OSTATNIA SZANSA MERKEL
Berlin przejął właśnie przewodnictwo w Radzie UE. Oczekiwania wobec kanclerz Angeli Merkel są ogromne, także dlatego, że wielu w przeszłości rozczarowała.
licznych negocjacji w nadchodzących miesiącach. Bo jest dla Europejczyków sygnałem, iż kanclerz jest gotowa zrezygnować ze starych zasad – w tym przypadku z wyraźnego „nie” dla uwspólnionego zadłużenia krajów unijnych – jeśli wymaga tego sytuacja. – Pokazała, że jest elastyczna i reaguje proporcjonalnie do sytuacji – ocenia Caspary. Na wielu zrobiło to wrażenie. Teraz nie bez powodu oczekuje się, że podobnie będzie w najbliższych miesiącach.
CO Z NIEMIECKIM EUROENTUZJAZMEM
Kancelaria w Berlinie zawsze stara się przedstawiać Merkel jako żarliwą Europejkę, jednak nie tylko dla niemieckiej opozycji, ale także z perspektywy Rzymu, Brukseli, Warszawy czy Wiednia ta reputacja od dawna nie jest tak nienaganna. Merkel jest tam postrzegana jako polityk, która w razie wątpliwości zadziała raczej jak każdy, to znaczy najpierw w interesie państwa narodowego. Jako polityk, która zawsze stara się zmusić Europę do podążania niemieckim kursem. I która ostatecznie wykuwa żmudne kompromisy podczas długich nocnych sesji, wcale nie będących wynikiem euroentuzjazmu Niemiec, ale raczej symbolem niedostatku tego entuzjazmu.
Kryzys finansowy po 2008 r. i „niemiecki dyktat oszczędnościowy” położyły podwaliny pod taką ocenę Merkel. Późniejszy kryzys migracyjny w 2015 r. był przykładem na to, że Merkel działała kosztem swoich partnerów. To nie przypadek, że Merkel przez długie lata musiała znosić porównywanie z Helmutem Kohlem. Jemu udało się pociągnąć za sobą zwłaszcza małe państwa, wzbudzić ich zaufanie i zbudować konsensus. Merkel działa inaczej. Kohl poświęcił niemiecką markę na rzecz euro, nigdy nie zwątpiwszy w alians Berlina z Paryżem. Bez wątpienia uchodzi za wielkiego Europejczyka. Merkel jest już uważana za bardzo ważną postać w historii najnowszej Europy. Ale ta prezydencja jest dla niej być może ostatnią szansą na przypisanie do swojego nazwiska epitetu „wielka”.
Plan Merkel i Macrona stanowi podstawę programu naprawczego na rzecz ożywienia gospodarczego w i po kryzysie spowodowanym koronawirusem. Plan ten musi zostać opracowany przy ścisłej współpracy z Komisją Europejską. Ma to nastąpić w lipcu, jego uchwalenie będzie możliwe w sierpniu, ale następnie będzie musiał zostać ratyfikowany przez państwa członkowskie, co przeciągnie się być może do końca roku. – Musi powstać fundusz, który pomaga skutecznie – stwierdziła Merkel w Mesebergu. Musi zapewnić funkcjonowanie rynku wewnętrznego. „Musi być znaczny”. Problem polega na tym, że każdy chce więcej pieniędzy, niż otrzymuje dotychczas.
OSZCZĘDNA PÓŁNOC ŁATWO NIE USTĄPI
Tymczasem niemiecka klasa polityczna wyraźnie się domaga, aby państwa, które mniej ucierpiały z powodu koronawirusa, otrzymały mniej pieniędzy z puli, do której są uprawnione zgodnie z ustalonymi kluczami dystrybucji funduszy. Niektórzy w Unii domagają się również, aby termin spłaty kredytów – z których część prawdopodobnie zostanie udzielona w formie dotacji – został uzgodniony już teraz. Natomiast inne państwa chcą, by etap ten rozpocząć dopiero po 2028 r. – Żadna obecna głowa państwa ani rządu nie będzie już wtedy sprawować urzędu – ani Macron, ani Merkel. Nie należy tego odkładać na święty nigdy – przekonuje jednak Caspary.
Czy Merkel, która zapowiedziała już swoje odejście na emeryturę w 2021 r., zdoła być górą w tych zmaganiach? Niemcy mają ambicje, by nie tylko rozdzielać duże pieniądze. Chcą zwiększyć ogólną odporność Europy na kolejne kryzysy, które są tylko kwestią czasu. Jest to zresztą pewnym przyznaniem się Berlina do winy, bo właśnie zachowanie Merkel na początku pandemii pokazało, jak bardzo konieczne są zmiany w funkcjonowaniu Unii.
Drugim gigantycznym pakietem do podziału jest europejski budżet. Mamy tu przykład, jak kanclerz lubi odsuwać od siebie tematy europejskie. Budżet na lata 2021-27 mógł, a nawet więcej: powinien był zostać zatwierdzony przed wyborami europejskimi w 2019 r. Jednak Francja te decyzje hamowała – a Merkel nie nalegała. Potem nadeszła pandemia. Chorwacja nie miała wystarczającej siły, by poczynić większe postępy w kwestii budżetu. Chorwaci zresztą wiedzieli, że po nich pałeczkę przejmie znacznie potężniejszy gracz. Ale w ten sposób Unia straciła wiele czasu – nawet jeśli budżetowa siedmiolatka zostanie przyjęta w ciągu najbliższych kilku tygodni, skutki tego budżetu mogą być widoczne zbyt późno i nie będą już stanowiły dostatecznego impulsu do walki z aktualnym wyhamowywaniem gospodarek. Przeszkodą będą również długie procedury typowe dla UE.
STRASZNE SŁOWO NA B
Ponadto Merkel od pierwszego dnia będzie musiała negocjować z Brytyjczykami w sprawie warunków opuszczenia przez nich rynku wewnętrznego UE. W dyskursie publicznym temat brexitu został przez pandemię przesunięty na dalszy plan. A już 31 grudnia, wraz z końcem niemieckiej prezydencji i zakończeniem okresu przejściowego po brexicie, Zjednoczone Królestwo opuści rynek wewnętrzny. Berlin zamierza zamknąć ten proces jak najszybciej. Ale perspektywy rysują się ponuro: sygnały z Londynu wskazują, że premier Boris Johnson planuje po prostu twarde wyjście.
Stąd w Berlinie i Brukseli przygotowywane są dwa scenariusze. Pierwszy na wypadek, gdy Wielka Brytania zawiera umowę o wolnym handlu z UE, ale oczywiście opuszcza rynek wewnętrzny. I drugi, w którym nie ma nawet takiego porozumienia, ale następuje koniec wspólnego rynku. – Jak dotąd Londyn chce rozmawiać tylko o… rybołówstwie – zdradza wtajemniczony i sfrustrowany dyplomata zaangażowany w negocjacje.
Negocjacje w sprawie polityki klimatycznej nie należą wcale do najłatwiejszych. Jak dotąd kraje takie jak Polska w ogóle nie zobowiązały się do osiągnięcia celów klimatycznych. Inni wiele dotychczas obiecali, ale de facto zmniejszają deklarowane redukcje emisji. Berlin czeka trudne targowanie się o pojedyncze, ale kluczowe cyfry.
W najbliższej przyszłości liderzy Europy chcą odejść od spotkań wirtualnych, które miały miejsce w ostatnich miesiącach. Na nowo wrócą brukselskie noce negocjacyjne. Ze strony rządu federalnego dobiegają głosy o wręcz konieczności fizycznych spotkań. Bo trzeba będzie rozmawiać także o napiętych stosunkach transatlantyckich – w końcu na okres przewodniczenia w Radzie UE przypadają wybory prezydenckie w USA – ale także o relacjach UE z Chinami oraz z Afryką. Niemcy chcą przynajmniej skłonić Europejczyków, którzy chwilowo zamknęli się we własnym egoizmie z powodu koronawirusa, do ustalenia wspólnego stanowiska wobec świata zewnętrznego.
Wyzwania, które stoją teraz przed Niemcami i Angelą Merkel, są więc iście herkulesowe. Nie wszystkie zakończą się sukcesem w niemieckim rozumieniu.
+