nie zauważył, z jakiego maila napisał. Nie odezwał się więcej. Były oczywiście też oferty sponsoringu i propozycje od fotografów amatorów erotomanów, ale na szczęście nigdy nie przydarzyła mi się tutaj żadna niebezpieczna sytuacja. Miałam za to hejterkę, która pastwiła się nade mną kilka lat. Znalazła moją rodzinę i ich też zaczęła prześladować. Dla mnie sprawa przekroczyła wszelkie granice, gdy zlokalizowała konto mojego autystycznego brata. Wtedy poszłam na policję. Okazało się, że choć to anonimowe konto, udało się ustalić, że pani mieszka lub przebywa w Holandii. Dostała europejski nakaz przesłuchania. Nie przyznała się do winy, ale przypadkiem nagle po trzech latach obraźliwe komentarze z tego konta przestały nękać mnie i moich bliskich. Uważam to za duży sukces. Mimo że sprawę zgłosiłam w małym mieście, to udało się dużo zdziałać. Bardzo się cieszę, że hejt zaczyna być traktowany poważnie i można z tym walczyć.
– Cały czas pokutuje opinia, że szkoda nerwów i nic nie zyskamy.
– Kosztuje to 300 zł, jeśli nie bierzemy prawnika. Idziemy, składamy prywatny akt oskarżenia. Warto i trzeba reagować. Mam kilka folderów ze zrzutami ekranu z hejterskimi komentarzami. Trzymam je i waham się, czy iść na policję, czy nie. Jest tam na przykład żołnierz, który pod moim zdjęciem pisał, żeby mu dać na mnie harpun i dużą łódź. Można to bagatelizować, ale harpun jest bronią myśliwską, a ten człowiek żartował z użycia jej przeciwko mnie. Dla ludzi nie ma nic złego w gnębieniu grubasów. Co więcej, jest to nazywane motywowaniem ich troską. To się na przykład powszechnie dzieje w gabinetach lekarskich. Pokutuje przekonanie, że trzeba kimś „potrząsnąć”. Zbesztać tak, żeby doprowadzić do łez. Nastraszyć. „Dla jego dobra”. Ostatnio zaczęłam nagrywać telefonem to, co się dzieje podczas moich wizyt. Na każdej wizycie na dzień dobry, bez zajrzenia w moją historię, jest mi zalecana operacja bariatryczna. Na przykład po wypadku samochodowym trener wysłał mnie do lekarza, żeby zapytać, jak mogę ćwiczyć, by nic nie uszkodzić. Lekarz powiedział, że żaden ruch mi nie pomoże, tylko operacja bariatryczna, bo moim jedynym problemem jest otyłość. I do widzenia. Złożyłam reklamację i drugi lekarz też mnie zważył, zmierzył i wręczył wizytówkę do kolegi, który zmniejsza żołądki. Dodał, że nigdy nie schudnę. To jest niesamowite, że wszyscy lekarze nam to wciskają, wszędzie w internecie wskazują metamorfozy po operacjach, ale jak zaczynam rozmawiać o tym prywatnie, okazuje się, że dziewięć na dziesięć znanych mi osób, które się temu poddały, miało problemy.
– Nigdy nie brałaś tego pod uwagę?
– Ja wiem, że mam napady kompulsywnego objadania się, zaburzenie odżywiania, przy którym absolutnie nie mogę zrobić sobie takiej operacji, nawet jakbym chciała. W takich epizodach, których na szczęście dawno nie miałam, jestem w stanie jeść nawet suchy, nieugotowany ryż prosto z paczki. Więc to po prostu nie jest dla mnie. Chciałam nagrać odcinek vloga z osobami, które opowiedziałyby o swoich doświadczeniach. Wiesz, jak jestem odbierana? Nie mogę tego zrobić. Może jakbym schudła dzięki operacji i opowiedziała, jakie to były tortury, ktoś by mnie wysłuchał. Wystarczyłoby powiedzieć, że nie zrobię operacji, a influencerki bariatryczne by mnie spaliły na stosie, że oczerniam coś, co ratuje ludziom życie. Chciałabym jeszcze raz się urodzić w świecie, w którym opieka ze strony innych działa lepiej. Gdzie ktoś dałby mi wybór w młodości w sprawie aktywności fizycznej, szukał mojego talentu, a nie torturował mnie sportem, jakby to była kara. Żeby ktoś mi powiedział jako dziecku, że ruch nie jest tylko po to, żeby się odchudzać. Chciałabym być sprawną nastolatką z dobrą kondycją zdobytą dzięki aktywności, która daje mi radość. Odebrano mi to. Chciałabym mieć lepszą relację z jedzeniem. Może gdybym trafiała do dobrych psychologów jako nastolatka i ktoś pomógłby mi wcześniej, to nie musiałabym się tak zmagać w życiu. Ale nie miałam takiej możliwości. Za to kazano mi zapisywać w zeszycie wszystko, co jem.
– Kiedy jako nastolatka poczułaś pierwszy raz, że wyglądasz inaczej niż rówieśnicy?
– Miałam 12, może 13 lat, kiedy już wiedziałam. Nie pamiętam dokuczania w szkole, możliwe, że wypieram takie rzeczy. Gruby i rudy zawsze są przegrani. Byłam pulpecikiem i nie nosiłam ładnych ubrań. Koleżanka powiedziała mi, że jej mama odchudza się lekami przeczyszczającymi i to jest super. I bez tego już wkręciłam się w wymiotowanie po jedzeniu. Przyszło mi to naturalnie, nie wzięłam tego z gazet. Zawsze jak miałam poczucie winy po jedzeniu. Miałam 15 lat, gdy zaczęłam brać lek zmniejszający łaknienie. Wszyscy w domu poza mną i braćmi byli szczupli. Wydaje mi się, że dużo stresujących sytuacji nie pomagało. Rodzice sporo pracowali, więc dojadałam u babci. Kojarzyłam jedzenie z bezpieczeństwem, z tym, że ktoś o mnie dba. W pewnym momencie trafiłam do sanatorium z powodu innych problemów zdrowotnych i wpadłam na genialny pomysł, że jeśli nie będę chodzić w wyznaczonych godzinach na posiłki, to nie zjem nic i schudnę. Przez dwa tygodnie chowałam się w toalecie. Po prostu się głodziłam. Jeszcze zanim modne były cateringi, zamawiałam sobie dietę do domu, 1000 kalorii dziennie dla dorastającej nastolatki. Z bratem oboje schudliśmy chyba po 15 kilo. Przytyliśmy oczywiście później 20. I tak całe życie w kółko – schudłam, a potem jeszcze więcej tyłam. Cały czas zmieniały się waga i rozmiar. Mieszkałam nad jeziorem, ale nie wychodziłam na plażę. Tylko wieczorami w koszulce, bo moje ciało nie było wystarczające, żeby się pokazywać.
– Sama sobie to mówiłaś czy słyszałaś też od innych?
– Słyszałam, w szczególności od kobiet. Ale to było też w mojej głowie. Jako nastolatka pracowałam w wakacje w barze, gdzie ludzie przychodzili w kostiumach kąpielowych. Napatrzyłam się, jak ciała powinny wyglądać. Ogromny wpływ miały też słynne bilanse w szkole. Każda osoba wychowana w latach 90. została tym naznaczona. To było najbardziej traumatyczne przeżycie. Najgorsze było ważenie przy wszystkich.
– A lekcje wychowania fizycznego?
– Koszmar, przez który postanowiłam za wszelką cenę zdobyć zwolnienie. To było mniej więcej w piątej klasie podstawówki. Zaczynało się akurat bieganie na dworze, strasznie się tego bałam. W szczególności że znowu będę najgorsza. Mieliśmy hardą wuefistkę. W jej oczach chciało się wyglądać dobrze. Zadzwoniłam do brata, który miał wycinany wyrostek, i podpytałam go, z której strony go bolało, bo pamiętałam, że miał zwolnienie z WF-u. Więc udałam, że strasznie mnie boli. Zaczęłam sobie wmawiać ten ból, bo tak bardzo się bałam, że zaczęłam płakać. Zawieźli mnie do szpitala, zostałam zbadana, ale pobieżnie. Chyba nie miałam nawet USG zrobionego. Ze względu na to, że byłam dzieckiem z nadwagą, lekarze stwierdzili, że gorzej będzie, jak się rozleje. I tak wycięto mi zdrowy wyrostek, bo bałam się WF-u.
– Po tych wszystkich przejściach i traumach dlaczego zdecydowałaś się zostać modelką? Świat mody to chyba środowisko najmniej przyjazne grubym osobom, chociaż tobie się udało – jesteś najbardziej znaną modelką plus size w Polsce i byłaś pierwszą grubą osobą na okładce popularnego magazynu.
– Wyjechałam za granicę od razu po szkole. Czułam się niedobrze ze sobą i było to po mnie widać. Różnica polegała na tym, że w Polsce nigdzie nie mogłam dostać pracy, bo byłam gruba, a w Anglii byłam mile widziana. Zarobiłam trochę pieniędzy i pamiętam, jak koleżanka powiedziała: „Weź kup sobie coś ładnego”. Nie przyszło mi do głowy, że mogę kupić sobie piękne ubrania, bo w Polsce to nie było możliwe. Do dzisiaj pamiętam, co sobie kupiłam. Nagle poczułam się lepiej, mężczyźni zaczęli się mną interesować, nie byłam już skrępowana. Zachłysnęłam się tym i zaczęłam wydawać wszystkie pieniądze na ubrania. Wróciłam do Polski z walizami, na szpilkach, w sukience i pomyślałam, że znowu widzę ten szary świat, w którym grubi ludzie nie mają się gdzie ubrać. Wpadłam na pomysł otwarcia swojego butiku z ubraniami plus size. Mam wrażenie, że dzisiaj to by się udało, ale wtedy zbankrutowałam. Okazało się, że pokutuje przekonanie, iż moda dla grubych to worki pokutne. Nie poddałam się jednak z promowaniem modnego ubierania. Zaczęłam pokazywać się na blogu i tak wyszedł modeling – zupełnie przypadkiem. Gdybym drugi raz miała wejść w ten świat, to nigdy bym się nie zdecydowała. Teraz podsumowuję, jak mnie branża modowa traktowała przez lata, jak mnie traktowali styliści, firmy, magazyny. Miałam taki wywiad, gdy dziennikarz podczas rozmowy ze mną opowiadał dowcipy o grubasach.
– Dlaczego więc nadal w tym świecie funkcjonujesz?
– Miałam taką misję i do dzisiaj robię sesje zdjęciowe sobie i innym, bo wiem, że mi to pomogło. Dało początek zmianie w kierunku samoakceptacji. Staram się wychodzić ze strefy komfortu i pokazywać się w różnych wydaniach. W zeszłym roku pokazałam się po przytyciu w kostiumie kąpielowym. Poczuję się spełniona, jeśli chociaż jedna osoba pomyśli sobie, że skoro Zakrzewska włożyła bikini i wyszła na plażę, to ona też może. Widzę, że to innym pomaga, jakkolwiek głupio by to brzmiało, że jeden gruby człowiek czuje się lepiej, widząc drugiego grubego człowieka.