Gazeta Wyborcza - Gazeta Telewizyjna
USZYLI NA WOJNĘ
żują nasze emocje i powodują, że identyfikujemy się z bohaterami, nawet tymi złymi. Czyż nie lubiliśmy mordercy Dextera? Czyż nie kibicowaliśmy Walterowi White’owi, gdy zamieniał się z ciapowatego nauczyciela chemii w barona narkotykowego w „Breaking Bad”? Podobnie jest w „House of Cards”.
Postacie Franka i Claire porównywano już do Makbeta i lady Makbet, zwracano uwagę na szekspirowski wymiar opowieści o żądzy władzy i szaleństwie prowadzącym do zbrodni, ale ten serial to coś więcej – dlatego że mówi nam o współczesnej polityce jako o gnieździe żmij, o czym wiemy, ale tutaj mamy to podane na tacy i wyjaśnione mechanizmy, gdzie nie ma miejsca na uczciwość, lojalność, a polityka nie jest służbą narodowi, ale wyłącznie drogą do pełni władzy. A każdy kolejny szczebel zbliża go do władzy absolutnej. A co to jest władza absolutna? To dyktatura. Makbet, dyktator Pięć lat temu mogliśmy oglądać „House of Cards” jako radykalną fikcję polityczną, dzisiaj serial staje się rzeczywistością – świat i nasze najbliższe otoczenie zmieniły się w sposób szokujący i to, co robi Frank, nie jest już wymysłem scenarzystów.
„House of Cards” powstało na bazie trylogii powieściowej Michaela Dobbsa, byłego brytyjskiego polityka konserwatywnego, ale już od 3. sezonu od niej odeszło. Z dzisiej- szej perspektywy książki Dobbsa czytać można wręcz jako opowieści o czasach, gdy nawet najpodlejsi politycy mieli jakieś zasady.
Frank oczywiście pogardza „ciemnym ludem”, uważa, że każdemu da się wcisnąć kit, jest równie zły, jak politycy znani z naszych mediów, ale czujemy do niego sympatię, a nawet rodzaj szacunku. Dlaczego? Bo jest profesjonalistą.
W swym zakłamaniu, bezwzględności to fachowiec, on się nie kompromituje, on nie jest nieudacznikiem, on każdą skomplikowaną operację polityczną przeprowadza z chirurgiczną precyzją. Jeśli Frank jest w istocie Makbetem, to nasi politycy są co najwyżej Monty Pythonem.
5. sezon będziecie oglądać z jeszcze większymi emocjami niż poprzednie i tym razem naprawdę bojąc się, że serial zamieni się w rzeczywistość. Prezydent Underwood postanowił rządzić nie kolejną kadencję, ale sześć kadencji – do roku 2036. Umiecie to sobie wyobrazić? W Ameryce Trumpa? WPolsce? A przecież Trump (nie mówiąc już o naszym prezydencie) to zupełny amator i poczciwa fajtłapa w porównaniu z Frankiem.
„House of Cards” to też doskonałe aktorstwo. Dziś w zasadzie nie sposób sobie wyobrazić kogokolwiek innego, kto mógłby zagrać Underwooda, niż Kevin Spacey. To jego życiowa rola. O ile w poprzednich sezonach można było Franka w perwersyjny sposób lubić albo nienawidzić, teraz należy zacząć się go naprawdę bać. Kiedy mówi do Amerykanów, a przecież nade wszystko do nas, oglądających serial: „Nie bójcie się!” – strach ogarnia widza, bo wie, że ta deklaracja to zapowiedź dyktatury. Oczy pokrywają się szronem Postarzały, zmęczony, o wyglądzie człowieka chorego staje się osobą z gruntu antypatyczną. Podobnie Robin Wright jako Claire jest tak zimna, że od samego oglądania oczy pokrywają się szronem i pęka szkliwo na zębach.
Wzasadzie cały serial jest też opowieścią o emancypacji First Lady z żony wpływowego polityka do pozycji równorzędnej rozgrywającej w wielkiej polityce. Claire jest coraz ważniejszym graczem i bezwzględnością nie ustępuje Frankowi, przez część nowego sezonu pełni nawet obowiązki prezydenta USA, na skutek komplikacji związanych z ordynacją wyborczą, gdy Frankowi udaje się, tworząc chaos w państwie, powstrzymać marsz Conwaya.
Wtym małżeństwie nie ma już od dawna miłości, ale jest coś silniejszego: wspólny interes polityczny. Claire ma nawet oficjalnego kochanka, o którym Frank wie. Taka zdrada mu nie przeszkadza, jedyna zdrada, której by Claire nie wybaczył, to zdrada polityczna.
5. sezon powstał już bez udziału Beau Willimona, scenarzysty i producenta poprzednich czterech serii. Ale nie lękajcie się, że coś się posypie. W najnowszym rozdaniu Frank i Claire czuwają, aby wszystko było doskonale opanowane i pod pełną kontrolą. Nie musicie się martwić, Underwoodowie wszystkim się zajmą, wy macie tylko grzecznie oglądać.