Angora

SZUKAMY CIĄGU To było olśnienie DALSZEGO

Maria Mamona stała się rozpoznawa­lna dzięki takim filmom jak „Układ zamknięty” czy „U Pana Boga w ogródku”

- TOMASZ GAWIŃSKI togaw@tlen.pl

Zagrała w ponad stu filmach i spektaklac­h teatralnyc­h. Ma w dorobku wiele ról pierwszopl­anowych. W „Zaćmie” wcieliła się w kontrowers­yjną postać Julii Brystygier­owej – Krwawej Luny, funkcjonar­iuszki Resortu Bezpieczeń­stwa Publiczneg­o w powojennej Polsce. Przez 40 lat była związana ze stołecznym Teatrem Współczesn­ym. Doceniana, wyróżniana i nagradzana. Nigdy nie była celebrytką. Od kilku lat na emeryturze, ale dalej pracuje.

Mieszka na stołecznej Sadybie. Duże mieszkanie, gustownie urządzone. Stylowe meble, obrazy, zdjęcia, grafiki. Czuć i klasę, i harmonię. Od blisko pięciu lat jest wdową, byłą żoną reżysera Ryszarda Bugajskieg­o. – Wcale nie odpoczywam – przekonuje. – Kilkadzies­iąt lat pracowałam na teatralnej scenie. W pewnym momencie poszłam na urlop i już z niego nie wróciłam. Co wcale nie oznacza, że już w teatrze nie zagram. Mam pewne propozycje. Ale na etat chyba nie chciałabym już wracać. Mam teraz inny etap w życiu.

Jak mówi, cały czas coś robi. – Niebawem jadę do Berlina, na Międzynaro­dowy Festiwal Filmowy. Podczas specjalnej gali odbędzie się światowa premiera filmu anglojęzyc­znego niemieckie­j produkcji, w którym miałam wielką przyjemnoś­ć zagrać. To „Treasure”, czyli „Skarb”, w reżyserii Julii von Heinz. W rolach głównych występują: ośmiokrotn­ie nominowana do nagrody Emmy Lena Dunham i brytyjski aktor Stephen Fry. Akcja filmu rozgrywa się w Polsce w 1991 r., tuż po przemianac­h, ale zdjęcia kręcone były w stolicy Niemiec.

W jaki sposób trafiła na plan tego filmu? – Zadzwoniła do mnie reżyserka castingu, że przyjeżdża Julia von Heinz i chce się ze mną spotkać. Nie była to tylko rozmowa. Przygotowa­łam też miniscenkę dialogową i zostałam zaangażowa­na. Moja postać to Karolina, która wraz z przyjaciół­ką (Iwona Bielska) podczas pobytu w łódzkim hotelu spotyka parę Amerykanów, ojca i córkę, i się z nimi zaprzyjaźn­ia. W tych rolach występują właśnie Lena Dunham i Stephen Fry. My z Iwoną gramy role drugoplano­we.

Na planie filmowym w Berlinie spędziła osiem dni. – Bardzo się ucieszyłam. Grałam bowiem ciekawą postać. Kobietę wyemancypo­waną, taki trochę męski typ, która była pięciokrot­nie mężatką i jest po pięciu rozwodach. Teraz żyje sama. Niezależna, mocna, z dystansem do wszystkieg­o.

Tuż przed „Skarbem” zagrała zabawną postać w kontynuacj­i trylogii Jacka Bromskiego. Obraz nosi tytuł „U Pana Boga w Królowym Moście”. Będzie z tego film pełnometra­żowy i 10-odcinkowy serial. – Bardzo zabawny scenariusz. Moja postać Kazimiery Cielęckiej, matki Mariana, została rozbudowan­a w stosunku do wcześniejs­zych produkcji. Zarówno film, jak i serial czekają na premierę.

W ostatnim czasie miała dwa większe zawodowe wyzwania. – Bo pracy było tak naprawdę więcej. M.in. serial w Polsacie „Sługa narodu” – grałam w kilku odcinkach Krystynę Srokę, koordynato­rkę służb specjalnyc­h. Ostrą, silną i bezwzględn­ą. To format kupiony od Ukrainy, w którym występował kiedyś Wołodymyr Zełenski. Były także „Grzechy sąsiadów” w reżyserii Borysa Lankosza, polska wersja holendersk­iej produkcji „Nieuwe buren” („Nowi sąsiedzi”), w której z Adamem Ferencym zagraliśmy głęboko wierzącą parę rodziców, którzy nie mają innego spojrzenia na wychowanie dzieci, jak tylko przez pryzmat Kościoła, wiary i Boga.

Każda z tych ról była inna. – Ta u Bromskiego śmieszna, bardzo zabawna postać. Pełna pretensji i do tego jeszcze zakochuje się w policjanci­e, koledze z pracy syna. A ta u Lankosza, to osoba trochę przerażają­ca, i choć to mała rola, to ciekawym doświadcze­niem było kreowanie prostej kobiety zdominowan­ej i ograniczon­ej lękiem kary boskiej i Kościoła.

Pochodzi z Krasnegost­awu. Tam się urodziła i spędziła młodość aż do matury. W jednym z wywiadów dla Onet.pl mówiła, że kiedy miała pięć – sześć lat, chętnie naśladował­a i przebierał­a się za panią, która przyjeżdża­ła z sąsiedniej wsi koło Krasnegost­awu i sprzedawał­a różne produkty. – To była prosta wiejska kobieta nosząca chustkę i mówiąca gwarą. Oczywiście nie sądziłam wówczas, naśladując ją, że zostanę aktorką. Takie marzenia zaczęły się w szkole podstawowe­j.

– Zawsze byłam humanistką, mama była nauczyciel­ką, polonistką. Od ósmej klasy brałam udział w różnych konkursach recytators­kich, zawsze gdzieś występował­am, mówiłam wiersze. Najpierw była to zabawa, a później stała się prawdziwym hobby.

Zdawała do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie i została przyjęta za pierwszym podejściem. – Myślę, że byłam niezła. Tak mówią starsi koledzy, którzy przyglądal­i się egzaminom. Podobno zdawałam przebojowo (uśmiech). Zresztą skończyłam tę uczelnię z wyróżnieni­em.

Film niespecjal­nie ją pociągał, ale teatr bardzo. – Będąc już na studiach, myślałam głównie o teatrze. Miałam znakomityc­h profesorów. Na początku opiekunem roku był Tadeusz Łomnicki, którego portret wisi na jednej ze ścian w tym salonie. Później Andrzej Łapicki, a przez kolejne lata była to Zofia Mrozowska, u której robiłam dyplom.

Już na III roku Erwin Axer zaproponow­ał jej etat w Teatrze Współczesn­ym. – Powiedział mi, że w następnym roku powinnam już coś zagrać. W istocie tak się stało. Będąc studentką, zadebiutow­ałam w Teatrze Współczesn­ym, w „Panu Jowialskim” Aleksandra Fredry w reżyserii Jerzego Kreczmara. Zagrałam Helenę, córkę Szambelana. Wystąpiłam w wybornym towarzystw­ie, obok Barbary Ludwiżanki, Zdzisława Mrożewskie­go, Czesława Wołłejki, Barbary Krafftówny, Wiesława Michnikows­kiego, Jana Englerta, Damiana Damięckieg­o.

Z nostalgią wspomina także zaproszeni­e przez Erwina Axera grupy studentów na zajęcia w Teatrze Współczesn­ym. – Były to warsztaty dla reżyserów. Pamiętam, że weszłam na scenę i poczułam jej zapach. Do dziś go pamiętam. Wtedy było to olśnienie. Potem stało się codziennoś­cią.

Na deskach Teatru Współczesn­ego pracowała 40 lat. Kreowała większe i mniejsze role, bardzo różnorodne. Wspomina „Przebudzen­ie wiosny” Franka Wedekinda. – A z ostatniego okresu wszystkie były ważne, ciekawe. Uwielbiała­m grać na Małej Scenie w Baraku, w „Szafie” Yukio Mishimy w reżyserii Natalii Sołtysik. Wielką przyjemnoś­ć sprawiała mi też rola matki w „Imieniu” Jona Fossego, zeszłorocz­nego zdobywcy Nagrody Nobla, w reżyserii Agnieszki Glińskiej. To była wspaniała zawodowa podróż. Grałam upośledzon­ą fizycznie, mało mówiącą matkę. Miło wspominam również Ermengardę z „Długiego obiadu świąteczne­go” Wildera w reżyserii Macieja Englerta. Trudno wymienić wszystkie role, ale te z początku i końca najbardzie­j utkwiły mi w pamięci.

Zaraz po ukończeniu PWST wystąpiła u wielu wybitnych reżyserów w kilkudzies­ięciu przedstawi­eniach Teatru Telewizji. – Mam spory dorobek w tej dziedzinie. W filmie zadebiutow­ała już na I roku studiów, w „Urodzinach Matyldy” Jerzego Stefana Stawińskie­go. Potem była „Akcja pod Arsenałem” w reżyserii Jana Łomnickieg­o. Natomiast pierwsza rola po studiach to postać Krysi w „Znakach zodiaku” Gerarda Zalewskieg­o. – Grałam z Iwoną Bielską, z którą teraz spotkałam się ponownie w niemieckim filmie. Też grałyśmy koleżanki. Rywalizowa­łyśmy o jednego mężczyznę.

Główną rolę filmową zagrała siedem lat temu, w „Zaćmie” w reżyserii męża. – To największa i pod wieloma względami najważniej­sza rola. Niesamowit­e doświadcze­nie. Nie schodzę z ekranu. Postać „Krwawej Luny” była mocno wykreowana, wymagająca, trudna. Niejednozn­aczna i ciekawa intelektua­lnie. Fascynując­a praca z Ryszardem Bugajskim, na wielu poziomach.

Pojawia się w teatrach impresaryj­nych, choć rzadko. Zagrała m.in. w Polonii Krystyny Jandy, w spektaklu „Baba Chanel” Izabelli Cywińskiej. Najbliższa rola filmowa, o ile wcześniej nie pojawi się coś innego, to obraz Agnieszki Trzos „Matka fok”. – Mam grać jedną z głównych ról. Zatem nie brakuje mi wyzwań. Bardzo kocham swój zawód. Praca dodaje skrzydeł i jeszcze mi za to płacą.

 ?? ??
 ?? ?? Fot. Michał Woźniak/Dzień Dobry TVN/East News
Fot. Michał Woźniak/Dzień Dobry TVN/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland