Nowe obostrzenia
NFZ wydał zalecenie dla szpitali, by ograniczyły „do niezbędnego minimum” lub w ogóle zawiesiły planowe przyjęcia. A rząd szykuje zmiany, które ułatwią kierowanie lekarzy do pracy z zakażonymi.
• na weselach i innych uroczystościach maks. 20 osób, bez możliwości zabawy tanecznej;
• w uroczystościach religijnych jedna osoba na 4 m kw.;
• w zgromadzeniach publicznych maksymalnie 25 osób;
• od poniedziałku w szkołach wyższych i ponadpodstawowych nauczanie hybrydowe;
STREFA CZERWONA
w sklepach maksymalnie pięć osób na jedną kasę;
zakaz organizacji wesel i imprez okolicznościowych;
podczas uroczystości religijnych nie więcej niż jedna osoba na 7 m kw.,
do 10 osób w zgromadzeniach publicznych;
od poniedziałku w szkołach wyższych i ponadpodstawowych nauczanie zdalne;
W OBU STREFACH
w transporcie publicznym zajętych może być 50 proc. miejsc siedzących lub 30 proc. wszystkich miejsc;
lokale gastronomiczne czynne od 6 do 21; po godz. 21 jedzenie tylko na wynos;
wydarzenia sportowe bez udziału publiczności;
zawieszona działalność basenów, aquaparków i siłowni;
maks. 25 proc. miejsc zajętych w wydarzeniach kulturalnych.
– Panuje popłoch – słyszymy w centrali NFZ. Plan A, który miał polegać na reagowaniu w miejscach, gdzie zakażeń jest dużo, upadł. Planu B nie ma. Szefowie NFZ nie wychodzą z Ministerstwa Zdrowia. Reszta urzędników funduszu czeka na wytyczne. Chaos pogłębia fakt, że akurat na czas spodziewanej jesienią zwiększonej fali nowych zachorowań zarówno w NFZ, jak i w resorcie zdrowia zaplanowano wielkie zmiany organizacyjne. – To wariactwo – słyszymy od jednego z urzędników.
Komunikat NFZ w internecie
Pogrążony w chaosie NFZ wydał jednak w czwartek komunikat (nosi środową datę), w którym informuje, że „aby minimalizować ryzyko transmisji infekcji COViD-19 oraz zapewnić dodatkowe łóżka szpitalne dla pacjentów wymagających pilnego przyjęcia do szpitala, centrala NFZ zaleca ograniczenie do niezbędnego minimum lub czasowe zawieszenie udzielania świadczeń wykonywanych planowo”.
W tej chwili ponad 60 tys. Polaków ma potwierdzone badaniem genetycznym zakażenie koronawirusem. Z tej liczby w szpitalach przebywa 6,5 tys. osób. Zajętych respiratorów jest 508 (w ciągu ostatniej dobry przybyło 41 osób). Premier i minister zdrowia jeszcze tydzień temu mówili, że łóżekSdtlarcehfoyrych z COVID-19 jest zabbezepziepczioencyczhekńilksatnwaścaie tysięcy, respiratorów dobrze ponad tysiąc. Widać jednak, że przy rosnącej liczbie nowych
zażkaóżłetńa(w czwartek ponad 8 tys.) zarówno łóżek, jak i respiratorów może szybko zabraknąć. A jeśli nawet nie zabranie sprzętu, czerwona to już na pewno personelu do jego obsługi.
W komunikacie NFZ zwraca uwagę, żeby w każdym przypadku lekarze indywidualnie © GAZETA WYBORCZA ocenili sytuację i ryzyko, jakie wiąże się dla pacjenta z odroczeniem terminu przyjęcia. Lekarze mają też jednak brać pod uwagę, jakie jest ryzyko, że w trakcie leczenia, na
przykład po operacji, pacjent będzie wymagał intensywnej terapii. Jeśli duże, to właśnie w takim przypadku leczenie powinno być odroczone.
Fundusz zalecił w szczególności, by odsyłać pacjentów, którzy mieli się zgłosić do szpitala na diagnostykę, w tym zabiegi diagnostyczne takie jak gastroskopia czy biopsja. Odłożone mają być operacje wszczepienia endoprotezy, duże zabiegi korekcyjne kręgosłupa, operacje na aorcie brzusznej i piersiowej, wszczepianie by-passów, operacje na neurochirurgii oraz operacje usunięcia nerki i usunięcia macicy.
„Ograniczenie nie powinno dotyczyć planowej diagnostyki i leczenia chorób nowotworowych” – zastrzegł NFZ.
To będzie onkologiczne tsunami
Problem w tym, że ograniczenie przyjęć do diagnostycznych na pewno odbije się na chorych, u których jeszcze nowotworu nie wykryto, bo dopiero mieli mieć badania, np. endoskopię albo biopsję właśnie. – To może być onkologiczne tsunami. Choroba u tych pacjentów ujawni się na etapie, kiedy już niewiele będzie można zrobić – mówi prof. Piotr Wysocki, kierownik Kliniki Onkologii w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie.
Reakcje na komunikat są w szpitalach różne. – Jesteśmy szpitalem covidowym trzeciego stopnia. Mamy kilkudziesięciu pacjentów z COVID-19, w tym ośmiu na respiratorach. I tak już musieliśmy ograniczyć przyjęcia, bo brakuje nam ludzi – mówi nam dyrektor jednego z dużych szpitali na południu kraju.
– Nasi pacjenci z HIV czy wirusowym zapaleniem wątroby już od wiosny są odcięci od leczenia. Najpierw NFZ ograniczył nas do leczenia tylko COVID. A potem, gdy zaczęliśmy przywracać leczenie innych pacjentów, przyszła druga fala zachorowań – mówi prof. Robert Flisiak, kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.
W innym szpitalu usłyszeliśmy od dyrektora: – Wiosną też było takie zalecenie. Szpitale ograniczyły przyjęcia i nie wyrobiły ryczałtów. A NFZ im na to powiedział, że to było tylko takie zalecenie, a nie obowiązek wstrzymania przyjęć. Dopóki nie dostaniemy tego w formie dokumentu z podpisem prezesa, nie będziemy się żadnym komunikatem z internetu przejmować.
Zaczyna brakować lekarzy i pielęgniarek
Tymczasem ze szpitali dochodzą coraz częstsze sygnały o tym, że zaczyna brakować lekarzy i pielęgniarek do opieki nad chorymi. Wielu jest na zwolnieniu chorobowym z powodu normalnych w tym okresie infekcji. Inni są zakażeni koronawirusem albo na kwarantannie. Wojewodowie wydają decyzje o delegowaniu lekarzy z innych placówek do pracy przy chorych z COVID-19. Na Warmii i Mazurach delegowani są lekarze rodzinni. Oburzyło to Porozumienie Zielonogórskie.
– Za kilka tygodni podstawowa opieka zdrowotna będzie zdemolowana. Lekarze rodzinni, którzy zostali postawieni na pierwszej linii frontu walki z pandemią, dostają nakazy pracy w szpitalach zakaźnych. Nikt się nie zastanawia, kto się zajmie ich pacjentami – stwierdziła Joanna Zabielska-Cieciuch, ekspert PZ.
W szpitalach słyszymy coś zupełnie innego. – Gdyby poradnie rodzinne pracowały jak należy, nie mielibyśmy tylu pacjentów na SOR. A jest ich o jedną trzecią więcej niż normalnie, bo nie mogą się dostać do swojej poradni. I kto tu jest na pierwszej linii frontu? – pyta dyrektor jednego ze szpitali w województwie śląskim.
Rząd szykuje środki nadzwyczajne
W czwartek wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki zapowiedział nadzwyczajne posiedzenie Sejmu, na którym odbędzie się głosowanie w sprawie nowelizacji przepisów (nie sprecyzował, w jakich ustawach) regulujących kwestie wysyłania lekarzy do pracy z zakażonymi. Pytany przez dziennikarza Radia WNET o szczegóły Terlecki stwierdził: – Wojewodowie kierują do pracy w walce z koronawirusem, a zgłasza się jedna czwarta, a nawet mniej, a czasem izby lekarskie w ogóle nie współpracują w tym zakresie albo z trudem, więc trzeba to uporządkować.
Jak się dowiedzieliśmy, może chodzić o zmiany w ustawie o samorządzie lekarskim. Teraz nie ma w niej przepisów umożliwiających wojewodzie delegowanie lekarzy do pracy poprzez okręgową izbę lekarską.
Nadzwyczajne posiedzenie Sejmu miało być zwołane w piątek. Potem okazało się, że projektu nie ma jeszcze i będzie we wtorek. – Nie mamy pojęcia, co będzie w tej nowelizacji. Nikt jej z nami nie konsultuje – usłyszeliśmy w Naczelnej Izbie Lekarskiej.
W czwartek wieczorem minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział 175 proc. wynagrodzenia dla lekarzy delegowanych do walki z COVID-19. Jeśli lekarz trafi na kwarantannę, pensja nie będzie mu obcinana. - Pracujemy nad stworzeniem tzw. klauzuli dobrego samarytanina, która pozwoli lekarzom poczuć się bezpiecznie, i w ramach walki z COVID-em błędy, które będą popełniane nieumyślnie, nie będą po prostu karane - mówił Niedzielski.
+
Fundusz zalecił w szczególności, by odsyłać pacjentów, którzy mieli się zgłosić do szpitala na diagnostykę