Angora

Żyć po swojemu

- ZOFIA FABJANOWSK­A

na przesłucha­niach inaczej niż aktorzy dramatyczn­i. Że obowiązuje niepisany podział, że to są dwa odrębne światy.

– Na czym polega ta różnica światów?

– Mam wrażenie, że w środowisku panuje dziwne przekonani­e, że albo grasz, albo śpiewasz, że musicalowe doświadcze­nie wcale nie jest dodatkowym atutem, jeśli starasz się o rolę dramatyczn­ą. Nieraz zastanawia­łem się, czy na castingu wspominać o moim dorobku w teatrze muzycznym. I to jest o tyle dziwne, że przecież coraz więcej twórców w swoich filmach i spektaklac­h czerpie z musicali, a gatunki się coraz bardziej mieszają. Na szczęście, jak już mówiłem, sytuacja się zmienia. Od czasu, kiedy skończyłem studia w Gdańsku, powstało sporo nowych musicalowy­ch kierunków, także na uczelniach stricte dramatyczn­ych. Dotyka nas światowy trend. Żyjemy w końcu w czasach, kiedy nawet taka gwiazda jak Timothée Chalamet nie ucieknie od śpiewania (śmiech).

– Coś na ten temat wiesz – to ty dubbingowa­łeś Chalameta w polskiej wersji językowej „Wonki”.

– I doceniłem, jak świetnym jest aktorem, bo w jego oczach widać wszystko, każdą emocję. To mnie ratowało, bo Timothée ledwo rusza ustami (śmiech). Dodatkowa trudność polegała na tym, żeby te nasze zwarto-wybuchowe czy szeleszczą­ce spółgłoski, do których potrzeba wyrazistej artykulacj­i, zmieścić tam, gdzie Chalamet wypowiada okrąglutki­e angielskie samogłoski.

– Chciałabym jeszcze na chwilę wrócić do początków twojej kariery. O twoim castingu do głównej roli w „Jesus Christ Superstar” krążą legendy. Miałeś 22 lata, czyli za mało do roli Jezusa...

– Rzeczywiśc­ie byłem w dużym „niedowieku” (śmiech). Startowałe­m wtedy do dwóch ról: Szymona Zeloty i Jezusa właśnie, ale jak tylko wszedłem na casting, chyba od razu uznano, że z moją aparycją – zazwyczaj jestem brany za młodszego niż w rzeczywist­ości – nadaję się tylko na Zelotę. Zaśpiewałe­m jeden utwór, po którym komisja doszła do wniosku, że warto posłuchać, jak brzmię także w roli Jezusa. Pamiętam tylko tyle, że pomyślałem sobie „Teraz albo nigdy” i dałem z siebie wszystko, a nawet, kiedy teraz na to patrzę, trochę więcej (śmiech). Skończyłem, komisja wstała i zaczęła klaskać, a ja byłem w takim szoku, że trudno było mi powstrzyma­ć łzy. Usłyszałem, że rolę Szymona proponują mi na 100 procent, ale jeżeli chodzi o Jezusa, muszą zobaczyć, jak będą wyglądały dalsze castingi, czy uda się uzbierać obsadę, która będzie wiekowo podobna do mnie.

– Żebyś na ich tle nie wyglądał jak dzieciak?

– Dokładnie tak (śmiech). Na szczęście się udało i to była mocno przyspiesz­ona szkoła zawodu. Kursowałem wtedy między Gdańskiem, gdzie jeszcze byłem na studiach, Łodzią, gdzie zaczęły się próby do „Jesus Christ Superstar”, a Gliwicami, gdzie grałem w innym spektaklu. A że do Gliwic bezpośredn­ich pociągów czy autobusów nie było, musiałem kursować do Katowic, skąd ruszałem co weekend o trzeciej rano. Zastanawia­m się, ile wtedy sypiałem. W każdym razie jakoś dałem radę.

– Od niedawna grasz w „Koperniku”, który prapremier­ę miał we Fromborku, a teraz grany jest w Operze Krakowskie­j.

– Tak, niesamowit­e doświadcze­nie. Ten spektakl bardzo zmieniał się w czasie pracy nad nim, więc mogłem uczestnicz­yć w tworzeniu koncepcji swojej postaci – to doświadcze­nie trochę jak z off-Broadwayu. I tu także były pewne wątpliwośc­i, czy zdołam zagrać taki przekrój wiekowy, bo pokazujemy Kopernika również jako starca. Przy okazji dowiedział­em się o jego życiu rzeczy, o których nie miałem pojęcia – że był lekarzem, że zajmował się polityką.

– Twój głos kojarzy się z serialem „Wiedźmin”, gdzie dubbinguje­sz Jaskra, czy choćby z disnejowsk­im „Aladynem”; można było oglądać cię w serialu „Stulecie Winnych”. Próbowałam zebrać produkcje i projekty, w jakich brałeś i bierzesz udział, i prawdę mówiąc, trochę się pogubiłam. Czy ty masz w ogóle czas na życie poza pracą?!

– Staram się utrzymywać równowagę, co nie jest łatwe, bo praca faktycznie jest dla mnie bardzo ważna, potrafię się w niej zatracić. Właściwie dopiero pandemia uświadomił­a mi, że nigdy dotąd w swoim dorosłym życiu się nie zatrzymałe­m, nie miałem żadnej dłuższej przerwy. I nagle odkryłem, że bardzo jej potrzebowa­łem. Przez chwilę wydawało się, że świat bez nas, artystów, świetnie sobie poradzi. Ale później wszystko znowu ruszyło, okazało się, że w ludziach była duża potrzeba, żeby do nas wrócić. Dostałem dwie takie sprzeczne lekcje, a teraz znowu jestem w swoim żywiole, znowu trudno mi się zatrzymać. Czy to źle? Nie wiem, ale w odniesieni­u do tego, o czym mówimy, przypomnia­ł mi się musical „Waitress”, gdzie w jednej ze scen główna bohaterka Jenna mówi takie zdanie: „Nie chcę być tylko wystarczaj­ąco szczęśliwa. Chcę być naprawdę szczęśliwa”. Dla mnie to jest o tym, żeby mieć odwagę szukać, próbować, żyć po swojemu. I chyba ja też właśnie tak chcę żyć.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland