KUJMY MIECZE NA NOWE ŚREDNIOWIECZE
Nowa fala trendów sieciowych zmienia naszą cywilizację na stałe. Opiszmy je, zamiast wyśmiewać, a dowiemy się, jak uratować liberalizm.
Przecież to powrót do średniowiecza! – mówimy, gdy chcemy napiętnować czyjąś ciemnotę. Najczęściej myślimy wtedy z – nie ukrywajmy – poczuciem wyższości, iż zwolennikom ciemnoty pomogłaby porządna edukacja i więcej dobrobytu, aby zmądrzeli. Ale to nieprawda. Nadchodząca era, w której wysadzający się w imię Allaha mają często i pieniądze, i dyplomy uniwersyteckie, potrzebuje zupełnie innych rozwiązań. Ta era to nowe średniowiecze. Czym ono jest? „Nowe średniowiecze” czy „neomediewalizm” bywa wymieniane w różnych, często niepowiązanych albo przeciwstawnych kontekstach. Neomediewalizm jest trochę jak „ponowoczesność” – możesz wrzucić do worka z tą etykietką bardzo wiele rzeczy i będzie pasowało. Nowym średniowieczem można nazwać wyżej wymienioną ciemnotę (irracjonalizm) czy fundamentalizm religijny, ale też fascynację motywami średniowiecznymi w popkulturze czy postulaty dezurbanizacji.
KLĄTWA BIERDIAJEWA
Niestety, termin „nowe średniowiecze” ma złą prasę, bo jeden z jego wczesnych użytkowników, rosyjski myśliciel Mikołaj Bierdiajew wyrządził mu niedźwiedzią przysługę. W katastroficznym eseju „Nowe średniowiecze” (1924) Bierdiajew pisze o nieodgadnionej naturze przeszłości, głosząc gdzieniegdzie konkretne postulaty dekonstrukcji państw, zatrzymania obiegu informacyjnego czy wyłączenia giełdy. W takim świecie wrócilibyśmy do prostego życia w małych wspólnotach, opartego na rytmie religii. Owa wstecznicza wizja naznaczona jest traumą po tragedii pierwszej wojny światowej. Skoro bowiem pędząca cywilizacja doprowadziła do śmierci i pożogi, myślał Bierdiajew – to trzeba ją wyłączyć, a przynajmniej cofnąć na niższy poziom złożoności.
Co ciekawe, podobne rozumienie „nowego średniowiecza” da się czasami spotkać na reakcyjnej prawicy. Z kolei na lewicy „nowe średniowiecze” funkcjonuje często jako obelga albo zarzut – jeśli mówisz coś, co jest dla mnie zbyt konserwatywne, to głosisz „nowe średniowiecze”. Takie skrajne, potoczne rozumienia terminu nazywam klątwą Bierdiajewa. Doświadczyłem jej niejednokrotnie, prezentując koncepcję neomediewalizmu sieciowego, który jest narzędziem przydatnym w prognostyce. Aby w ogóle zacząć rozmowę, musiałem najpierw wysłuchać, z czym się każdemu kojarzy średniowiecze, dlaczego było złe (lub dobre) i jak można (lub nie można) mówić dziś o średniowieczu.
Tymczasem aby zrozumieć neomediewalizm, potrzebne jest to, co śp. Bronisław Geremek, zresztą wybitny mediewista, nazywał cnotą umiarkowania. Potrzebne jest podejście spokojne i wolne od uprzedzeń. To ważne, bo neomediewalizm nie ma nic wspólnego z liberalną połajanką, konserwatywnym biadoleniem ani odniesieniami do motywów średniowiecznych w popkulturze. To raczej nowy język do opisu rzeczywistości XXI wieku, użyteczny dla prognostyki. Zakłada on, że obecnie na powierzchnię wychodzą makrostruktury i procesy typowe dla średniowiecza; i że to one w coraz większym stopniu mogą organizować nam rzeczywistość. Z tego względu należy spojrzeć na rzeczywistość nie z perspektywy krótko- czy średnioterminowej, ale z historycznego oddalenia. Dzięki temu dojrzymy w tle procesy długiego trwania, czyli typy zjawisk, które doskonale wychwytywali tacy myśliciele jak francuski historyk Fernand Braudel oraz polsko-amerykański myśliciel Immanuel Wallerstein.
Takie nowe ujęcie jest potrzebne, bo Europejczycy wydają się dziś żyć w ahistorycznej szklarni i nie potrafią wyciągać wniosków z przeszłości. Właśnie dlatego niemiecki filozof Peter Sloterdijk powtarza, że Europa musi się postarzeć, czyli filozoficznie przetrawić dziedzictwo historii, aby znaleźć nowy język do opisu piętrowych przemian świata. Dopiero mając język, można tworzyć recepty na złożone problemy cywilizacyjne. Proponuję w tym duchu założenie, że należy szu