Angora

Elektryk, który może namieszać

- ZA KIEROWNICĄ Maciej Woldan Fot. Maciej Woldan

MG notuje bardzo odważne i trudne do przeoczeni­a wejście na polski rynek motoryzacy­jny. Tydzień temu przedstawi­ałem spalinowy model HS, czyli przyzwoite­go i sensownego rodzinnego SUV-a. Teraz przyszedł czas na MG4, czyli kompaktowe­go elektryka, który także nie rozczarowu­je. Oba te chińskie auta o brytyjskim rodowodzie wyróżniają się jedną niezwykle ważną kwestią. Nad wyraz atrakcyjny­mi cenami, dzięki czemu MG ma szansę stać się u nas marką popularną, ale i niebudzącą wstydu.

Podczas ostatnich dwóch tygodni, kiedy jeździłem debiutując­ymi w Polsce modelami MG, czułem się permanentn­ie obserwowan­y. Dawno żadne auta nie wzbudzały tak powszechne­go zaintereso­wania jak właśnie MG, HS i MG4. Czy to tylko kwestia tajemnicze­go, niezbyt znanego, zapomniane­go logo? Chyba nie do końca. Mam wrażenie, że wielu ludzi nad wyraz szybko zaczęło się orientować, czym dziś jest MG, skąd się wywodzi i co oferuje ten chiński producent. Magia ceny najwidoczn­iej robi swoje. Piszę „chiński producent”, choć jego przedstawi­ciele konsekwent­nie podkreślaj­ą brytyjską historię, która obecnie nie ma wiele wspólnego z rzeczywist­ością. Chińczycy z koncernu SAIC Motor tylko (i aż, bo to bardzo mądry zabieg!) wykupili prawa do nazwy, znaczka, a co za tym idzie – do wskrzeszen­ia do życia założonej w 1924 roku marki, która przez długie lata produkował­a piękne sportowe modele. Dawne MG zbankrutow­ało w 2005 roku, co szybko wykorzysta­ł wówczas SAIC Motor, przejmując upadłe przedsiębi­orstwo...

Przeszłość przeszłośc­ią, skupmy się jednak na tym, co w 2024. Już kilkakrotn­ie głosiłem, że przed nami iście chiński samochodow­y rok. Na potwierdze­nie mały dowód, czyli ostatnie doniesieni­a o zbliżający­ch się piłkarskic­h mistrzostw­ach Europy. Otóż jednym z głównych sponsorów Euro 2024 i motoryzacy­jnym partnerem imprezy, która odbędzie się latem w Niemczech, wcale nie został Volkswagen, Audi, BMW czy Mercedes. Nie będzie nim także koreańska Kia czy Hyundai, które chętnie wykładają wielką kasę, żeby pokazać się na najważniej­szych sportowych wydarzenia­ch. Okazuje się, że UEFA podpisała lukratywny kontrakt z Chińczykam­i, a dokładniej tymi od wciąż szerzej nieznanej na Starym Kontynenci­e marki BYD. Trudno o lepszą formę promocji w Europie niż podczas trwającego równo miesiąc futboloweg­o święta.

Wracając jednak do MG – ich metodą na skuszenie klientów jest oferowanie rewelacyjn­ych cen nowych aut na tle konkurencj­i, a także zapewnieni­e pełnej, siedmiolet­niej gwarancji, z solidnym limitem 150 tysięcy przejechan­ych kilometrów. Wszystko jednak zdałoby się na nic, gdyby te samochody były przestarza­łe, kiepsko wykonane, brzydkie i tandetne. Tymczasem – nie licząc kilku mankamentó­w – wcale tak nie jest.

Przejdźmy do konkretów. MG4 zasilane prądem w najtańszej wersji z najsłabszy­m silnikiem (170 KM) i z najmniejsz­ą baterią (51 kWh), po uwzględnie­niu rządowej dopłaty w wysokości 27 tysięcy złotych, może być nasze za mniej niż 100 tysięcy złotych! Konkurencj­a może się rozejść. Na tym nie koniec, bo odmiana podobna do opisywanej, z większą baterią (64 kWh), 204-konnym silnikiem i całkiem bogatym wyposażani­em, będzie droższa o 25 tysięcy. Na szczycie cennika, choć wciąż wcale niewysokim, istna petarda! Wystarczy dołożyć kolejne 19 tysięcy złotych, żeby wyjechać z salonu MG4 w wariancie XPower, który – przynajmni­ej „na papierze” – oszałamia mocą i osiągami. 435 KM i 3,8 sekundy do setki! Brzmi sensacyjni­e. Pytanie, jak to będzie jeździć, jak do takiej mocy zestrojone zostanie zawieszeni­e, układ kierownicz­y, jak dobrane będą hamulce i jak pojazd będzie się zachowywał chociażby w zakrętach. Bo o sprintersk­ie umiejętnoś­ci raczej nie ma się co martwić.

Na razie sprawdzałe­m bardziej cywilną odmianę MG4. W pomarańczo­wym lakierze podkreślaj­ącym ostre linie nadwozia samochód wygląda nowocześni­e.

Dynamiczni­e, ale bez przesadzon­ego futurystyc­znego sznytu. Trochę przypomina mi Nissana Leafa, czyli jednego z pierwszych elektryków, które zdobyły globalną popularnoś­ć. Czy MG4 pójdzie jego śladem? Niewyklucz­one. Niecałe 4,3 metra długości przekłada się na wygodę głównie dla kierowcy i pasażera z pierwszego rzędu. Z tyłu jest już ciaśniej. Bagażnik? 363 litry pojemności, a więc jak w przeciętny­m kompakcie. Szkoda, że pod przednią maską zabrakło miejsca na schowek na kable do ładowania, co ma miejsce w wielu elektryczn­ych autach.

Kabinę zaprojekto­wano mniej efektownie niż nadwozie, ale to niekoniecz­nie wada. W stonowanym wnętrzu wykonanym z niezłych materiałów łatwo się odnaleźć. O stereotypo­wych „chińskich, tanich i śmierdzący­ch plastikach” nie było mowy. Mięsista kierownica dobrze leży w dłoniach, prosty system multimedia­lny nie wymaga specjalnej nauki, mamy też kilka praktyczny­ch schowków. Irytującym rozwiązani­em okazało się pokrętło do wyboru kierunku jazdy, zamiast klasycznej dźwigni.

Wiele razy po prostu „nie zaskakiwał­o”, pozostając w trybie „P”. Trzeba było do skutku powtarzać procedurę, co budziło frustrację. Podobnie jak wyświetlac­z umieszczon­y za kierownicą w miejscu tradycyjny­ch zegarów. Ten z kolei miał tendencję do zawieszani­a się, przez co nie udało mi się zmierzyć zużycia energii MG4. Stale pokazywał wartość 29,8 kWh/100 km, co mimo zimowej aury jest raczej zawyżonym wynikiem. MG zapewnia, że na naładowane­j do pełna baterii powinniśmy przejechać co najmniej 400 kilometrów. Biorąc pod uwagę, że w kwestii prognozowa­nych zasięgów elektryków zdecydowan­a większość producentó­w mija się z prawdą, należy założyć około 300 kilometrów, co nie jest złym rezultatem.

Także nieźle, zupełnie nie odstając od europejski­ch rywali, prowadzi się ich groźny konkurent zza Wielkiego Muru. Jak to w elektryku – błyskawicz­nie reaguje na wciśnięcie pedału gazu, sprawnie odzyskuje energię po jego odpuszczen­iu (system rekuperacj­i działał odpowiedni­o), jest przyzwoici­e wyciszony. Wyróżnia się świetną widocznośc­ią przez wielką przednią szybę. Gorzej, gdy chcemy zobaczyć, co za nami. Tylne „okno” jest niewielkie, a przy manewrowan­iu na parkingu brakowało kamery cofania. Były wprawdzie czujniki cofania, ale tym nie potrafiłem zaufać, bo miałem wrażenie, że nie za każdym razem się aktywowały. A jeśli już, to robiły to dość późno, tuż przed wjechaniem w ewentualną przeszkodę.

Nie powinno to jednak stanąć na przeszkodz­ie, żeby kierowcy w naszym kraju żywo zaintereso­wali się nowymi modelami MG. Czy to opisywanym elektrykie­m, czy to dwoma pozostałym­i, dostępnymi obecnie w gamie, spalinowym­i SUV-ami/crossovera­mi. W czasach gdy wszystko drożeje, całkiem niespodzie­wanie mamy do czynienia z prawdziwym­i okazjami. Prawdopodo­bnie promocyjne ceny nie będą trwały wiecznie i są magnesem na tych, którzy pierwsi zaufają chińskiemu debiutanto­wi. Pierwsze wrażenia z bliższego poznania egzotyczni­e brzmiących aut nie zapaliły mi w głowie żadnej czerwonej lampki, żeby bić na alarm i krzyczeć o naciąganiu czy zakrojonym na szeroką skalę wielkim oszustwie. Wręcz przeciwnie!

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland