W rękach łowców głów
Fajbusiewicz na tropie(657)
Liczący dziś 53 lata Robert S. już jako nieletni był na bakier z prawem. Ten drobny złodziejaszek znał dobrze mury więzienne od 1987 roku, bowiem po każdym „numerku” – włamanie, kradzież czy „pożyczenie” samochodu – wędrował za kratki.
Zdarzyło się nawet, że próbował raz żyć prawie legalnie, zakładając agencję towarzyską, ale i w roli biznesmena mu się nie powiodło i wkrótce splajtował. Kumple szydzili z niego, twierdząc, że po prostu nie ma farta w życiu. Być może przy drobnych przestępstwach by pozostał, gdyby nie los, który sprawił, że Robert S. stał się mordercą.
Pierwszy raz tą sprawą zająłem się w 2005 roku w Magazynie Kryminalnym „997”, gdzie przedstawiłem szczegóły dotyczące przypadkowych, aczkolwiek bardzo tragicznych zdarzeń przed znanym koszalińskim lokalem nocnym „Fregata”, które miały miejsce 14 sierpnia 2004 roku.
„Fregata”, znany jeszcze z czasów komuny nocny lokal z dyskoteką (przed drugą wojną światową siedziba kościoła protestanckiego). Było tuż po 5 rano, kiedy Robert S. i jego kompan, odurzeni alkoholem i naćpani, opuszczali lokal. Stanęli na ulicy, aby zaczerpnąć świeżego powietrza... i zdecydować, gdzie kontynuować imprezowanie. Kiedy tak medytowali, na ulicy niespodziewanie pojawił się czerwony maluch. Pojawił się to mało powiedziane, bowiem jego kierowca chyba przygotowywał się do jakiegoś rajdu, gdyż samochodzik z piskiem opon wykonywał harce po pustej o tej porze ulicy. Szaleniec podjął nawet próbę rozjechania stojących przed lokalem „balowników”. Kiedy jednak jeden manewr o mało co nie zakończył się potrąceniem kumpla Roberta S., ten nie wytrzymał i podbiegł do auta. Próbował wyciągnąć z niego kierowcę. Jednak ta próba nie była skuteczna, bowiem właściciel zablokował drzwi. Robert S. rękojeścią noża wybił szybę. „Rajdowiec” próbował uciekać sprzed „Fregaty”, ale Robert S. był szybszy i dopadł go. Zablokował auto. W amoku zadał mu kilka ciosów nożem. W tym czasie jego kumpel dawał wycisk pasażerowi malucha. Po chwili bandyci zbiegli, a świadkowie tych zdarzeń wezwali policję i pogotowie. Rannego kierowcę zabrało pogotowie. Zmarł na stole operacyjnym. Miał 22 lata. Otrzymał siedem ciosów nożem. Jego kumplowi – współpasażerowi udało się uciec i skryć w pobliskim bloku. Nigdy nie udało się ustalić jego personaliów.