Samolot Dudy startował bez pozwolenia. Były naciski na pilota
„Wieżyczko, jak to czasowo jest, bo tu z tyłu nas pytają najważniejsi pasażerowie, co się dzieje”, „z tyłu nas też naciskają” – mówił pilot samolotu LOT z Andrzejem Dudą na pokładzie. Problem? Wieża kontroli była już zamknięta.
Sprawa dotyczy lotu embraera 175 PLL LOT 2 lipca z portu lotniczego w Babimoście k. Zielonej Góry. Na pokładzie był m.in. Andrzej Duda, który odwiedzał region w ramach kampanii wyborczej. Nie był to lot z siatki połączeń przewoźnika, miał status HEAD oznaczający transport najważniejszej osoby w państwie.
Mimo zakupu przez rząd PiS nowych maszyn do transportów VIP-ów, które obsługują wojskowi piloci, rząd i prezydent wciąż czarterują dodatkowo cywilne embraery od LOT-u.
Lot zaplanowany na godz. 21.15 się opóźnił. Samolot nie zdążył wystartować przed zamknięciem lotniska, czyli do godz. 22. Kolumna prezydencka wjechała na jego teren dopiero 12 minut przed tym czasem.
„Wszyscy robią, co mogą”
– Dyrektor lotniska nawet próbował ich pospieszyć, ale trudno poganiać głowę państwa – mówi „Wyborczej” informator i dodaje, że problem zaczął się robić wówczas, gdy okazało się, że nikt nie zgłosił poznańskim kontrolerom, że muszą przejąć lot. Obszar nad lotniskiem jest bowiem monitorowany na dwa sposoby: bezpośrednio przez kontrolera siedzącego na wieży w porcie – ten kończy pracę o godz. 22 – albo zdalnie przez wieżę na poznańskiej Ławicy.
– Nikt z Kancelarii Prezydenta nie zgłosił, że wylot się opóźni. Gdy kontroler wychodził z wieży, samolot z prezydentem nie był gotowy do startu. Zrobiło się zamieszanie – tłumaczy „Wyborczej” osoba pracująca na lotnisku.
Po godz. 22 nie powinny się więc odbywać już żadne operacje. Ze stenogramów rozmów między kapitanem samolotu i kontrolerem ruchu wynika, że jeszcze przed godz. 22 kontroler, najwyraźniej w Babimoście, nie Ławicy, zaznaczał, że już za kilka minut praca na wieży będzie zakończona. Pilot jednak chciał, by na samolot czekać, i zapewniał, że wystarczą mu na kołowanie tylko dwie minuty.
Po godz. 22 kontroler powiedział, że praca na wieży jest zakończona. Nadal jednak próbował pomagać. Chwilę potem poinformował kapitana, że są załatwiane procedury związane z wydłużeniem pracy portu lotniczego. „Tak więc poczekajcie jeszcze 2-3 minutki i będzie możliwość kołowania. To jest informacja od dyżurnego portu” – mówi kontroler do kapitana.
Zaznaczył przy tym, że… ma już przerwę (prawdopodobnie chodzi o zakończenie pracy tego dnia), ale będzie na wieży obserwować, „jak się sytuacja rozwija”.
Ale pasażerowie samolotu niecierpliwili się i naciskali na kapitana. „Wieżyczko, jak to czasowo jest, bo tu z tyłu nas pytają najważniejsi pasażerowie, co się dzieje” – mówi kapitan do wieży. Kontroler na to: „Wszyscy zdają sobie sprawę z sytuacji, tak więc wszyscy robią, co mogą”. Na to pilot: „Wiem, ja rozumiem, no z tyłu nas też naciskają, dlatego pytam, żeby ewentualnie rzucić hasłem jakimś”.
Zawieszeni piloci
Niedługo potem tzw. follow, czyli specjalny pojazd, podprowadził samolot na start. Kontroler życzył pilotowi udanego lotu i powtórnie zapewnił, że będzie obserwować start. Pilot odparł: „Rozumiem, że możemy zająć pas i startować (...), dzięki i dobrej nocy życzymy”. Samolot odleciał o godz. 22.15.
Czy przepisy zostały złamane? Jak piszą nam w odpowiedzi na nasze pytania Państwowe Porty Lotnicze, „działanie lotniska w Zielonej Górze 2 lipca 2020 zostało zgodnie z przepisami wydłużone depeszą NOTAM do godziny 22.30, zatem lotnisko było otwarte”.
Choćby port działał, kluczowe jest jednak to, że nie było już kontroli ruchu. Państwowa
Agencja Żeglugi Powietrznej nie odpowiedziała nam jeszcze na pytania, czy była formalna zgoda kontrolerów ruchu lotniczego na lot Dudy. Ale według naszych informacji zgody nie było i nie mogło jej być, bo wieża była już zamknięta. Lot dopiero później przejęła Ławica. W stenogramie czytamy, że kontroler w Babimoście jeszcze przypominał kapitanowi samolotu, by z nią nawiązać kontakt.
Wiemy też, że piloci PLL LOT z tego lotu zostali zawieszeni: „Trwa procedura Safety Management System (SMS) weryfikująca okoliczności lotu z 2 lipca. Do tej pory nie potwierdziła ona naruszeń, niemniej do czasu jej zakończenia załoga, która realizowała przedmiotowy rejs, nie będzie wykonywała lotów”.
Lotnisko bez kontroli
Jak mówi unijny ekspert lotniczy Jacek Krawczyk, jest zszokowany przede wszystkim postawą kapitana LOT-u. – Nie pamiętam w przeszłości sytuacji, by ktokolwiek mógł wywierać na kapitana presję, bo ponosi on pełną odpowiedzialność. Pozwolił sobie na naciski ze strony pasażerów, co kompromituje tego kapitana – mówi Krawczyk.
Jak zaznacza, sytuacja była prosta – wieża kończy pracę o pełnej godzinie. Choć można wcześniej próbować wydłużyć czas pracy, to nie jest to łatwe. Rygory czasu pracy kontrolerów są bowiem wyśrubowane. – Nie może być przyzwolenia na takie sytuacje, bo to powoduje katastrofy. Tu doszło do nagięcia przepisów i wykonywania manewrów tylko ze względu na ważnych pasażerów, nie żadne sytuacje awaryjne – mówi ekspert.
Przerażająca jest według niego także postawa służb. Kontroler próbuje bowiem pomagać już po pracy. – Kontroler mówi: „mnie tu nie ma, ale jestem”. Za coś takiego traci się pracę, bo bezpieczeństwo jest najważniejsze – mówi Krawczyk.
W podobnym tonie wypowiada się Maciej Lasek, poseł Koalicji Obywatelskiej, były przewodniczący komisji badającej wypadki lotnicze. Mówi nam: – Na moje oko załoga powinna odmówić wykonania lotu. Instrukcja operacyjna PLL LOT zabrania wykonywania lotów według przepisów VFR (z widzialnością) z lotnisk niekontrolowanych, a po zamknięciu wieży de facto było to lotnisko niekontrolowane. Również lot do poziomu 095 [chodzi o wysokość niecałych 3 tys. m] był lotem VFR, a procedury operacyjne LOT-u na to nie zezwalają. Mówiąc prościej, w tej przestrzeni może lecieć wszystko, również bez radia i bez transpondera, więc istnieje duże zagrożenie bezpieczeństwa dla uczestników ruchu lotniczego.
„Nie było nacisków” i kontrola poselska
Kancelaria Prezydenta odpowiedziała nam, że „nie miała wiedzy o jakimkolwiek problemie związanym ze startem samolotu”. „Kolumna na lotnisko dotarła z dwuminutowym opóźnieniem. Delegacja wsiadła, czekała na start, stewardesa poinformowała, że samolot czeka na samochód „Follow me”, po chwili samolot wystartował. Nie mamy wiedzy o naruszeniach procedury” – czytamy w odpowiedzi Kancelarii. Jak zaznacza, „ze strony pasażerów nie było żadnej próby kontaktu z pilotem czy wywierania jakichkolwiek nacisków na załogę”.
Kontrolę poselską w tej sprawie zapowiedział wczoraj Waldemar Sługocki, poseł i szef lubuskiej Platformy Obywatelskiej. Chce zbadać pracę lotniska w Zielonej Górze, LOT-u i Kancelarii Prezydenta. – Musimy sprawdzić wiele rzeczy, zwłaszcza wiarygodność dokumentów, czy nie były wystawiane po czasie. Chcemy także dowiedzieć się, dlaczego robienie selfie było ważniejsze od zachowania standardów, które decydują o bezpieczeństwie prezydenta i towarzyszących mu osób – zaznacza poseł Sługocki.
l