Jerzy G., mózg afery PCK przed sądem
– Jestem ofiarą całej tej sytuacji – mówił przed sądem Jerzy G., były polityk PiS, dziś główny oskarżony o okradanie dolnośląskiego oddziału PCK. Pytania o finansowanie z kradzionych pieniędzy kampanii polityków PiS na razie nie padły.
Jerzy G. to swego czasu w dolnośląskim PiS postać wpływowa. Był członkiem zarządu wałbrzyskich struktur PiS i jednym z najbliższych współpracowników Anny Zalewskiej, byłej minister edukacji narodowej.
Na ławie oskarżonych o wyprowadzenie z dolnośląskiego PCK ponad 3 mln zł zasiada więcej ludzi związanych w przeszłości z PiS. Prezesem oddziału był wówczas były sejmikowy radny PiS Rafał Holanowski (zgodził się na podawanie nazwiska), a jego zastępcą poseł dwóch kadencji Piotr B.
Zdaniem śledczych to Jerzy G. miał być mózgiem całego przekrętu. PCK okradano poprzez firmy słupy, które na zlecenie PCK opróżniały kontenery, do których zbierana była używana odzież, zwyczajnie je okradając, a także poprzez umowę podpisaną przez oddział z założoną przez Holanowskiego fundacją Supra.
Jerzy G.: Jestem ofiarą
Jerzy G. próbował przekonać w piątek sąd, że pod jego kierownictwem jednostka wręcz kwitła. – Nie można mówić o utraconych korzyściach w stosunku do organizacji, która nie jest nastawiona na zysk, a taką jest PCK – mówił. – Zresztą zbierana do kontenerów odzież nigdy nie należała do Czerwonego Krzyża, tylko do firmy Wtórpol, z którą umowę na jej zbieranie podpisaną miała fundacja Supra założona przez prezesa Holanowskiego.
Jerzy G. kreował się na ofiarę całej afery: – W pewnym momencie straciłem kontrolę nad funkcjonowaniem oddziału. To było w czasie, kiedy poważnie zachorowałem.
Jego zdaniem oddział okradali oskarżeni już Bartłomiej Ł.-T., swego czasu prawa ręka G. w dolnośląskim PCK, i jego pracownik fizyczny Arkadiusz H. A także Aleksandra W., była statutowa PCK i do pewnego momentu konkubina Bartłomieja Ł.-T., która jednak ma w sprawie jedynie status świadka. – Gdybym to ja miał być organizatorem tego nielegalnego przedsięwzięcia, to przecież bym się na tym wzbogacił – przekonywał. O Bartłomieju Ł.-T. mówił: – Wykorzystał mnie, a potem również uczucie, jakim obdarzyła go główna księgowa.
Zaczął fałszować moje podpisy na dokumentach. Z analizy kont, do których miał dostęp wynika, że na własne zachcianki wydał ok. 800 tys. zł.
Jerzy G. przedstawiał się jako dobrodziej Bartłomieja Ł.-T. Gdy dowiedział się, że ma on na głowie roszczenia komornicze, założył mu konto na własne nazwisko. Gdy Ł.-T. postanowił kupić samochód, też wystąpił w jego imieniu. Rzucając kolejnymi kwotami, nie tłumaczył jednak, skąd zatrudniony w PCK z pensją 1,2 tys. zł Bartłomiej Ł.-.T. miałby mieć dostęp do tak ogromnych pieniędzy. W domyśle – z kradzieży, ale o samym okradaniu kontenerów, do których zbierana była odzież dla potrzebujących, Jerzy G. w ogóle nic nie mówił. Nieco nieopatrznie poruszył za to nieznany dotychczas wątek. I przyznał, że pod jego rządami pracownicy PCK opróżniali nie tylko kontenery z logiem PCK, ale również inne, dzierżawione przez fundację Supra, do których nie mieli formalnie żadnych praw.
– Czy to nie była kradzież? – pytał sędzia Tomasz Krawczyk.
Jerzy G.: – Przyznaję, że nie było to etyczne. Ale mam nadzieję, że prezes Holanowski, który był jednocześnie właścicielem fundacji i prezesem oddziału, jeśli dopiero teraz się o tym dowiaduje, jakoś mi wybaczy.
Zapomniał o SKOK-u
Jerzy G. o paru rzeczach zapomniał lub pamiętać nie chciał. Gdy sąd pytał o miejsca, w których pracował wcześniej, Jerzy G. nie wspomniał, że był członkiem zarządu upadłej Południowo-Zachodniej SKOK (jest dziś również oskarżony w innym procesie o udział w wyprowadzeniu z niej 12 mln zł).
Nie padły pytania – o czym zeznawać miał Bartłomiej Ł.-T. – czy wyprowadzane z PCK pieniądze rzeczywiście wykorzystywane były m.in. do finansowania kampanii wyborczych polityków PiS. Wiadomo, że zarabiający w PCK 1,2 tys. zł Ł.-T. w 2015 r., gdy w Polsce odbywały się wybory parlamentarne, na fundusz wyborczy PiS wpłacił 7 tys. zł z przeznaczeniem na kampanię Anny Zalewskiej. Jak twierdzi, zrobił to na osobiste polecenie Jerzego G. Z konta, na którym gromadzone były pieniądze z przekrętu. Również 7 tys. zł, tym razem w kopercie, na potrzeby swojej kampanii wyborczej otrzymać od Bartłomieja Ł.-T. miał Piotr B.
Zeznania Bartłomieja Ł.-T. w tym zakresie śledczy uznali jako „w pełni wiarygodne”. A akcie oskarżenia czytamy: „Podejrzany wyjaśnił, że od Jerzego G. miał przekaz, iż obroty ze zbiórek odzieży używanej muszą być wysokie, by zapewnić wysoki przychód dla fundacji Supra, ponieważ Rafał Holanowski zobowiązał się wpłacić maksymalny limit celem finansowania kampanii wyborczej Piotra B.”.
W 2014 r. i w 2015 r. Holanowski okazał się najhojniejszym donatorem kampanii PiS w kraju. Wpłacił w sumie prawie 85 tys. zł.
Nie można mówić o utraconych korzyściach w stosunku do organizacji, która nie jest nastawiona na zysk, a taką jest PCK
JERZY G.
l