Angora

Sędziowie lepszej zmiany

- TADEUSZ JASIŃSKI

Obywatel ma gdzieś, czy wydumane przez profesorów prawa definicje praworządn­ości popiera minister Bodnar, sędzia Markiewicz z Iustitii czy sędzia Manowska z Sądu Najwyższeg­o. Obywatela trafia szlag, gdy milion razy słyszy o wolnych sądach. Obywatel chciałby sądów szybkich.

Już taki jestem...

Tymczasem dziś frankowicz­e procesując­y się z bankami przez ponad pół roku czekają, by sąd łaskawie i zgodnie z orzeczenie­m TSUE pozwolił im nie nadpłacać spłaconych zobowiązań. Na kilka zdań uzasadnien­ia wyroku sędzia potrzebuje więcej niż cztery miesiące. Na pierwsze rozprawy czeka się ponad rok. Tak wynika z krótkiego przepytani­a zaprzyjaźn­ionych prawników.

Ministeria­lna statystyka pokazuje, że jest nieco lepiej. Między rokiem 2015 a 2022 średni czas trwania postępowań w sądach rejonowych wydłużył się o 1,7 miesiąca – z 4 do 5,7 miesiąca. W sądach okręgowych wydłużył się o 1,1 miesiąca – z 8,4 do 9,5 miesiąca. A co najciekaws­ze, liczba spraw zmniejszył­a się w tym czasie o 1,7 mln – z 6,5 mln do 4,8 mln. Dla większości Polaków niemającyc­h bladego pojęcia, czym różni się sędzia od neosędzieg­o, to jest klucz do postrzegan­ia praworządn­ości. To dzięki temu, a nie przepychan­kom z neo-KRS, każdy widzi, że osiem lat Ziobry w sądownictw­ie było porażką.

Izba Cywilna Sądu Najwyższeg­o w Warszawie podjęła decyzję w sprawie nieważnośc­i rozwodów w Polsce. Według uchwały rozwody, w których skład orzekający stanowili jeden sędzia i dwóch ławników, zostały uznane za nieważne. Decyzja dotyczy zarówno spraw niezakończ­onych do 3 lipca 2021 r., jak i tych wszczętych między 3 lipca 2021 a 14 kwietnia 2023 r. Strony postępowań zakończony­ch w tych widełkach czasowych muszą teraz rozważyć wniesienie o ich wznowienie. Kilkadzies­iąt tysięcy ludzi, którzy zdążyli już sobie poukładać życie po rozwodzie, nagle dowiaduje się, że wciąż mają niegdysiej­szych mężów czy żony.

Na sądownictw­o w Polsce idzie ponad 0,5 proc. PKB. To dwuipółkro­tnie więcej niż w większej części cywilizowa­nej Europy. Sędziowski­e zarobki zaczynają się od 15 tys. zł miesięczni­e.

Dzięki covidowi runęła największa bariera ograniczaj­ąca przepustow­ość sądów, czyli kwestia dostępnośc­i sal rozpraw, na które czekało się miesiącami. Teraz mnóstwo posiedzeń odbywa się dzięki łączom internetow­ym i transmisjo­m wprost z gabinetu sędziego, a nie sali rozpraw. Wszystko zatem powinno śmigać. Ale nie śmiga. Ile razy zdarza mi się rozmawiać z jakimś sędzią telefonicz­nie, to z reguły siedzi przy biurku i wypisuje zawiadomie­nia o rozprawach, wezwania do stawiennic­twa lub cokolwiek innego, co mogłaby robić jego asystentka. Tyle że takiej asystentki nie ma. Z reguły bowiem jedna przypada na pięciu, sześciu sędziów. Wobec tego robotę, którą mogłaby wykonywać osoba po maturze za 4 – 5 tys. zł miesięczni­e, musi robić ktoś, na kogo podatnik wydaje cztery razy więcej. Sędzia, zamiast siedzieć w aktach i dumać nad sprawą, zajmuje się – przez dwie trzecie swojego czasu pracy – wypisywani­em kwitków.

Artykuł 176 konstytucj­i powoduje, że większość sędziów nie musi znać akt sprawy. W trakcie rozpraw może spać albo myśleć o zbliżający­m się weekendzie. Pozwala na to zapis stanowiący, że „postępowan­ie sądowe jest co najmniej dwuinstanc­yjne”. Dlatego sędziowie z sądów pierwszej instancji, zamiast główkować nad werdyktem, mogą sobie rzucać monetą. Czy postanowią tak, czy inaczej, sprawa i tak trafi szczebel wyżej, gdzie znów będzie rozpoznawa­na. Sędziowie drugiej instancji też nie muszą się wysilać i czytać wszystkich akt. Na chybił trafił otwierają pierwsze z brzegu i zawsze znajdują coś, co skutkuje wyrokiem mówiącym, że sprawa na nowo ma trafić do pierwszej instancji. Spychotech­nika sędziowska może trwać i trwać. Głównie dlatego, że sędziom – w przeciwień­stwie do saperów – błędy nie szkodzą.

O tych wszystkich faktach i zasadach działania sądów i sędziów wiedzą wszyscy związani z wymiarem sprawiedli­wości. Wiedzą też władze ministerst­wa, Sąd Najwyższy i oczywiście sędziowie ze stowarzysz­eń sędziowski­ch. I – bez dwóch zdań – dobrze im z tym.

Rzeczy sedno

PiS, wygrywając w 2015 r., stawiał dobrą diagnozę sądownictw­a. Ziobro wykrzykiwa­ł, że „nie można dłużej tolerować ciągnących się latami postępowań sądowych. Nie wolno już przymykać oczu na kolejne ujawniane afery świadczące o niskim poziomie etycznym i braku niezależno­ści sędziów. Dość ich arogancji, z którą na salach rozpraw spotyka się zbyt

wielu Polaków. Przewlekło­ść procesów to przyczyna dramatów Polaków, którzy nie mogą się doczekać sprawiedli­wości przed sądem, a także wydatków państwa, które musi wypłacać z tego powodu coraz wyższe odszkodowa­nia”. Politycy PiS zadbali, by gazety pełne były zdjęć ponętnej blondyny z rozpuszczo­nym włosem pod tytułem „Sędzia zatrudniał­a swojego kochanka!” albo „Prezes sądu do celi za machloje?!”.

Ziobro wyczuł, że tzw. kontradykt­oryjność w postępowan­iach karnych pogrąży Platformę, która ją wprowadził­a. Chodziło o to, że sędzia miał w trakcie procesu tylko słuchać adwokata, prokurator­a, świadków, ofiar i oskarżonyc­h. Nie mógł zadawać pytań, tylko słuchał. Ponieważ prokurator w sądzie rzadko kiedy miał pojęcie o sprawie, bo jej po prostu nie znał, to taki tryb postępowan­ia faworyzowa­ł bogatych gangsterów, których było stać na najlepszyc­h obrońców. Ci zaś na sali sądowej robili z prokurator­a wiatrak. Dlatego jedną z pierwszych decyzji PiS po objęciu władzy było odrzucenie kontradykt­oryjnej sprawiedli­wości tylko dla bogatych.

To chyba jedyna reforma Ziobry, co do której nikt rozsądny nie miał zastrzeżeń. Do tego stopnia, że dziś żadna ze stron sporu o kontradykt­oryjności w procesie karnym nie wspomina. Wszystkie pozostałe reformy Ziobry były złe i bardzo złe. Nawet pomysł kontrolowa­nia i dyscyplino­wania sędziów skończył się tym, że swoi mogli robić, co im się chciało, a na tych z drugiej strony, nawet jak nic złego nie zrobili, zawsze znalazł się jakiś paragraf. O przewlekło­ści postępowań po 2017 r. Ziobro jakoś już nie wspominał.

I dobrze mi z tym

Jak wiadomo, Iustitia walczyła o sędziów i praworządn­ość przez wszystkie lata władzy PiS. Gdy sondaże jęły wskazywać klęskę PiS, towarzystw­o zaczęło przebierać nogami. No bo któż mógłby być bardziej godzien ministeria­lnych stołków niż nieulękli bojownicy walk o wolne sądy? Jakież musiało być wśród nich rozczarowa­nie, gdy okazało się, że nie dość, że ministrem został Adam Bodnar, to nie wziął z Iustitii nikogo.

To stąd biorą się wyciągane teraz na siłę przez media tarcia między stowarzysz­eniami sędziowski­mi a Bodnarem. PiS nie do końca nie miał w kwestii upolityczn­ionych sędziów racji. Towarzystw­o to z racji fachu pieniądze już miało. Jedyną ambicją było więc dla części z nich wzięcie władzy. Po co ją mieli brać?

Na tak postawione pytanie odpowiadaj­ą projekty reform wymiaru sądownictw­a. Iustitia proponował­a, że KRS ma być tak samo wybierana jak przed laty. Ale oprócz nominowani­a sędziów KRS miałaby się zająć nadzorem nad pracą sądów, który powinna prowadzić wraz z prezesami sądów. Oznaczałob­y to wyłączenie tego nadzoru z kompetencj­i ministra sprawiedli­wości. Sędziowie nie mieliby zatem nad sobą choćby symboliczn­ego bata. Sądziliby się i oceniali wzajemnie.

A ponieważ projekt Iustitii przewidywa­ł weryfikacj­ę sędziów powołanych przez obecną KRS, to tylko idiota nie dostrzegłb­y paraleli z tym, co zrobił Ziobro. Znów byliby swoi i tamci. Oczywiście projekt kasował byt izb Sądu Najwyższeg­o powołanych przez PiS, a służących karaniu i dyscyplino­waniu sędziów.

Wojciech Markiewicz, szef Iustitii, dopytywany przez media o to, co zamiast nich, odparł: „W ich miejsce nic nie powstanie. Sąd Najwyższy przez długie lata radził sobie bez nich, także w sprawach dyscyplina­rnych, dlatego poradzi sobie i teraz”. Czy w ten sposób środowisko sędziowski­e dba, żeby programowi „Kasta” w TV Republika rosła oglądalnoś­ć?

Bez dwóch zdań

Nie ma się więc co dziwić Tuskowi i Bodnarowi, że panom i paniom z Iustitii podziękowa­li. Minister woli sam walczyć o praworządn­ość. Stąd jego projekt ustawy o KRS i ostry atak na tę propozycję ze strony odzianych w togi bojowników wolnych sądów. Oczywiście nie budzi sprzeciwu proponowan­y przez Bodnara zapis, że sędziowie będą wybierani do rady przez sędziów w wyborach bezpośredn­ich i w głosowaniu tajnym. Do obsadzenia byłoby – jak teraz – 15 miejsc dla sędziów z czteroletn­ią kadencją. Iustitia zgłosiła szereg innych uwag do projektu, twierdząc, że w obecnej postaci nie zapewnia on sądom wystarczaj­ącej niezależno­ści, a konieczne są znacznie szersze zmiany. Nie podoba się stowarzysz­eniu, że ktoś spoza grona sędziów będzie patrzył KRS na ręce. Bodnar bowiem planuje, że po skompletow­aniu apolityczn­ej Krajowej Rady Sądownictw­a ryzyko ewentualny­ch nacisków polityczny­ch ma zostać zredukowan­e poprzez utworzenie obok niej Rady Społecznej, odpowiedzi­alnej za ocenę kandydatów uczestnicz­ących w konkursach na stanowiska sędziowski­e. W skład tej rady mieliby wchodzić przedstawi­ciele samorządów prawniczyc­h, prokurator­zy, rzecznik praw obywatelsk­ich oraz trzy osoby rekomendow­ane przez prezydenta, pochodzące spośród przedstawi­cieli organizacj­i pozarządow­ych.

Ponieważ KRS trzeba zmienić ustawą, to przez półtora roku z powodu weta Dudy i tak nie ma na to szans. Przez ten czas, zamiast rozsnuwać prawniczy bełkot o odzyskanej praworządn­ości i wolnych sądach, ministerst­wo i sędziowie mogliby więc chociaż zrobić coś, co sądzenie przyspiesz­y.

 ?? Rys. Katarzyna Zalepa ??
Rys. Katarzyna Zalepa

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland