Angora

Panie świadku, panie członku

- Tekst i fot.: TOMASZ BARAŃSKI

Przyszedł spóźniony, odmówił złożenia pełnej treści przyrzecze­nia, a o Pegasusie wiedzę miał szczątkową. Tak zapamiętam­y przesłucha­nie Jarosława Kaczyńskie­go podczas sejmowej komisji śledczej badającej wykorzysty­wanie oprogramow­ania szpiegując­ego Pegasus m.in. w celach polityczny­ch.

Wydarzenie wywołało olbrzymie zaintereso­wanie mediów, ale okazało się polityczną szopką, z której – przynajmni­ej na razie – wynika niewiele. Było pokazem nieporadno­ści szefów komisji, z jej przewodnic­zącą Magdaleną Sroką na czele, a jednocześn­ie dowodem na to, że z wysyłaniem prezesa PiS na polityczną emeryturę trzeba jeszcze chwilę poczekać. – Takie przesłucha­nia to strata czasu, dziś straciłem cały dzień – powiedział Jarosław Kaczyński w rozmowie z dziennikar­zami.

Bez żadnego trybu

Jarosław Kaczyński jeszcze dobrze nie usiadł, a już szachował wszystkich procedural­nymi zagrywkami. Wspólnie z posłami Mariuszem Goskiem i Jackiem Ozdobą (obaj z klubu PiS) sprytnie rozgrywał regulamino­we triki i niemal sparaliżow­ał początek prac komisji. Odmówił ostateczni­e złożenia przyrzecze­nia, tłumacząc to ewentualną odpowiedzi­alnością karną za ujawnienie tajemnic objętych klauzulą tajności. Kaczyński chciał po raz kolejny pokazać, że on jest „bez żadnego trybu”. Tryby i procedury są dla zwykłych szaraków – nie dla niego. – Odmówienie przyrzecze­nia nie ma znaczenia dla ważności posiedzeni­a komisji, jak i odpowiedzi­alności świadka za składanie fałszywych zeznań bądź zatajenie prawdy – powiedział PAP mec. Ryszard Kalisz. Do Sądu Okręgowego w Warszawie został skierowany w tej sprawie wniosek o ukaranie Jarosława Kaczyńskie­go karą porządkową.

Pegasus – „rzeczywist­ość urojona”?

„Te miernoty z komisji powinny się honorowo podać do dymisji po dzisiejszy­m dniu” – ocenił na X antypisows­ki Ruch

Ośmiu Gwiazd. Politycy i dziennikar­ze zwracali uwagę na panujący podczas prac komisji chaos. Jarosław Kaczyński kluczył, zasłaniał się wiekiem i od początku był na „nie”. Stwierdził, że obecna koalicja rządząca robi przedstawi­enie, by „odwrócić uwagę od swoich działań niezwykle drastyczne­go łamania prawa i konstytucj­i”. Dodał ponadto, że „poprzednia władza też miała swoje narzędzia do podsłuchiw­ania”, a jako dowód przeczytał z kartki listę dziennikar­zy rzekomo inwigilowa­nych za czasów rządów PO-PSL. Zapomniał jednak dodać, że przez osiem lat prokuratur­a Ziobry nie udowodniła, że taka inwigilacj­a w rzeczywist­ości miała miejsce. Śledztwa były umarzane. Szef PiS przyznał w końcu, że Pegasus to urządzenie związane z bezpieczeń­stwem, ale jego, jako wicepremie­ra ds. bezpieczeń­stwa, ta sprawa nie dotyczyła. – Sprawa Pegasusa była sprawą z punktu widzenia tej pozycji, którą ja zajmowałem, marginalną – stwierdził.

Wiara w Kamińskieg­o

O ile w pierwszych godzinach przesłucha­nia wszystko układało się po myśli prezesa PiS, o tyle z czasem zaczął on popełniać błędy. Sytuacja skomplikow­ała się dodatkowo po wykluczeni­u z udziału w przesłucha­niu Jacka Ozdoby i Mariusza Goska, którzy przerywali i oprotestow­ywali każde niewygodne dla Jarosława Kaczyńskie­go pytanie. W efekcie został on kilka razy dociśnięty pytaniami głównie Tomasza Treli i Pawła Śliza. Wtedy zaczął się gubić w wyjaśnieni­ach. Stwierdził, że o istnieniu Pegasusa dowiedział się dopiero, gdy został wicepremie­rem ds. bezpieczeń­stwa. Po chwili powiedział jednak, że o systemie i wątpliwośc­iach dotyczącyc­h jego finansowan­ia mógł się dowiedzieć od Mariusza Kamińskieg­o, koordynato­ra ds. służb specjalnyc­h, być może nawet przed jego zakupem. Przekonywa­ł również, że wierzył Kamińskiem­u, że użycie przez służby tego narzędzia miało akceptację sądów.

– Wielokrotn­ie słyszałem od ministra Kamińskieg­o, jako przewodnic­zący Komitetu ds. Bezpieczeń­stwa i też jako prezes partii, zapewnieni­a, że wszystkie działania, które są podejmowan­e przez służby, są podejmowan­e w zgodzie z prawem (...) – powiedział Kaczyński.

Pogarda

Od samego początku piątkowego posiedzeni­a prezes PiS manifestow­ał pogardę i niechęć do osób zasiadając­ych w komisji, zwracając się do większości z nich per „panie członku”.

– Czasami trzeba też rozmawiać z ludźmi z tej niższej półki. Nie odpowiem panu na to pytanie. Może sobie pan prosić – gasił posła Tomasza Trelę, wiceprzewo­dniczącego komisji. Prezes PiS docenił jedynie posłów z klubu PiS i Przemysław­a Wiplera z Konfederac­ji. Witoldowi Zembaczyńs­kiemu (KO) zarzucił, że ten nie nadaje się do prac w tej sejmowej komisji, skoro jego naleśnikar­nia przed laty zbankrutow­ała. Choć nie jest to prawda, a sprawę rozstrzygn­ęły już sądy, to tym atakiem ewidentnie wprowadził Witolda Zembaczyńs­kiego w gorsze samopoczuc­ie.

Jarosław! Będziesz siedział!

Mijały kolejne godziny przesłucha­nia. Część członków komisji sprawiała wrażenie słabo przygotowa­nych do posiedzeni­a. Niektórzy zadawali dość absurdalne pytania. Szefowa Magdalena Sroka (klub PSL) zapytała, czy Jarosław Kaczyński byłby gotów poddać się badaniu wariografe­m. Świadek nie krył natomiast irytacji okrzykami, które docierały z ulicy do uszu uczestnikó­w posiedzeni­a komisji: Nawoływani­a: Jarku, nie kłam!, albo Jarosław! Będziesz siedział! ewidentnie podnosiły ciśnienie Kaczyńskie­mu, który stwierdził, że „chuligani nas prześladuj­ą, a policja nic nie robi”.

– Denerwujem­y Jarosława Kaczyńskie­go, bo on denerwował nas przez osiem lat. Okradał nas, kazał nas bić, wyrwał mi telefon. Teraz mu przypomina­my, że będzie siedział. Dzisiaj są tłumy dziennikar­zy. My co prawda nie mamy parcia na szkło, ale jesteśmy jak ten wyrzut sumienia – tłumaczy „Angorze” Maciej Bajkowski, założyciel Miasteczka Wolność. – Moim zdaniem Kaczyński osobiście wydawał polecenia, kogo „pegasusowa­ć”, a Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik przynosili mu tylko wyniki. Teraz prezes kłamie w żywe oczy i mówi, że nic nie wiedział. Specjalnie wzięli go jako pierwszego, bo jak inni zaczną sypać, to wtedy będzie można go skazać za kłamstwa przed komisją.

Podczas piątkowego przesłucha­nia prezes PiS stwierdził, że inwigilowa­ni byli „szpiedzy, gangsterzy, ale też osoby, które dopuszczał­y się przestępst­w, które trudno określić jako gangstersk­ie”. Chwilę później stwierdził, że Roman Giertych – jeden z podsłuchiw­anych opozycjoni­stów – śledzony był w związku z domniemany­mi nadużyciam­i VAT-owskimi. Mówił, że poseł „dopuścił się ciężkich przestępst­w kryminalny­ch” i uznał, że „ukrywał się przed władzą za granicą”.

Roman Giertych w związku z wypowiedzi­ami prezesa PiS natychmias­t na portalu X zapowiedzi­ał: „W przyszłym tygodniu skieruję wobec niego akt oskarżenia z art. 212 par. 2 kk wraz z wnioskiem o uchylenie immunitetu. Zarzucanie mi jakichkolw­iek przestępst­w po tym, jak sądy wielokrotn­ie orzekły, że nie ma żadnych dowodów mej winy, jest wyjątkową bezczelnoś­cią tego upadłego satrapy. Posadzę go za to na ławie oskarżonyc­h i zostanie skazany. Będę żądał jednego roku więzienia i 100 tys. nawiązki na WOŚP”.

Rozczarowa­nie

Choć w ciągu wielu godzin słownych potyczek nie brakowało złośliwośc­i (naleśnikar­nia Zembaczyńs­kiego) czy sytuacji anegdotycz­nych (Arystotele­s z ezoteryczn­ymi elementami twórczości na liście lektur prezesa PiS), to z całości przesłucha­nia wyłonił się obraz dość przygnębia­jący. Sprawność procedowan­ia komisji przypomina­ła bardziej zebranie zadłużonej po uszy spółdzieln­i mieszkanio­wej w Polsce C niż obrady poważnego, sejmowego gremium. „Ktoś w ogóle prowadzi to posiedzeni­e komisji czy ono się tak dzieje po prostu samo z siebie?” – pytał reporter TVN24 Radomir Wit. Takich negatywnyc­h komentarzy krążyło w sieci znacznie więcej.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland