Mój protest!
Od pewnego czasu pojawia się w mediach termin „tak zwane Ziemie Odzyskane”, a mówią tak m.in. historycy z Instytutu Pamięci Narodowej (IPN). Takie wyrażenie neguje polskość Warmii i Mazur, Pomorza i całej zachodniej części obecnej Polski! Pytam: jakie są intencje używania takiego określenia? Albo są to starania na korzyść Niemiec, albo wyraz sprzeciwu wobec powojennego podziału Polski i Niemiec, na mocy którego zabrano Polsce część wschodniego stanu posiadania na rzecz Litwy, Białorusi i Ukrainy, a jako rekompensatę dano te ziemie zachodnie i północne. Ale ta zmiana przywróciła Polskę do przybliżonych granic piastowskich. Proszę obejrzeć historyczne mapy ziem polskich z X/XI wieku i będzie wiadomo o naszych granicach na Odrze. Co do Pomorza i ziem zachodnich – Polska często traciła te ziemie na rzecz Brandenburgii, Czech, a także książąt pomorskich, których nie interesowało bycie integralną częścią właśnie Polski. Ale Warmia i Pomorze Gdańskie, choć podstępem i przemocą zagarnięte przez Krzyżaków, wróciły do Rzeczypospolitej po wojnie trzynastoletniej, w ramach kompromisowego pokoju toruńskiego z 1466 roku. W państwie krzyżackim, które stało się lennem Polski, zostały obecne Mazury. Po innej wojnie z zakonem krzyżackim, bo łamał on postanowienia tegoż pokoju, w 1525 roku powstały lenne Prusy Książęce, które z czasem miały być wcielone do Polski.
Sprawy potoczyły się inaczej i wiarołomni lennicy, korzystając ze słabości polskiego suwerena, wyłudzali kolejne ustępstwa aż do traktatów welawsko-bydgoskich (1657 r.), które zlikwidowały lenno. Mało kto wie, że władający Prusami elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm (1620 – 1688), starając się o polską koronę, był gotów niedawno zdobyte Prusy Książęce wcielić do Polski (zob. ks. A. Buzek, „W biegu stuleci”, Kalendarz Ewangelicki, 1969, s. 100). Zaprzestał on starań o koronę Polski i Litwy, bo nie zgodził się przejść na katolicyzm. Jego miejsce zajął Michał Korybut Wiśniowiecki (1639 – 1673), ale – choć był starannie wykształcony i wydawał się dobrze przygotowany do panowania – to jednak sytuacja go przerosła.
Wracając do naszych Ziem Odzyskanych. Kto pisze, że są one „tak zwane”, ten także pluje na tych, którzy za swoje starania o wcielenie ich do Polski tracili wiele, a nawet wszystko, z życiem włącznie. Mało tego, takie traktowanie tej części Polski może zniechęcać mieszkających tam (Polaków także) do trwania w polskości i budzić nawet skrajnie proniemieckie sympatie. Tak więc proszę o inne określenie, skoro nazwa Ziemie Odzyskane już się nie podoba. KAROL KULIGOWSKI, Szczytno (adres
internetowy do wiadomości redakcji)