Najseksowniejszy paryski kabaret
Na tyłach sali małe, ukryte drzwiczki obite czerwonym aksamitem pozwalają dostać się za kulisy. To wyjątkowy przywilej, bo Crazy Horse od 72 lat otacza się aurą tajemnicy. Dopiero w 2006 roku nowa dyrektorka Andrée Deissenberg zaczęła uchylać – zawsze bardzo oszczędnie – kurtynę.
Wizyta rozpoczyna się punktualnie o 18.30, przed pierwszym występem. Ubrana w bardzo krótką marynarkę zapinaną na podwójne złote guziki i rozszerzane spodnie opinające talię osy oraz obowiązkowe szpilki Enny Gmatic, francusko-angielska tancerka, wita przy wejściu do kabaretu. Ma już na sobie sceniczny makijaż, ale nie włożyła jeszcze słynnej peruki z grzywką. Należy do zespołu od dwunastu lat i opowiada wielką historię i małe anegdotki z instytucji, którą zna od podszewki. Wyjaśnia, że tancerki, od 30 do 40, w zależności od pory roku i zagranicznych tras, rekrutuje się na całym świecie. W zespole są Francuzki, Amerykanki, Australijki, Angielki, ale także Azjatki i Afrofrancuzki. Reprezentowane są wszystkie kolory skóry. Średni wiek wynosi 27 lat, wzrost od 1,67 do 1,73 metra bez obcasów. I oczywiście ich figura jest jednym z najważniejszych warunków zatrudnienia. Dyscyplina surowa. Pseudonim sceniczny (Starlette O’Ara, Kika Revolver, Pixelle Canon itp.) proponowany jest przez kierownictwo podczas rekrutacji. Tancerka może odmówić dwa razy. Artystki muszą się stawić w kabarecie na dwie godziny przed występem, aby się rozgrzać i wykonać makijaż w wąskich biało-czerwonych przebieralniach. Co tydzień odbywa się ważenie. Tolerowane są wahania do dwóch kilogramów. Do niedawna męski personel nie mógł rozmawiać z tancerkami. Na każdą z nich po zakończeniu przedstawienia czeka taksówka... Niemal wojskowa dyscyplina.
Zwiedzający oglądają m.in. dawne biuro założyciela firmy Alaina Bernardina, gdzie dziś przyjmowane są prywatnie takie gwiazdy jak Johnny Depp i Beyoncé, która przyjechała tu specjalnie, aby nakręcić teledysk do „Partition”. Enny Gmatic przez godzinę przytacza historyczne anegdoty i drobne niedyskrecje. Tylko garderoby Crazy Girls pozostają całkowicie niedostępne... Każdy klient może teraz zarezerwować Crazy Experience – godzinną wizytę serwowaną z drobnymi przekąskami i dwoma kieliszkami szampana w piątki i soboty. W cenę 295 euro od osoby wliczane jest także miejsce VIP na przedstawienie.
Czas na występ. Gdy tylko kurtyna się podnosi, na małej scenie o wymiarach 9 na 5 metrów tancerki wykonują marsz brytyjskiej Gwardii Królewskiej. Kolejne pokazy następują jeden po drugim. Ale to, co od dziesięcioleci czyni przedstawienie wyjątkowym, to subtelna gra świateł. Dzięki projekcji (prawie) nagie artystki przywdziewają wyimaginowane kostiumy z koronek, łusek, kamieni szlachetnych, kropek czy falujących świateł. Wszystko jest zaplanowane co do milimetra. Pomiędzy scenami występy mistrza ceremonii, pokazy żonglerki i komicy urozmaicają wieczór.
Crazy Horse od lat inspiruje artystów i czerpie z ich doświadczeń. Tunezyjski kreator mody Azzedine Alaïa przyznawał otwarcie, że inspirował się zmysłowymi sylwetkami tancerek, projektując swoje słynne obcisłe czarne sukienki. Christian Louboutin również inspirował się kabaretem, tworząc swoje legendarne szpilki na zawrotnym obcasie. Stałym bywalcem był także Jean-Paul Gaultier. Crazy Horse to fenomen jedyny w swoim rodzaju, fascynujący mężczyzn i kobiety, mieszkańców Paryża, prowincji i obcokrajowców. I Andrée Deissenberg dobrze to rozumie. Od chwili jej przybycia siedemnaście lat temu, kiedy kabaret kupił belgijski inwestor, dyrektorka generalna wniosła tu wizję silnej i wolnej kobiety, powiew impertynencji i inne spojrzenie na kobiecość. Choć 25 lat temu nie byłoby to możliwe, dziś dwie tancerki w zespole są matkami, kolejna jest pielęgniarką na oddziale gastroenterologii paryskiego szpitala. Deissenberg podkreśla, że jest dumna, że sfeminizowała publiczność i oddała władzę tancerkom.
W paryskich lokalach takich jak Moulin Rouge co roku pojawia się pytanie: co zmienić, by przetrwać? To pytanie jest także zawsze aktualne w Crazy Horse, ale choć mija czas, duch kabaretu przy Avenue George V pozostaje żywy. Andrée Deissenberg udało się odświeżyć formułę, nie zdradzając koncepcji Crazy Horse Saloon, wymyślonego w 1951 przez Alaina Bernardina, inspirowanego amerykańskim striptizem i łączącego erotyzm z bardzo wyrafinowaną estetyką. Chociaż odniesienia do kowbojów i Indian są już widoczne tylko w drobnych akcentach. W 2010 roku odnowiła gatunek, tworząc Spotkania z Gośćmi. W przedstawieniach biorą udział wyjątkowe osobowości światowej rewii, np. Dita von Teese, ale także Conchita Wurtz czy nawet Viktoria Modesta, artystka po amputacji nogi, która zatańczyła z protezą w ultrafuturystycznym przedstawieniu. Spektakl nie jest hermetyczny wobec zmian zachodzących w społeczeństwie.
Po 90 minutach kolorowego show wychodzimy z poczuciem lekkości. W pobliżu szatni firmowy sklep oferuje m.in. peruki w kolorze fuksji, różu, fioletu, żółci i jaskrawoniebieskiego... Na etykietce widnieje napis: Prawdziwa peruka tancerki, w języku francuskim i angielskim, w skromnej (!) cenie 490 euro. Jeśli masz ochotę odegrać Totally Crazy! w domu, droga otwarta.