Koniec świata Froome’a
Gdy najlepszy kolarz ostatniej dekady zmienia drużynę, coś musi być nie tak z kolarzem. Albo z jego dotychczasową drużyną.
Transfery w kolarstwie zwykle nie budzą większych emocji. Drużyny buduje się jako projekty biznesowe, których głównym celem jest promocja marki głównych sponsorów. Masz dużo forsy? Płacisz największym gwiazdom, by wygrywały. Masz mniej? Też da się żyć, zatrudniasz walecznych specjalistów od ucieczek. Wszystko po to, by mówili o twojej grupie jak najwięcej. Lub by najdłużej pokazywali ją w telewizji. Kolarz w profesjonalnej grupie to pracownik najemny, jeżdżący słup ogłoszeniowy. Przywiązanie do barw klubowych nie odgrywa tak dużej roli jak choćby w futbolu. Ale zdarzają się wyjątki od tej reguły. Najważniejszym wyjątkiem w ostatnich latach jest Chris Froome.
Chris Froome i szalona akcja w Alpach
W zespole Sky pojawił się w wieku 25 lat jako pomocnik Bradleya Wigginsa. Ze swojej roli wywiązywał się perfekcyjnie, ale szybko okazało się, że uczeń wyrasta ponad mistrza. Swój pierwszy wielki tour wygrał już w drugim sezonie w Sky – na hiszpańskiej Vuelcie miał pomagać Wigginsowi, ale gdy na 15. etapie trzeba było gonić samotnie uciekającego Juana Jose Cobo, Wiggins odpadł, a Froome nie. Wyścig na pierwszym miejscu zakończył co prawda Hiszpan, ale po późniejszej dyskwalifikacji za doping to Froome jest jego zwycięzcą.
Rok później pomógł Wigginsowi w jego jedynym zwycięstwie w Tour de France (sam był drugi), a w 2013 r. sam wygrał setną edycję TdF. Potem zrobił to jeszcze trzy razy.
Ma w swojej karierze akcję, która do historii kolarstwa przeniesie go w nie mniejszym stopniu niż zwycięstwa w Tour de France. Dwa lata temu w Giro d’Italia szło mu przeciętnie, za to jak na skrzydłach po kolejne etapowe zwycięstwa mknął jego rodak Simon Yates z grupy Mitchelton-Scott. I wtedy, na morderczym 15. etapie przez alpejskie przełęcze z Venaria Reale do Bardonecchii, z sumą przewyższeń ponad 5 km, zrobił coś wyjętego z romantycznych czasów kolarstwa – bez słuchawek w uszach, bez sztywnej taktycznej dyscypliny. Na 80 km przed metą ruszył do boju sam, bez pomocników, bez rywali przejmujących na chwilę prowadzenie i dających odpocząć. Po prostu zaczął kręcić pedałami szybciej i mocniej niż zdezorientowani jego brawurową akcją konkurenci.
I tak jechał przez Alpy, wjeżdżał na kolejne przełęcze, pokonywał kilometry po dziurawym asfalcie
Chris Froome odchodzi, bo stał się w Ineos jedną z kilku gwiazd. Tymczasem on chce zawsze grać role tytułowe
i szutrze. Yates już się nie liczył, zaliczył gigantyczne straty. – Musiałem zrobić coś szalonego, czego nie próbowałem nigdy wcześniej. Powiedziałem sobie: „dzisiaj albo nigdy”, i ruszyłem do przodu. To było coś niesamowitego! – cieszył się Froome na mecie 15. etapu. Został liderem wyścigu i prowadzenia nie oddał do końca.
W 2018 r. miał cel: wygrać w jednym sezonie Giro d’Italia i Tour de France, co nie udało się od 1998 r., gdy dwa największe wyścigi wziął szturmem Marco Pantani. Po kosmicznej akcji we Włoszech na Tour jechał jako faworyt, ale przegrał. Pogromcę znalazł w koledze z drużyny, ledwie rok młodszym Geraincie Thomasie.
I wtedy okazało się, że Sky to nie tylko Froome. A że jego przebogatą grupę – od 2019 r. po zmianie sponsora generalnego z kompanii telewizyjnej na chemiczny koncern noszącą nazwę Ineos – stać na każdego kolarza na świecie, nikt nie mógł Froomowi zapewnić pozycji niekwestionowanego lidera. Do puli nieszczęść dotychczasowej największej gwiazdy kolarstwa doszedł wypadek w czerwcu 2019 r. Podczas rekonesansu na trasie czasówki wyścigu Criterium du Dauphine z prędkością 54 km/godz. wjechał w mur posesji stojącej przy drodze. O udziału w Tour de France nie było mowy, ale tam okazało się, że Ineos ma w składzie kolejny brylant – młodziutkiego Kolumbijczyka Egala Bernala, który w rywalizacji z Thomasem rozstrzygnął sprawę zwycięstwa.
Chcesz być liderem? To idź sobie
Trudno o bardziej czytelny sygnał, że jeśli Froome chce mieć komfort bycia liderem zespołu, musi zespół zmienić. O tym, że zrobi to jeszcze tego lata, przed wznowieniem sezonu sparaliżowanego przez pandemię, sporo plotkowano wiosną. Ostatecznie jednak Brytyjczyk wypełni kontrakt, a w Tour de France spodziewa się, że zespół zostanie podporządkowany jemu. – To była fantastyczna dekada z zespołem. Podekscytowany patrzę na nowe wyzwania, ale teraz jestem skoncentrowany na tym, by wygrać piąty Tour de France z Ineosem – powiedział w BBC.
Szefowie Ineosa kurtuazyjnie nie zaprzeczają, mówią o trzech liderach na zaczynający się 29 sierpnia Tour. Ale podobną taktykę zamierzają zastosować ich konkurenci z holenderskiego zespołu Jumbo-Visma, którzy już w grudniu, przed pandemią, zapowiadali, że we Francji pojadą Primoż Roglić, Kruijswijk i Tom Dumoulin. Zapowiada się jatka, w której dla pozostałych grup przewidziano role statystów.
A Froome? Liderem zespołu na TdF zapewne będzie, ale za rok, w barwach grupy Israel Start-Up Nation. Izraelczycy dopiero od tego roku są w gronie drużyn w World Tour, przejęli licencję po szwajcarsko-rosyjskim zespole Katusha-Alpecin. Za pieniądze izraelskiego rządu i kanadyjsko-żydowskiego potentata w branży nieruchomości Sylvana Adamsa powstaje ekipa, która ma walczyć za rok o zwycięstwa w największych wyścigach.
I w której, jak kiedyś w Sky, wszystko będzie kręcić się wokół Chrisa Froome’a.