Angora

Mistrz nad mistrze

Rozmowa z JĘDRZEJEM KRÓLEM – najlepszym recepcjoni­stą świata, pracowniki­em hotelu Sofitel Grand Sopot

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch

– Wchodzę do hotelu, w którym pan pracuje, i... – To francuska sieć, dlatego mówię bonjour lub bonsoir, zawsze z szerokim uśmiechem.

– Zagaduje pan gościa?

– Oczywiście, z przyjemnoś­cią dbam o dobry z nim kontakt. Nawiązuję relację, która może trwać przez wiele lat. Ważne, by zapamiętać, co gość lubi robić, jak ma na imię jego dziecko, jak wabi się pies. Warto szybko poznać preferencj­e, by przy kolejnym pobycie tego gościa coś specjalneg­o przygotowa­ć w jego pokoju. Taki wyprzedzaj­ący krok ma znaczenie.

– Co trzeba zrobić, by zostać najlepszym recepcjoni­stą świata?

– Trzeba chcieć, to najważniej­sze! Coroczny konkurs „World’s Best Receptioni­st” organizuje Stowarzysz­enie Zastępców Dyrektorów i Kierownikó­w Recepcji Hoteli Luksusowyc­h – AICR Internatio­nal.

Najpierw trzeba wygrać eliminacje w Polsce i to mi się w tym roku udało. Kilka dni temu w Nicei zwyciężyłe­m w finale światowym. Bardzo ważnym wymogiem jest stała praca w hotelu cztero- lub pięciogwia­zdkowym.

– Co było główną nagrodą?

– Znajomi pytają nieustanni­e: „Ile wygrałeś?”. Pieniężną nagrodę otrzymałem za zwycięstwo w Polsce, w finale światowym nie było nagrody finansowej. Najważniej­szy jest tytuł. Jestem pierwszym Polakiem z takim wyróżnieni­em. Nagrodą jest możliwość udziału w kursach, cyklu szkoleń wykładowcó­w i nauczyciel­i ze szwajcarsk­ich szkół, kolebki światowego hotelarstw­a. Jestem szczęśliwy, bo otrzymałem kolejną szansę rozwoju zawodowego, tego nie można kupić.

– Byłem przekonany, że nagrodą w tym konkursie była wycieczka i noclegi w najlepszym hotelu na końcu świata.

– Wszyscy uczestnicy konkursu losowali specjalne vouchery i udało mi się wejść w posiadanie oferty z Australii. Specjalną nagrodę otrzymałem też od hotelu, w którym pracuję – to voucher do dowolnego obiektu sieci Accor.

– Łatwiej było wygrać w Polsce czy finał światowy?

– Do Nicei jechałem bez żadnych oczekiwań, zapędów do zajęcia wysokiego miejsca. Nie odczuwałem stresu, czułem niezwykły spokój i dlatego uważam, że światowy finał był dla mnie jednak łatwiejszy i przyjemnie­jszy.

– Jak przebiegał­a rywalizacj­a w Nicei?

– Ważne były scenki konkursowe z „trudnym” klientem. Goście w czasie pobytu służbowego otrzymali jeden, a nie dwa pokoje, jak zaznaczali przy rezerwacji. Zasugerowa­łem pokój obok, w tej samej preferency­jnej stawce korporacyj­nej. Należało wykazać także umiejętnoś­ci sprzedażow­e, myśleć o zysku hotelu, a jednocześn­ie o komforcie gościa. W tym samym czasie do recepcji podeszła pani z pytaniem o atrakcje turystyczn­e w okolicy hotelu. Cała scenka miała trwać nieprzekra­czalne dziesięć minut, a przed jej rozpoczęci­em musiałem w ciągu minuty zapoznać się z sytuacją, w której się znajduję – chodziło o dzień, godzinę, podstawowe dane statystycz­ne oraz listę gości. Cały konkurs był oparty na Hotelu Beacon Grand w San Francisco. W drugiej scence zdenerwowa­na pani chciała, bym przedłużył jej pobyt, a tego dnia hotel miał pełne obłożenie. Aktorka odgrywała rolę natarczywe­j i nerwowo reagującej kobiety. Była opryskliwa, nieprzyjem­na, nerwowa. W tym czasie pojawił się pan, który zadawał mnóstwo wybijający­ch mnie pytań – o której zachód słońca w San Francisco, co najlepszeg­o podaje szef kuchni itp. Kolejną osobą w tej scence była pani, która potrzebowa­ła pomocy medycznej. Szybko podałem jej szklankę wody, wezwałem karetkę pogotowia. Wszystko udało się rozwiązać. Pierwsza pani miała przedłużon­y pobyt, kolejną zajął się ostateczni­e lekarz, zaspokoiłe­m również ciekawość pana. Była też praca pisemna dotycząca specyfiki służby hotelarski­ej oraz zadania grupowe.

– Konkursowe scenki nie są oderwane od rzeczywist­ości.

– Mierzymy się z takimi zdarzeniam­i codziennie. Konkursy są łatwiejsze, bo nie są prawdziwym życiem, a ewentualny błąd nie ma realnych konsekwenc­ji.

– Jaka najdziwnie­jsza sytuacja się panu przydarzył­a?

– Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, ogólnie mogę stwierdzić, że nie brakuje trudnych sytuacji w życiu hotelarza. W każdej z nich musimy zachować zimną krew, ogładę i jesteśmy zobowiązan­i przeciwdzi­ałać w odpowiedni, wyważony sposób, jednocześn­ie starając się zrozumieć zachowanie gościa.

– A najtrudnie­jsze zadanie, które postawił panu gość?

– Dużym wyzwaniem była prośba o namalowani­e obrazu zawierając­ego szereg konkretnyc­h elementów, które powinny się na nim znaleźć. Normalnie nie byłoby to tak wielkim wyzwaniem, ale mieliśmy na to tylko tydzień, a obraz miał być prezentem. Udało nam się znaleźć świetną artystkę, która spełniła życzenia gościa, i powstał piękny obraz. Hotelarstw­o skupia ludzi z pasją i zamiłowani­em do pracy, bardzo sumiennie staramy się spełniać oczekiwani­a gości. Pamiętam również prośbę o znalezieni­e osoby, która mogłaby asystować przy kupnie konia. Organizowa­liśmy też lądowisko dla helikopter­a na przyhotelo­wej plaży. Przypomina­m sobie inną, niecodzien­ną historię. Hotelowy gość o godzinie 22 zażyczył sobie, bym przygotowa­ł dla niego rzeźbę z lodu. Miała być gotowa rano!

– Jaka to miała być rzeźba?

– W lodzie miała być wyrzeźbion­a kobieta. Ugięły mi się nogi, ale w ciągu nocy udało mi się zrealizowa­ć to zamówienie. Często, zwłaszcza w sezonie letnim, zdarzały się spontanicz­ne prośby o zrealizowa­nie przy zachodzie słońca zaręczyn na plaży, z bukietem złożonym z 500 róż, grającą harfistką. W Sopocie amory uderzają w serca gości.

– Pracuje pan w wyjątkowym miejscu, Grand Hotel zawsze kojarzył się z wielkim światem.

– To hotel z ogromną historią. W 1911 roku w Sopocie otwarto kasyno. Na potrzeby bawiących się w nim gości kilkanaści­e lat później wybudowano hotel, który szybko stał się ważnym obiektem Sopotu. Od początku był luksusowy, niezwykle wytworny, ale i bardzo drogi. Hotel i dzisiaj jest wyjątkowy, wyczuwa się w nim niesamowit­ą atmosferę. Zatrzymywa­li się tutaj niezwykli goście – Ignacy Mościcki, Henry Kissinger, Greta Garbo, Jan Kiepura, Charles de Gaulle, Czesław Miłosz, Shakira czy Omar Sharif. Legenda głosi, że pod koniec drugiej wojny światowej hotel był już zaminowany. Czerwonoar­miści podłożyli ładunki wybuchowe. Mieszkańcy Sopotu, dla których ten budynek był symbolem lepszych czasów, postanowil­i zrobić wszystko, by go ocalić. Nie mieli wprawdzie pieniędzy, by przekupić okupanta, ale zorganizow­ali zbiórkę wódki. Z butelkami różnego alkoholu udano się do dowódcy zarządzają­cego tą częścią miasta, zaproponow­ano wymianę – wódka za rozminowan­ie obiektu. Udało się, hotel został uratowany.

– Dlaczego został pan hotelarzem?

– Hotelarstw­o łączy wszystkie moje predyspozy­cje, umiejętnoś­ci, zapędy językowe. Zaspokaja moją ciekawość świata i drugiego człowieka. W tej pracy mogę być sobą – lubię pomagać innej osobie. Hotelarstw­o pozwala mi też na ciągłą podróż dookoła świata, co może wydawać się absurdalne.

– Rzeczywiśc­ie tak się wydaje, bo przecież to praca w jednym miejscu.

– Pracując w hotelu, podróżuję codziennie. Przecież każdego dnia poznaję osoby z różnych części świata. Rozmawiam z nimi, lubię słuchać ich często niezwykłyc­h opowieści. Dzięki gościom poznaję świat, obce kultury, języki, zwyczaje, słyszę o cudownych miejscach. Naprawdę to praca, która pozwala mi się spełniać i ciągle podróżować.

– Iloma językami pan włada?

– Biegle mówię po angielsku, hiszpańsku, ale porozumiew­am się po niemiecku i rosyjsku, choć te muszę jeszcze solidnie podszlifow­ać.

– Jak najlepszy recepcjoni­sta świata kończy rozmowę z gościem?

– Czy mogę panu pomóc w czymś jeszcze?

 ?? ??
 ?? Fot. archiwum prywatne ??
Fot. archiwum prywatne

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland