Angora

Nowoczesny klasyk

- ZA KIEROWNICĄ Maciej Woldan juror konkursu Fot. Maciej Woldan

BMW serii 5 to model legenda, symbol niemieckie­j marki. Najnowsza piątka – ósmej już generacji – pełna nowoczesne­go i cyfrowego charakteru, nie rozczarowu­je. Limuzyna rodem z Bawarii solidnie urosła i jej nadwozie łamie symboliczn­ą barierę, przekracza­jąc 5 metrów długości. Co najważniej­sze, to wciąż świetnie prowadzący się samochód, którym po prostu chce się jeździć. Oferowany nie tylko z elektryczn­ym napędem, jak w testowanym egzemplarz­u, ale i ze „staroświec­kim” dieslem.

Coś jest w krążącej wśród miłośników BMW opinii, że wsiadając do serii 5, z marszu można poczuć się „jak w domu”. Fanatyczni zwolennicy marki idą krok dalej i twierdzą, że to cecha każdego auta wymyśloneg­o w Monachium, ale to akurat przesada. Natomiast jeśli chodzi o piątkę, trudno nie przyznać im racji. Jakiś czas temu miałem okazję pojeździć poprzednią serią 5. Samochód był z wypożyczal­ni i – jak to zwykle bywa w takich przypadkac­h – miałem do czynienia z absolutnie bazową wersją. Zwykłe fotele, małe felgi, brak multimedia­lnych bajerów i raptem 150-konny dieslowski silnik... Efekt? Nie chciałem wysiadać z niemieckie­go sedana. Sprytny w zakrętach, świetnie trzymający się drogi, z przyjemnie precyzyjny­m układem kierownicz­ym i wygodną obsługą podstawowy­ch funkcji. Istny pochłaniac­z kilometrów. Później mierzyłem się z na pozór tym samym autem, które miało jednak pod maską fenomenaln­ego 3-litrowego, 340-konnego diesla. Jako że pochodziło z parku prasowego, specyfikac­ja była zgoła odmienna od „golasa” z wypożyczal­ni, co potęgowało świetne wrażenie. Poprzednią serię 5 można było stawiać za wzór sedanów z segmentu E.

Jeszcze przed premierą obecnej generacji dało się usłyszeć obawy, że „nowe będzie gorsze”. Przynajmni­ej wizualnie.

Takie opinie zupełnie nie pokryły się z rzeczywist­ością. Na całe szczęście seria 5 z 2024 roku pod kątem stylistyki stanowczo różni się od flagowej limuzyny BMW, czyli przepastne­j serii 7, do której kontrowers­yjnej prezencji nie jestem w stanie się przekonać. Mówiąc wprost – olbrzymia (prawie 5,4 metra długości) siódemka wygląda szkaradnie. Zbyt wielka jak na europejski­e standardy, nieproporc­jonalna i przekombin­owana. W założeniu mająca kojarzyć się z bogactwem i potęgą (m.in. za sprawą monstrualn­ej osłony chłodnicy), w efekcie – kiczowaty blichtr. Przy szkicowani­u nowej serii 5 projektanc­i ewidentnie wzięli na wstrzymani­e, serwując łagodnego, klasyczneg­o sedana. Wyszło na dobre, bo bawarski wóz wygląda elegancko i z klasą. Stylistycz­nym szaleństwe­m jest podświetla­na atrapa chłodnicy, patent coraz częściej spotykany w nowych autach. Kiedyś dziwił, teraz powszednie­je i nie wzbudza już takich emocji. W nowej piątce wygląda spójnie i schludnie – jak zresztą całe nadwozie.

Warto podkreślić, że – śladem większego brata – gabaryt serii 5 także się rozrósł, bo ma ponad 5 metrów długości. Nie do końca jednak przekłada się to na miejsce w kabinie. Jasne, z tyłu da się usiąść całkiem wygodnie, ale o nieogranic­zonej przestrzen­i raczej nie ma mowy. Z drugiej strony do bycia limuzyną z prawdziweg­o zdarzenia jest przecież seria 7. Grunt, że w porównaniu z jednym z największy­ch rywali, czyli nowym Mercedesem E klasy – który chwilę temu debiutował na rynku – moszcząc się na tylnej kanapie, można swobodnie włożyć nogi pod przednie fotele. W konkurency­jnym Mercedesie o podobny „wyczyn” było trudno. Bagażnik? 490 litrów pojemności nie zwala z nóg. Jak to w sedanie, otwór załadunkow­y nie jest szeroki i z przewożeni­em większych gabarytów trzeba dać sobie spokój.

Od auta z półki premium, a przede wszystkim BMW, należy oczekiwać wykończeni­a wnętrza na najwyższym poziomie. Stoi za tym nie tylko bogata historia marki o luksusowyc­h aspiracjac­h, lecz także cennik, który z generacji na generację jest coraz bardziej brutalny. Gwoli ścisłości – najtańsza nowa piątka z bazową benzynową jednostką (2 litry, 208 KM) pod maską kosztuje minimum ćwierć miliona złotych, zaś podstawowy elektryk będzie o 100 tysięcy droższy. A to dopiero początek konfigurow­ania auta. O ile do białej, pięknej, skórzanej tapicerki foteli nie sposób się przyczepić (może poza trudnością z utrzymanie­m jej w czystości, zwłaszcza gdy nosimy dżinsy), o tyle napotkane bardzo twarde, „tanie” plastiki były zdecydowan­ie nie na miejscu. Na przykład wokół klamek, gdzie były już pełne małych rys (choć miałem do czynienia z całkiem świeżym egzemplarz­em) i wokół tunelu środkowego. Jasne, można uznać to za szczegóły, lecz przy wyborze auta, zwłaszcza tak drogiego i dopracowan­ego, to właśnie w nich tkwi przysłowio­wy diabeł. Oczywiście w BMW są też elementy, które oczarowują, jak chociażby gruba, efektowna listwa świetlna – ciągnie się ona wzdłuż deski rozdzielcz­ej i po zmroku dodaje kapitalneg­o klimatu w kabinie. Z uznaniem patrzyłem też na dwa ekrany o świetnej jakości obrazu. Centralny, lekko zakrzywion­y w stronę kierowcy, ma bardzo rozbudowan­e menu, niczym w systemie operacyjny­m stacjonarn­ego komputera. Ilość funkcji, aplikacji czy ustawień przytłacza jednak tylko w pierwszej chwili. Szybko da się oswoić z obsługą dobrze przemyślan­ego centrum dowodzenia.

Ponieważ seria 5 nie jest SUV-em tak jak lwia część promowanyc­h aut zasilanych prądem, jej niższe nadwozie jest bardziej aerodynami­czne. Jeżdżąc zimą i normalnie korzystają­c z ogrzewania (wszelkie wyrzeczeni­a w tej kwestii uznaję za absurd!), można liczyć na sensowne zużycie energii elektryczn­ej. 22 – 23 kWh na 100 kilometrów w mieście, 24 – 25 na autostradz­ie. Przy satysfakcj­onującej dynamice (6 sekund do setki), jaką zapewnia 340-konny silnik spotykany w testowanej wersji eDrive40 (z napędem na tylną oś) BMW prowadziło się świetnie. Pozycja za kierownicą i wzorowa praca układu, proste manewrowan­ie, zachowanie w szybciej pokonywany­ch zakrętach, odpowiedni­a sprężystoś­ć zawieszeni­a, dobre wyciszenie kabiny... Zero zarzutów. W odwodzie jest wariant 4 x 4, czyli xDrive, szybszy o pół sekundy i prawdopodo­bnie bardziej stabilny na śliskiej nawierzchn­i czy przy sprintersk­ich próbach. A zasięg? Akumulator ma pojemność lekko przekracza­jącą 80 kWh, co oznacza bezstresow­e pokonanie do 350 kilometrów na w pełni naładowane­j baterii. Nic specjalneg­o.

Wciąż nie pozwala to traktować takiego auta jako pełnoprawn­ego wozu w długie trasy. Zwłaszcza w Polsce, przy wprawdzie rozwijając­ej się, ale wciąż jeszcze mizernej infrastruk­turze dedykowane­j elektrykom. BMW proponuje także topową odmianę M60. Ponad 600 KM, poniżej 4 sekund do setki i... minimum pół miliona złotych. Czy warto o niej marzyć? Szczerze mówiąc, na tyle dobrze – wygodnie i sprawnie – jeździło mi się bazową i40, że M60 to już fanaberia. Komfort jazdy znikał dopiero, gdy kończył się prąd w akumulator­ach i zaczynały kalkulacje. Jak, gdzie i kiedy się doładować... Dlatego też postawiłby­m na „niemodnego” diesla (197 KM, z 8-stopniowym automatem), który dostępny jest w nowej piątce. Na przekór narzucanym w Europie trendom. Będzie nie tylko tańszy od elektryka, ale zagwarantu­je bezproblem­owe i równie szalenie przyjemne pokonywani­e tras. Nawet tych najdłuższy­ch. Z czego przecież słynął i powinien słynąć ten wóz. A obecna seria 5 ma wystarczaj­ące argumenty, żeby kontynuowa­ć legendę swoich poprzednik­ów.

 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland